Wciąż pogrążona w tych myślach Tia zadzwoniła do drzwi Novaka.
Przełknęła ślinę i przypomniała sobie, że na tę rodzinę spadł dziś dotkliwy cios. Zapewne powinna im współczuć, ale tak naprawdę to chciała tylko zabrać córkę, znaleźć syna i męża, skryć się z nimi wszystkimi w domu i na zawsze zamknąć drzwi.
Nikt nie otwierał.
Tia próbowała zerknąć przez okienko, ale uniemożliwiało to odbijające się światło. Osłoniła dłońmi oczy i zajrzała do holu. Wydało jej się, że dostrzegła jakąś uskakującą postać. Może to był tylko cień. Ponownie nacisnęła guzik dzwonka. Tym razem usłyszała hałas. Dziewczęta zbiegały po schodach.
Dopadły drzwi. Yasmin otworzyła je. Jill stała kilka kroków za nią.
– Cześć, pani Baye.
– Cześć, Yasmin.
Z twarzy dziewczynki wyczytała, że Guy jeszcze jej nie powiedział, ale to jej nie zdziwiło. Czekał, aż ona zabierze stąd Jill i zostawi go samego z Yasmin.
– Gdzie twój ojciec?
Yasmin wzruszyła ramionami.
– Chyba mówił coś, że schodzi do piwnicy.
Przez moment wszystkie trzy stały, nic nie mówiąc. W domu było cicho jak w grobowcu. Czekały jeszcze sekundę czy dwie na jakiś znak lub dźwięk. Nie doczekały się.
Guy zapewne jest pogrążony w żalu, pomyślała Tia. Powinna po prostu zabrać Jill i pojechać do domu. Żadna z nich się nie poruszyła.
Nagle Tii przestało się to podobać. Normalnie, jeśli zostawiasz gdzieś dziecko, odprowadzasz je do drzwi, żeby mieć pewność, że rodzic lub opiekunka jest w domu. Teraz miała wrażenie, że zostawiłaby Yasmin samą.
– Guy?! – zawołała Tia.
– W porządku, pani Baye. Jestem już dostatecznie duża, żeby zostawić mnie samą.
Dyskusyjne twierdzenie. Obie dziewczynki były w tym trudnym wieku. Zapewne poradziłyby sobie same, bo miały telefony komórkowe i tak dalej. Jill domagała się coraz większej niezależności. Twierdziła, że jest odpowiedzialna. Przypominała, że Adama zostawiali samego, kiedy był w jej wieku – co ostatecznie okazało się wątpliwym argumentem.
Jednak nie to niepokoiło teraz Tię. I nie kwestia pozostawienia Yasmin samej. Samochód jej ojca stał na podjeździe. Guy powinien tu być. Miał powiedzieć Yasmin, co stało się z jej matką.
– Guy?
Nadal żadnej odpowiedzi.
Dziewczęta spojrzały po sobie. Jakiś cień przebiegł po ich twarzach.
– Mówiłyście, że gdzie on chyba jest? – spytała Tia.
– W piwnicy.
– Co tam jest?
– Właściwie nic. Tylko trochę starych pudeł i takie rzeczy. Graciarnia.
Czemu więc Guy Novak nagle postanowił tam zejść?
Oczywista odpowiedź: ponieważ chciał być sam. Yasmin powiedziała, że są tam stare pudła. Może Guy przechowywał w nich jakieś pamiątki po Marianne i teraz siedział na podłodze, przeglądając stare zdjęcia. Albo coś takiego. I może nie słyszał ich przez zamknięte drzwi.
To było najbardziej sensowne wyjaśnienie.
Tia przypomniała sobie ten znikający cień, który zobaczyła, gdy zajrzała przez okno. Czy to mógł być Guy? Czy mógł chować się przed nią? To też miałoby jakiś sens. Może po prostu nie miał siły spojrzeć jej teraz w twarz. Niewykluczone, że nie chciał nikogo widzieć.
No dobrze, pomyślała Tia, ale nadal nie podobała jej się myśl, że miałaby zostawić tak Yasmin.
– Guy? – zawołała głośniej.
Nadal nic.
Ruszyła do drzwi piwnicy. Jeśli naruszy jego prywatność, to trudno. Wystarczy, że usłyszy jego odpowiedź: „Jestem tutaj”. Zapukała. Żadnej odpowiedzi. Chwyciła klamkę i przekręciła ją. Pchnęła drzwi.
Światło było zgaszone.
Odwróciła się do dziewczynek.
– Skarbie, jesteś pewna, że zszedł tutaj?
– Tak powiedział.
