– Zgodzę się, że przypuszczenie takie ma mocną podbudowę – powiedział Juhle. Właściwie widział dostateczną ilość miejsc zbrodni i ofiar zabójstw, by wiedzieć, że mordowanie niemal zawsze zawierało sporą dawkę niedbalstwa. Całkiem często strzały mszczącego się gangu zabijały czworo gapiów, pozostawiając zamierzony cel nietknięty. Kobieta planuje zabicie niewiernego chłopaka, ale wsypuje za mało trutki na szczury do grochówki – albo on się w połowie orientuje – w wyniku czego wywiązuje się walka na noże i oboje giną. Zabójca-amator na głodzie narkotykowym często zabija nie tego, kogo trzeba. Ojej, pech.
Lecz pomijając przypadkowość, która często towarzyszy morderstwom, Juhle wiedział, że w zależności od osoby, obecne ceny za odebranie komuś życia w San Francisco wahały się od około tysiąca dolarów do sum w okolicach pięćdziesięciu tysięcy. Naturalnie, jeśli zapłacisz komuś z dolnej części stawek, to twój uliczny narkoman szukający zarobku, może popełnić cały szereg błędów technicznych zarówno w planowaniu, jak i wykonaniu. Oczywiście, Juhle zakładał, że jeśli pani Palmer wynajęła kogoś, to celowała raczej w górną część skali, ale mógł się mylić.
Chciał po prostu, by Shiu nabrał nieco perspektywy. Z drugiej strony on i Shiu spędzali razem całe dni i nie miało sensu izolowanie go lub sprawianie, by źle wyglądał.
– Istnieje jednak pewna możliwość – powiedział.
– A to jaka? – spytał Lanier.
– Pamiętasz z prasy tę historię o Pal merze i strażnikach więziennych?
Hunt, ubrany w dobrze skrojony garnitur Nordstroma, siedział w pokoju pełnym bardzo poważnych ludzi, rozmawiających o finansowych szczegółach współpracy wartej milion dolarów, która się nie powiodła, ponieważ jeden z dyrektorów oszukiwał w księgach. Dla wszystkich pozostałych była to istotna sprawa – Hunt wiedział, że wspólnicy u McClellanda, wszyscy od niego młodsi, zarabiali minimum sto sześćdziesiąt dolarów na godzinę i żyli tymi szczegółami.
Teraz siedział tam, samemu zarabiając osiemdziesiąt dolarów na godzinę, aby upewnić się, że jego świadek, sześćdziesięcioletni gentleman, Neil Haines, zezna zasadniczo to samo, co powiedział Huntowi przed czterema miesiącami, w rozmowie którą Hunt pamiętał jak przez mgłę, ale na szczęście nagrał ją i zrobił też całą masę notatek.
Patrząc przez okna mieszczącej się na trzydziestym trzecim piętrze sali konferencyjnej w siedzibie firmy McClelland, Tisch & Douglas na zalane słońcem miasto, Hunt spędził resztę przedpołudnia w oparach detali i nudy. Andrea wciąż się nie zgłosiła. Najwyraźniej, będąc poprzedniego dnia w drodze do klienta, zadzwoniła do biura.
– Kto był tym klientem?
– Carol Manion. I tak, zanim zapytasz, ta Carol Manion. Hunt zagwizdał. O ile nie znała ich już osobiście wcześniej, to Andrea Parisi zamieniła sławę na wysokie honoraria, jeśli miała klientów tego pokroju. Ward i Carol byli znaną parą, która swoje pierwsze pieniądze zarobiła w przemyśle spożywczym, lecz od tamtego czasu zmieniła branżę na winiarnie i restauracje oraz drużyny sportowe. Byli właścicielami sporej części drużyny 49ers. Byli również stałymi bywalcami stron o VIP-ach, choć Hunt coś pamiętał, że ich publiczna obecność zmniejszyła się od czasu tragicznej śmierci ich syna.
– No i rozmawiałaś z nią, z panią Manion?
– Nie, żartujesz? Jak niby miałabym się do niej dostać?
– Przez sekretarkę Andrei?
– Wyatt, daj spokój. Nie ma szansy, żeby Carla Shapiro dała mi prywatny numer Carol Manion.
– A pytałaś?
– Czy pytałam? Trochę mnie to obraża – Hunt niemal widział, jak Tamara robi nadąsaną minę. – Udawała, że go nie ma. Akurat.
– Więc nie wiemy, czy Andrea w ogóle tam dotarła?
