Nawet jeśli jej pierwsza próba awansu do Nowego Jorku nie powiodła się, to Fairchild nie wątpił, iż uda jej się to, gdy będzie jeszcze młoda. Trochę więcej doświadczenia, pojawienie się tu i tam, i będzie gotowa. A nawet jeśli nie, to to, co tu miała, było bardziej niż dobre – telewizja to medium kariery, a ona już jest gwiazdą. Będzie musiała pogodzić się z afrontem na jej amour propre. To część tego biznesu.
Więc jego pierwszym pomysłem po rozmowie z Wu było to, że Andrea pewnie się dąsa i pojawi się najpóźniej na popołudniowe podsumowanie posiedzenia sądu, a już na pewno na podsumowanie wieczorne, kiedy to była naprawdę potrzebna. Był to program po zamknięciu obrad na dany dzień, zazwyczaj nie wcześniej niż o szesnastej, kiedy ona i Tombo nie tylko przytaczali najważniejsze wydarzenia dnia, ale również umieszczali je w kontekście odpowiednio obrony i oskarżenia. Świetna telewizja, szczególnie gdy wczuwali się w swoje role, jak im się czasami zdarzało.
Ale nie chciał stracić tego „talentu” z oka i, tak dla pewności, wykonał kilka telefonów – najpierw na całkiem prywatny, niedostępny dla nikogo innego, używany tylko na wypadek nagłych wydarzeń w TV Proces, numer Andrei, potem do Richarda Tombo do domu. Wiedząc, że Wyatt Hunt wybiegł za Andreą tamtej nocy, przeprowadził krótką rozmowę z Tamarą w Klubie Detektywów, która sama starała się zlokalizować Andreę. U Piersalla rozmawiał z Carla, którą znał i, która, był pewien, uwielbiała go jak diabli, ale naprawdę nie miała wiadomości od swojej szefowej. Martwiła się.
Teraz Fairchild siedział naprzeciwko Richarda Tombo i zamierzał zamówić coś, co mogło uchodzić za lunch w „U Lou Greka”, półpodziemnym, ciemnym i minimalnie higienicznym barze/restauracji po drugiej stronie ulicy od schodów Pałacu Sprawiedliwości, skąd transmitowali większość relacji. Dziś sędzia Villars odwołał poranną sesję w sprawie Donolana o jedenastej trzydzieści, zatem pod małymi i brudnymi oknami ciągnącymi się wzdłuż ściany od alejki, było jeszcze kilka wolnych stolików. Pomimo wad Lou, których zdaniem Fairchilda była masa – jedzenie, atmosfera, oświetlenie, jedzenie, zapach, jedzenie, a w szczególności danie dnia, które było jedyną pozycją w menu – miejsce to było popularne w środowisku prawników i funkcjonariuszy ochrony porządku publicznego i to już od ponad dwudziestu pięciu lat. Miejsca stojące dostępne były od południa do około pierwszej trzydzieści, drugiej i trzeciej dla rezydujących w głębi, przy barze.
Tombo zbliżał się lub dopiero co skończył czterdziestkę. Szerokie ramiona, masywna, ale nie gruba sylwetka, wzrost ponad przeciętną. Jego skóra była bardzo ciemna, włosy mocno skręcone, ciemne garnitury zawsze nieskazitelne. Dokładnie przyciętą kozią bródkę znaczyły ślady siwizny. Szeroki, nieco przypłaszczony nos dzielił twarz na dwie prawie idealne części, co nadawało jej regularny i przyjemny wyraz – całkiem normalny, a jednocześnie nieco niezwykły. Jego głębokie czekoladowe oczy, potencjalnie skłonne do smutku, często mrugały wesoło spomiędzy kurzych łapek. Na swój sposób Tombo był tak atrakcyjny jak Parisi, co odegrało oczywiście sporą rolę przy ich wyborze przez Fairchilda do programu.
Fairchild zabierał się w końcu do powiedzenia Tombo o reakcji Parisi sprzed dwóch nocy.
– Jestem pewien, że to o to chodzi w tym zniknięciu. Ale pozwól, że się spytam, Rich, czy ja kiedykolwiek udawałem, że mam tego typu wejścia? Czy nie powtarzałem wam cały czas, żebyście cieszyli się z tej przejażdżki, bo nigdy nie wiadomo, kiedy pojawi się szansa na następną?
Tombo wyjął z miski na środku stołu zielony strączek edamame, otworzył go i wysypał znajdujące się wewnątrz groszki na dłoń.
– Najwyraźniej nie przyjęła tego do wiadomości.