Tia spojrzała na Jill. Ta potwierdziła skinieniem głowy. Tia poczuła budzący się lęk. Guy był tak przygnębiony, kiedy rozmawiała z nim przez telefon, a potem zszedł sam do ciemnej piwnicy…
Nie, nie mógł. Nie mógł zrobić tego Yasmin…
Nagle Tia usłyszała coś. Jakby jakiś zduszony dźwięk. Jakieś drapanie lub szuranie. Może szczur lub inne zwierzę.
Znów to usłyszała. To nie był szczur. Zdecydowanie coś większego.
Co to…?
– Chcę, żebyście zostały tutaj – stanowczo powiedziała do dziewczynek. – Słyszycie mnie? Nie schodźcie tam, dopóki was nie zawołam.
Tia próbowała wymacać włącznik. Znalazła go i zapaliła światło. Nogi już same niosły ją na dół. A kiedy tam zeszła i na drugim końcu pomieszczenia zobaczyła zakneblowanego i związanego Guya Novaka, stanęła jak wryta i nie namyślała się ani chwili.
Odwróciła się i ruszyła z powrotem.
– Dziewczynki, uciekajcie! Wybiegnijcie na uli…
Słowa zamarły jej na ustach. Drzwi piwnicy już zaczęły się zamykać.
Stanął w nich jakiś mężczyzna. Prawą ręką trzymał za kark krzywiącą się Yasmin. Lewą trzymał Jill.
Carson się wściekał. Został odprawiony. Po tym wszystkim, co dla niej zrobił, Rosemary po prostu kazała mu wyjść z pokoju, jakby był dzieckiem. Siedziała tam teraz z tym starym, który ośmieszył go przed przyjaciółmi.
Niczego nie rozumiała.
Znał ją. Zawsze używała swojej urody i języka, żeby wybrnąć z opałów. Teraz jednak to się nie uda. Będzie próbowała ratować swój tyłek i nic więcej. Im dłużej Carson o tym myślał, tym gorzej to dla niego wyglądało. Jeśli wkroczą gliny i trzeba będzie kogoś złożyć w ofierze, Carson będzie idealnym kandydatem.
Może ci dwoje właśnie teraz to omawiają.
To miało sens. Carson miał już dwadzieścia dwa lata, toteż można go było osądzić i skazać jak dorosłego. Ponadto to on najczęściej robił interesy z dzieciakami – Rosemary była dostatecznie sprytna, żeby nie brudzić sobie tym rąk. To on również pośredniczył między klubem a dystrybutorem.
Niech to szlag, pomyślał, powinienem wiedzieć, że tak się skończy. Kiedy ten chłopak Spencerów poszedł do piachu, trzeba było przeczekać przez jakiś czas. Jednak to były duże pieniądze i jego dystrybutorzy naciskali. Kontaktem Carsona był niejaki Barry Watkins, który zawsze nosił garnitury od Armaniego. Zabierał go do ekskluzywnych klubów. Szastał forsą. Dzięki niemu Carson miał dziewczyny i szacunek. Watkins dobrze go traktował.
Jednak ostatniej nocy, kiedy Carson nie dostarczył towaru, Watkins przemówił innym tonem. Nie krzyczał. Po prostu jego głos stał się tak zimny, jak szpikulec do lodu wbity między żebra.
– Musimy to mieć – powiedział do Carsona.
– Myślę, że mamy problem.
– Jaki?
– Chłopak doktora zaczął gadać. Jego ojciec znów się pojawił.
Cisza.
– Halo?
– Carson?
– Co?
– Moi pracodawcy nie pozwolą, żeby połączono to ze mną. Rozumiesz? Postarają się, żeby to nie doszło na ten poziom.
Rozłączył się. Wiadomość została przekazana i odebrana.
I teraz uzbrojony Carson czekał.
Usłyszał jakiś dźwięk przy drzwiach frontowych. Ktoś próbował się dostać do środka. Drzwi były zamykane z obu stron. Trzeba było znać kod, żeby wejść lub wyjść. Stojący za drzwiami zaczął się dobijać. Carson spojrzał przez okno.
Zobaczył Adama Baye. Był z nim Huff.
– Otwierać! – krzyknął Adam. Znów rąbnął w drzwi. – No już, otwórzcie!
Carson skrył uśmiech satysfakcji. Ojciec i syn w jednym miejscu. Teraz będzie można to zakończyć.
– Poczekaj – powiedział Carson.
Wepchnął pistolet za pasek na plecach, wystukał czterocyfrowy kod i zobaczył, że czerwone światełko zmieniło się na zielone. Drzwi się otworzyły.
Читать дальше