– Percy, Percy – skarcił go Brutal. – Co powiedziałaby na to twoja matka? I co powiedziałby pan gubernator?
Percy oblał się krwistym rumieńcem.
– Zamknij się! I nie mieszaj do tego mojej matki.
Brutal rzucił mi kaftan bezpieczeństwa i przysunął twarz do twarzy Percy’ego.
– Proszę bardzo. Bądź po prostu grzecznym chłopcem i wyciągnij do przodu ręce.
Percy’emu trzęsły się wargi i błyszczały oczy. Był bliski łez.
– Nie zrobię tego – oświadczył dziecinnym drżącym głosem – a wy nie zdołacie mnie zmusić.
A potem zaczął głośno wzywać pomocy. Harry i ja skrzywiliśmy się. Jeśli był jakiś moment, w którym chcieliśmy zrezygnować, to nadszedł właśnie wtedy. Zrezygnowalibyśmy, gdyby nie Brutal, który nawet przez chwilę się nie wahał. Stanął obok Harry’ego, który trzymał wykręcone do tyłu ręce Percy’ego, i złapał tego ostatniego za uszy.
– Jeśli nie przestaniesz się drzeć – oświadczył – będziesz miał na głowie dwie największe na świecie saszetki do herbaty.
Percy przestał wzywać pomocy i przez chwilę stał nieruchomo, trzęsąc się i spoglądając na okładkę wulgarnego komiksu, na której Popeye i Olive robili to w twórczy sposób, o którym słyszałem, ale którego nigdy nie próbowałem. “Oooch, Popeye”, głosił napis nad głową Olive. “Uch-uch-uch-uch”, brzmiał ten nad głową Popeye’a, który wciąż palił swoją fajkę.
– Wyciągnij ręce – powtórzył Brutal – i przestań się wygłupiać. Natychmiast!
– Nie zrobię tego, a wy nie zdołacie mnie zmusić.
– Powiem ci, że cholernie się mylisz – stwierdził Brutal, po czym zacisnął palce na uszach Percy’ego i przekręcił je tak, jak przekręca się gałki piekarnika. Piekarnika, który nie piecze tak, jak byśmy sobie tego życzyli. Percy wydał z siebie żałosny pisk bólu i zdumienia, którego wolałbym nigdy nie usłyszeć. To nie były tylko ból i zdumienie; to było zrozumienie. Po raz pierwszy w życiu dotarło do niego, że złe rzeczy nie przydarzają się wyłącznie innym, tym, którzy nie mieli dość szczęścia, żeby być krewnymi gubernatora. Chciałem powiedzieć Brutalowi, by tego nie robił, ale oczywiście nie mogłem. Sprawy zaszły za daleko. Mogłem tylko przypomnieć sobie, że Percy wydał Delacroix na Bóg jeden wie jakie męczarnie tylko dlatego, że Delacroix się z niego śmiał. Ale to nie łagodziło specjalnie oporów, jakie odczuwałem. Złagodziłoby może, gdybym miał charakter bardziej podobny do Percy’ego.
– Wyciągnij ręce, skarbie – powiedział Brutal – albo zrobię to jeszcze raz.
Harry zdążył już puścić młodego pana Wetmore’a. Szlochając jak dziecko i zalewając się łzami, Percy wysunął przed siebie ręce niczym lunatyk w filmowej komedii, a ja w okamgnieniu włożyłem na nie rękawy. Nie wsunąłem ich jeszcze do końca, kiedy Brutal puścił jego uszy, złapał za paski zwisające z mankietów i okręcił mu ręce wokół boków, krzyżując je na piersi. Harry tymczasem zapiął kaftan z tyłu. Od chwili gdy Percy dał za wygraną i wyciągnął ręce, cała rzecz nie trwała dłużej niż dziesięć sekund.
– W porządku – stwierdził Brutal. – Idziemy.
Percy nie ruszał się z miejsca. Spojrzał na Brutala, a potem obrócił przerażone załzawione oczy w moją stronę. Nie było już mowy o jego koneksjach i o tym, jak będziemy zasuwać na piechotę do Karoliny Południowej po darmową zupę.
– Proszę – wyszeptał chrapliwym bełkotliwym głosem. – Nie zamykaj mnie z nim razem w celi.
W tym momencie zrozumiałem, dlaczego wpadł w taką panikę i dlaczego tak zawzięcie się opierał. Myślał, że wsadzimy go do celi Dzikiego Billa Whartona; że karą za wsadzenie do hełmu suchej gąbki będzie wydymanie na sucho przez naszego dyżurnego psychopatę. Zamiast mu jednak współczuć, poczułem, jak ogarnia mnie wstyd, i umocniłem się w swoim postanowieniu. Posądzał nas o coś, co pewnie sam by zrobił, gdyby znalazł się na naszym miejscu.