– Nigdy jej nie okłamywałem.
– Nie mówię, że to robiłeś – włożył jeden groszek do ust – ale mogła odnieść inne wrażenie, to wszystko. Byliście całkiem blisko.
– Ani trochę bliżej zawodowo niż ty i ja. To od samego początku miał być zespół, nasza trójka.
Na twarzy Tombo pokazały się kurze łapki.
– Ta, cóż, mnie chodzi nie tylko o sprawy zawodowe.
– Okay, rozumiem. Ale pierwszy raz zorientowałem się, że jej naprawdę chodzi o Nowy Jork we wtorek wieczorem. Nie ściemniam. To był pierwszy raz. Chodzi mi o to, że naprawdę liczyła na to, jako na kolejną fazę, że to naprawdę nastąpi. Gdy tylko to powiedziała… no cóż, musiałem ją poprawić. I wtedy zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Co to w ogóle jest?
Otwierając kolejny strączek, Tombo opuścił wzrok.
– Edamame. Soja. Świetna rzecz – rozejrzał się po zatłoczonym pomieszczeniu. – Lou podnosi poziom, zamienia się w smakosza.
– Zauważyłeś dzisiejsze danie dnia? – spytał. – Tempura dolmas? Co to jest?
– Tak jak powiedziałeś, specjalność. Sui generis – Tombo przerwał na moment, przełożył z grubsza. – Twór własny.
– Może i tak, ale co by to nie było, to dość dziwne na wyrafinowaną kuchnię.
Tombo wzruszył ramionami.
– Zależy od definicji. W Sudanie takie coś wywołałoby paradę radości – wrzucił kilka ziarenek soi do ust. – No więc, jak myślisz, gdzie ona jest?
– Ukrywa się. Przekazuje wiadomość. Próbuje mi dopiec. Tombo cmoknął ze współczuciem.
– Myśli, że to sprawa osobista.
Fairchild przechylił głowę, zastanawiając się, czy Tombo z niego kpi.
– Dokładnie – powiedział. – Wróci na czas, żeby zrobić podsumowanie, jestem pewien.
– Miejmy nadzieję.
– Cóż, a jeśli nie, to sam sobie świetnie poradzisz. – Kelnerka podeszła z tacą pełną szklanek wody, postawiła dwie na ich stole, niepotrzebnie zapisała zamówienie – specjalność: dolmas. Kiedy odeszła, Fairchild podniósł swoją szklankę. – Powiedz szczerze, Rich, zastanawiałeś się nad tym, co będziesz robił po tym procesie?
Tombo wzdrygnął się.
– Wrócę do normalnej pracy. Boże, to brzmi strasznie teraz, gdy siebie słyszę – oczy mu się rozjaśniły. – Hej, może pociągniemy za parę sznurków i zorganizujemy zabójcy George’a Palmera proces w ciągu następnych dziesięciu dni. Nie byłoby świetnie?
– Rewelacja. Ale czy nie powinni go najpierw złapać?
– Jeśli to on. Skoro już o tym mowa, popatrz na to – spojrzenie Tombo powędrowało do tłumu przy drzwiach, gdzie dwie znajome postaci przebijały się do przodu. – Juhle i Shiu – powiedział. – I wygląda na to, że idą w naszą stronę.
–
Tombo przez dziewięć lat pracował jako zastępca prokuratora okręgowego, nim przeszedł do sektora prywatnego. Znał Juhle’a i Shiu i wiedział o ich przydziale do sprawy Palmera. Kiedy dotarli do ich stolika, wszystkich sobie przedstawił. Razem z Fairchildem zrobili miejsce dla inspektorów, przesuwając się na swych ławkach, przez co przy stoliku zrobiło się nieco ciasno. Shiu od razu zaczął:
– Jesteśmy właśnie w drodze do firmy Andrei Parisi i Devin pomyślał, że wy tu będziecie, więc moglibyśmy najpierw pogadać z wami. Właściwie to mieliśmy cichą nadzieję, że Parisi będzie z wami.
– Nie – powiedział Fairchild. – Jak na razie jesteśmy tylko my. Jak widać.
– Rozmawiał z nią dzisiaj któryś z was? – spytał Shiu.
– Jeszcze nie. Zazwyczaj pojawia się po zakończeniu popołudniowego posiedzenia, ale czasami ma inne zajęcia i nie może przyjechać – Fairchild wzruszył ramionami, zupełnie jakby nic się nie stało. – Spodziewamy się jej jednak w porze podsumowania, może wtedy spróbujcie.
– O co chodzi? – spytał Tombo.
Читать дальше