– Przed czym?
– Sławą. Nie wiem. Zastanawia się, co ma zrobić ze Spencerem. Albo swoją karierą prawniczą. Tu może chodzić o wszystko.
– Naprawdę tak myślisz?
– Naprawdę nie wiem. Ale znajdę numer jej matki, a potem, jeśli jej z nią nie ma, trochę podzwonię w różne miejsca publiczne. W międzyczasie, ty czekaj, może oddzwoni. A jeśli to zrobi, to daj mi znać, okay?
– Okay.
– Dobra. To słyszymy się później.
Rozłączyli się i w przeciągu kwadransa Hunt rozmawiał z Deanne, siostrą Andrei, mieszkającą w Berkeley, zadając ogólne i swobodne pytania. Przedstawiając się jako prywatny detektyw, wyjaśnił, że wykonuje kontrolę pewnej osoby, która podała jej siostrę jako referencję, pod tym numerem. Deanne zdecydowanie nie brzmiała jak ktoś, kto doświadczył jakiejkolwiek traumy w niedawnej przeszłości. Zaśmiała się i powiedziała, że jej siostra nie mieszka tam już od lat, więc kogokolwiek Hunt sprawdzał, to nie była to osoba zbyt aktualna – powiedziałem, że samo to, może być istotną informacją dla osoby, dla której wykonuję tę kontrolę. Deanne nie widziała się z Andreą od około miesiąca, ale była całkiem pewna, że jej matka rozmawiała z nią w miniony weekend. Hunt podziękował jej i się rozłączył.
A więc Andrea nie była u matki. Kładąc nogi na biurku, zastanawiał się przez chwilę, po czym ponownie podniósł słuchawkę i wybrał kilka numerów, które znał na pamięć.
– Juhle, wydział zabójstw.
– Hunt, chińska dzielnica.
– Błąd.
– Jak to błąd, skoro jeszcze nic nie powiedziałem?
– Dlaczego muszę wszystko wyjaśniać, Wyatt? Jeśli ja mówię „Juhle, wydział zabójstw”, ty nie możesz powiedzieć „Hunt, chińska dzielnica”. Mówisz coś w stylu „Hunt, detektyw”. Chodzi o to, jaką pracę wykonujesz, a nie gdzie. Spróbuj później – i rozłączył się.
Huntowi wydawało się czasami, że jedyną rzeczą gorszą od zadawania się z kimś, kto ma charakter, było zadawanie się z kimś, kto go nie ma. Ponownie wystukał numer Devina i usłyszał jego śmiertelnie poważny głos:
– Juhle, wydział zabójstw. – I tym razem powiedział:
– Hunt, detektyw.
– Wyatt – zagrzmiał Juhle – jak się miewasz?
– Nieźle, Devin, ale nawet teraz nieprzerwanie prowadzę śledztwo. Musisz coś dla mnie znaleźć.
– To wtedy ja bym prowadził śledztwo, a nie ty. A jak sądzę, wspomniałem, że robię w zabójstwach. Dzwonisz w sprawie zabójstwa?
– Mam nadzieję, że nie.
– No to nie mogę ci pomóc. Shiu i ja wychodzimy zająć się zabójstwem, bo to właśnie robimy. I tylko to robimy. Więc powodzenia.
– Nie rozłączaj się! – Hunta zdziwił jego własny ostrzejszy ton. Pomimo iż zapewnił Amy Wu, że Andrea Parisi ma się dobrze, zdawał siebie sprawę, że ucisk w jego żołądku, gdzie spoczął ostatni bao, nie zniknął. – Pamiętasz, że wczoraj rozmawialiśmy o Andrei Parisi…
Głos Juhle’a spadł o oktawę.
– Ta.
– Właśnie dzwoniła do mnie Amy Wu.
– W jakiej sprawie?
– W takiej, że Andrea od wczoraj nie odpowiada na telefony i nie przyszła dziś do pracy.
– Hej, ja sam ledwie się tu przywlekłem. Zdarza się. Ręka mnie dobija. Musiałem wziąć vicodin.
– Nie to samo – Hunt starał się nie zdradzać zniecierpliwienia i niepokoju. – Zastanawiałem się, czy mógłbyś trochę podzwonić i sprawdzić, czy nie przyjęli nigdzie trzydziestoparoletniej, niezidentyfikowanej kobiety.
– Jeśli to Parisi, to nie byłaby niezidentyfikowana. Ktoś by ją rozpoznał.
– Zależy od tego, jak by wyglądała, prawda? Jeśli na przykład została pobita…
– Ty mówisz poważnie, tak?
– Ano.
– A czemu ty nie możesz wykonać tych telefonów?