– Nie idziesz do Whartona, Percy, ale do izolatki – powiedziałem. – Spędzisz tam trzy albo cztery godziny, sam jeden w ciemności, rozmyślając o tym, co zrobiłeś Delowi. Jest już może za późno, żebyś nauczył się postępować tak, jak zachowują się porządni ludzie… tak w każdym razie uważa Brutal… lecz ja jestem optymistą. Ruszaj.
Percy posłuchał mnie, mamrocząc pod nosem, że będziemy tego żałować, bardzo żałować, jeszcze zobaczymy, ale w gruncie rzeczy chyba odetchnął z ulgą.
Kiedy wyprowadziliśmy go na korytarz, Dean zrobił tak zaskoczoną i zarazem niewinną minę, że o mało nie wybuchnąłem śmiechem. Widziałem lepszych aktorów w wiejskich teatrzykach.
– Nie sądzicie, że te żarty posuwają się za daleko? – zapytał.
– Zamknij się, jeśli nie chcesz napytać sobie biedy – odparł Brutal.
Obu tych kwestii wyuczyli się wcześniej podczas lunchu, i tak właśnie dla mnie brzmiały: jak wyuczone kwestie. Jeśli jednak Percy był odpowiednio wystraszony i skonsternowany, Dean Stanton mógł dzięki tym słowom zachować pracę. Osobiście nie bardzo w to wierzyłem, ale wszystko było możliwe. Za każdym razem, gdy ogarniało mnie zwątpienie, myślałem o Johnie Coffeyu i myszy Delacroix.
Pogoniliśmy Percy’ego Zieloną Milą. Biegnąc potykał się i jęczał, prosząc, żebyśmy zwolnili, że wywróci się jak długi, jeśli nie zwolnimy. Wharton leżał na pryczy, ale minęliśmy jego celę tak szybko, że nie zdążyłem sprawdzić, czy śpi. John Coffey stał w drzwiach celi i bacznie nas obserwował.
– Jesteś złym człowiekiem i zasługujesz na to, żeby pójść do ciemnicy – wymamrotał, ale nie sądzę, żeby Percy go usłyszał.
Weszliśmy do izolatki. Policzki Percy’ego były czerwone i mokre od łez, oczy latały mu na wszystkie strony, a wypieszczone loki spadły na czoło. Harry jedną ręką zabrał mu pistolet, a drugą tę jego drogocenną hikorową maczugę.
– Dostaniesz je z powrotem, nie martw się – obiecał. W jego głosie słychać było lekkie zakłopotanie.
– Szkoda, że nie mogę tego powiedzieć o twojej posadzie -odciął się Percy. – O waszych posadach. Nie możecie mi tego zrobić! Nie możecie!
Miał najwyraźniej zamiar kontynuować ten wątek trochę dłużej, my jednak nie mieliśmy czasu go słuchać. Z kieszeni wyjąłem rolkę taśmy izolacyjnej, która w latach trzydziestych służyła do tego samego celu, co dzisiejsza taśma klejąca. Percy zobaczył ją i zaczął się cofać, ale Brutal złapał go z tyłu i przytrzymał, a ja oblepiłem mu taśmą usta i na wszelki wypadek okręciłem ją wokół karku. Przy jej zdejmowaniu mógł stracić trochę włosów i mogły mu popękać wargi, ale już się tym nie przejmowałem. Miałem powyżej dziurek w nosie Percy’ego Wetmore’a.
Odsunęliśmy się od niego. Stojąc w kaftanie bezpieczeństwa pośrodku izolatki, oddychając przez rozszerzone nozdrza i wydając stłumione pomruki spod taśmy, nie różnił się specjalnie od innych szaleńców, których tu zamykaliśmy.
– Im grzeczniej będziesz się zachowywał, tym szybciej stąd wyjdziesz – stwierdziłem. – Postaraj się to zapamiętać, Percy.
– A jeśli poczujesz się samotny, pomyśl o Olive Oyl – poradził mu Harry. – Uch-uch-uch-uch!
Wyszliśmy na korytarz. Ja zamknąłem drzwi, a Brutal przekręcił klucz w zamku. Dean stał trochę dalej na korytarzu, tuż przy celi Coffeya. Uniwersalny klucz tkwił już w górnym zamku. Wszyscy czterej popatrzyliśmy na siebie, nie mówiąc ani słowa. Nie było takiej potrzeby. Uruchomiliśmy maszynerię i mogliśmy teraz tylko mieć nadzieję, że potoczy się zgodnie z naszymi zamiarami, nie wyskakując nigdzie z szyn.
Читать дальше