– Zgadza się. Zadzwoniłam do ich biura – Manionów – i spytałam, ale najwyraźniej było to coś bardziej osobistego. W głównym biurze nic nie wiedzieli o jakichkolwiek związkach pomiędzy Carol i Andreą.
– Dobra. A Dev? Odezwał się?
Tamara powiedziała mu, że Juhle zadzwonił, by przekazać, że żaden z miejscowych szpitali nie miał niezidentyfikowanej ofiary wypadku, kostnica też nie, areszt również nie wzbogacił się przez noc o atrakcyjną, młodą prawniczkę. Wszystko to, jak dotąd, stanowiło dobre wiadomości – Parisi nie była oficjalnie ranna ani martwa – choć nie było to bynajmniej nawet namiastką tego, co stanowiłoby spotkanie z nią.
– Amy się odzywała?
– Nie.
– Zadzwonię do niej.
Ale gdy tylko się rozłączył, młody reformator McClellanda, który kierował zeznaniami, zapukał w szklane drzwi sali konferencyjnej, gestami pokazując Huntowi, że będą zaczynać. Czas to pieniądz, więc przerwa na lunch u McClellanda trwała tylko pół godziny. Lecz o cokolwiek chodziło, musiał wyjść, a telefon do Wu będzie musiał zaczekać.
Spencer Fairchild był producentem wykonawczym TV Proces w trakcie ponad dwudziestu pięciu procesów w całym kraju i w jego opinii proces Randy’ego Donolana oskarżonego o podwójne morderstwo, żony Chrissy i jej kochanka Josha Eberly’ego, był najlepszym ze wszystkich, przy których pracował.
Miał wszystko.
Randy miał trzydzieści jeden lat, Chrissa dwadzieścia sześć, Josh siedemnaście. Oboje dorośli byli atrakcyjni, choć nie dorównywali Eberly’emu pod względem czystego, rozdzierającego serce seksapilu. Chrissa uczyła w zastępstwie WF-u i historii w liceum Lincolna, gdzie poznała Josha i po kilku tygodniach nawiązali romans. Randy z kolei, aż do dnia aresztowania, ponad półtora roku wcześniej, był pastorem małej, lecz entuzjastycznej parafii fundamentalnych chrześcijan (oraz prowadził firmę projektującą strony www) w Sunset District.
Choć, jak na razie, nie odnaleziono ciał Josha i Chrissy, to w pojeździe, który Randy używał do wykonywania obowiązków pastora i webmastera, znaleziono ślady krwi oraz włosy z DNA odpowiadającym tym od obu zaginionych. Samochód okazał się własnością parafianina, Gerry’ego Coombsa. Kiedy policja odkryła krew i włosy, pan Coombs stworzył całkiem nową religię i został głównym świadkiem oskarżenia przeciwko Randy’emu, z którym łączył go homoseksualny romans.
Pośród dziesiątek domniemanych teorii, które pojawiły się przed i w trakcie procesu, były propozycje jakoby Gerry, Randy i Chrissa stanowili pewnego rodzaju trójkąt; Josh zdecydował się na Randy’ego i chciał zostawić Gerry’ego i Chrissę; Chrissa kochała Josha i chciała za niego wyjść; Gerry tak naprawdę zabił na polecenie Randy’ego oraz wszelkie inne wariacje tych wersji, które w środowisku San Francisco były niemal nieskończone.
Od początku sprawa była dla TV Proces żyłą złota.
A teraz, zupełnie jakby było jeszcze mało, to skrajnie opanowany, logiczny i znający się na rzeczy kociak, Andrea Parisi, która wyjaśniała znaczenie i niuanse każdej strategii i każdego posunięcia obrony począwszy od pierwszego dnia, najwyraźniej zniknęła.
Spencer Fairchild dowiedział się o tym z porannego telefonu Wu. Andrea była oczywiście bardzo zdenerwowana tamtej nocy – wcale jej nie winił – ale nigdy nie pomyślał, że jeśli nie pojedzie do Nowego Jorku, to zrobi wszystko, by zaryzykować pozycję, jaką wyrobiła sobie w San Francisco. Mimo wszystko była z pewnością na najlepszej drodze do wszystkich przyszłych procesów w tym mieście. Dawała czadu przed kamerą. A kwoty jakie jej płacili, nawet biorąc pod uwagę jej codzienną pracę wziętego prawnika, nie były zbyt małe. Już nie mówiąc o sławie i rozgłosie zarówno dla niej, jak i dla jej kancelarii.
Читать дальше