– Mam sprawy klientów przez kolejne kilka godzin. Ty możesz to zrobić szybciej przez jedną z tych magicznych sieci, jaką wy gliniarze macie, gdzie dowiadujecie się wszystkiego o wszystkich. Poza tym sam przyjąłeś rozmowę, co znaczy, że siedzisz w biurze nad papierami albo się opieprzasz, czekając na coś lepszego do roboty. No i masz.
Juhle spojrzał na leżącą przed nim pierwszą stertę wyciągów bankowych sędziego Palmera.
– Jak długo jej nie ma?
– Od wczorajszego wieczoru, pory kolacji.
– I gdzie niby mam sprawdzić?
– Wszędzie, gdzie byś sprawdzał, jakbyś kogoś szukał. Może kostnice sprawdziłbym na końcu, ale szpitale. Może się upiła i została aresztowana i sprawdza wiadomości.
– No to dzwoń do wydziału osób zaginionych – powiedział Juhle.
– Nie zaczną szukać, dopóki nie miną trzy dni, Dev. Dobrze o tym wiesz, a to za długo.
– Niezupełnie, ponieważ daje to czas zaginionej osobie, by się odezwała, jeśli się jej odwidzi i zdecyduje się wrócić do małżonka albo chłopaka, albo rodziców.
– Ale nie w tym przypadku.
– Sprawdziłeś u niej w domu, w pracy, w…?
– Tak, wszędzie. Niektórzy z nas – Wu, Tamara, ja – będziemy dzwonić, ale wiesz, że ty możesz więcej się dowiedzieć, w krótszym czasie.
Juhle wahał się przez kilka sekund.
– A skoro o tym wspomniałeś, chciałem z tobą porozmawiać na temat tego, co powiedziałeś wczoraj.
– Znaczy o czym?
– O Palmerze, ogólnie rzecz biorąc. Strażnikach więziennych. Lanier uważa, że coś w tym jednak może jest.
– Więc przyznasz, że masz wobec mnie dług? Juhle westchnął do słuchawki.
– Dobra. Zobaczę, czego mogę się dowiedzieć.
Tamara otworzyła drzwi, nim Hunt zdążył odłożyć słuchawkę.
– Naprawdę myślisz, że ma kłopoty?
– Podsłuchujesz moje rozmowy?
– Tylko dwie ostatnie i tylko po to, by zaoszczędzić czasu, jaki poświęciłbyś na streszczenie mi sytuacji. Martwisz się?
– Powiedzmy, że czułbym się lepiej, jakby się odezwała.
– Co masz zamiar zrobić? Spojrzał na zegarek.
– Miałem zamiar skończyć lekcję w sieci, po czym zająć się pracą, ale mam spotkanie u McClellanda, a to zabierze mi większość popołudnia.
– Chcesz, żebym w międzyczasie gdzieś zadzwoniła? Hunt wstał, pozbierał papiery, złapał aktówkę.
– Spróbuj ponownie do biura Andrei i zaprzyjaźnij się z jej sekretarką, unikając denerwowania jej. Dowiedz się, kiedy Andrea wyszła wczoraj z pracy, w co była ubrana, z którym klientem widziała się jako ostatnim, gdzie była wczoraj wieczorem…
– Zwolnij! – Tamara uniosła dłoń, przerywając mu. – Mam unikać denerwowania jej, tak? Pogadam z nią i zobaczymy, co mi powie.
– Okay, masz rację. Tak czy siak, bądź blisko telefonu, jakby Devin się odzywał. Możesz dzwonić na mój pager. Lub, oczywiście, jeśli ona się odezwie.Marcel Lanier zamknął drzwi do swojego gabinetu mieszczącego się w wydziale zabójstw. Usiadł za biurkiem, pozostawiając dwóch detektywów pogrążonych w zadumie, czy chcą, by stali, czy też, aby usiedli. Shiu wszedł przed Juhle’em i najwyraźniej nie zamierzał się ruszać, blokując jednocześnie dostęp do dwóch krzeseł stojących na małej przestrzeni naprzeciw biurka Laniera. A więc stali, nienaturalnie blisko siebie, obok drzwi.
– Rozumiecie, że jeśli to nie żona – zaczął porucznik niskim i niepokojącym tonem – to znowu będziemy borykać się z kwestiami jurysdykcji – miał na myśli FBI i Departament Bezpieczeństwa Narodowego. – Jakie macie w tej sprawie sugestie?
Juhle, niewyspany i pod wpływem działania vicodinu, który łagodził od rana ból w jego dłoni i ramieniu, uśmiechnął się nonszalancko:
Читать дальше