Zamiast tego Susan wbiła mu nóż w pierś.
Gwałciciel zesztywniał, gdy stal przeszyła mu serce. Następnie dostał drgawek przedśmiertelnych.
A później umarł.
– Wydajesz się spięta, skarbie – powiedział do niej Dante teraz, jedenaście lat później.
Zaczął masować jej ramiona. Pozwoliła mu, chociaż wcale to nie przynosiło ulgi.
Susan uciekła z motelu, zostawiając nóż w piersi gwałciciela.
Biegła długo. Zaczęło jej się rozjaśniać w głowie. Znalazła budkę telefoniczną i zadzwoniła do rodziców. Ojciec po nią przyjechał. Rozmawiali. Ojciec przejechał obok motelu. Widzieli migające koguty. Policja już tam była. Ojciec zabrał ją do rodzinnego domu.
– I kto ci teraz uwierzy? – spytała jej matka.
Sama się zastanawiała.
– Co pomyśli Dante? Następne dobre pytanie.
– Matka musi chronić swoją rodzinę. Taka jest rola kobiety. Pod tym względem jesteśmy silniejsze od mężczyzn. Możemy znieść taki cios i przetrwać. Jeśli mu powiesz, twój mąż już nigdy nie będzie patrzył na ciebie tak jak dawniej. Żaden mężczyzna tego nie potrafi. Lubisz sposób, w jaki na ciebie patrzy, prawda? Zawsze będzie się zastanawiał, dlaczego tam poszłaś. Będzie się zastanawiał, w jaki sposób znalazłaś się w pokoju tamtego mężczyzny.
Może ci uwierzy, ale już nigdy nie będzie dobrze. Rozumiesz?
Tak więc czekała, aż przyjdzie po nią policja. Jednak nigdy nie przyszli. Czytała o zabitym w gazetach – nawet poznała jego nazwisko – lecz pisano o nim zaledwie parę dni. Policja podejrzewała, że jej gwałciciel zginął podczas napadu lub nieudanej transakcji narkotykowej. Był notowany. Susan żyła dalej, tak jak kazała jej matka. Dante wrócił do domu. Kochała się z nim. Nie lubiła tego. Nadal tego nie lubiła, ale kochała go i chciała, żeby był szczęśliwy. Dante zastanawiał się, dlaczego jego piękna małżonka jest jeszcze posępniejsza, ale wolał nie pytać.
Susan znów zaczęła chodzić do kościoła. Matka miała rację. Prawda zniszczyłaby jej rodzinę. Tak więc dochowała tajemnicy, chroniąc Dantego i ich dzieci. Czas istotnie goi rany. Niekiedy mijało kilka dni, zanim znów przypomniała sobie o tamtej nocy. Jeśli Dante zauważył, że ona już nie lubi seksu, to nie dawał tego po sobie poznać. Od pełnych podziwu męskich spojrzeń, które Susan kiedyś lubiła, teraz robiło jej się niedobrze.
Właśnie tego nie mogła powiedzieć Ilene Goldfarb. Nie było sensu prosić gwałciciela o pomoc.
On nie żył.
– Masz taką zimną skórę – powiedział Dante.
– Nic mi nie jest.
– Przyniosę ci koc.
– Nie, tak mi dobrze.
Wiedział, że chciała po prostu zostać sama. To nigdy się nie zdarzało przed tamtą nocą. Teraz tak. Nigdy nie pytał, nigdy nie nalegał, zawsze dawał jej tyle swobody, ile potrzebowała.
– Uratujemy go – obiecał.
Wszedł z powrotem do domu. Ona została i sączyła drinka. Wciąż bawiła się złotym krzyżykiem. Należał do jej matki. Ta dała go swojej jedynaczce na łożu śmierci.
– Płaci się za swoje grzechy – powiedziała jej matka.
To mogła zaakceptować. Susan chętnie zapłaciłaby za swoje grzechy. Jednak niech Bóg, do cholery, zostawi jej syna w spokoju.
Pietra usłyszała podjeżdżające samochody. Spojrzała przez okno i zobaczyła drobną kobietę zmierzającą zdecydowanym krokiem do drzwi frontowych. Pietra popatrzyła przez okno po prawej, ujrzała cztery radiowozy i już wiedziała.
Nie zastanawiała się. Chwyciła telefon. W opcjach szybkiego wybierania miała tylko jeden numer. Nacisnęła klawisz i usłyszała dwa dzwonki.
– Co się stało? – zapytał Nash.
– Jest tu policja.
■ ■ ■
Kiedy Joe Lewiston zszedł po schodach, Dolly wystarczyło tylko jedno spojrzenie.
– Co się stało? – zapytała.
– Nic – wykrztusił.
– Jesteś zaczerwieniony.
– Nic mi nie jest.
Jednak Dolly znała swojego męża. Nie uwierzyła mu. Wstała i podeszła do niego. Wyraźnie miał ochotę cofnąć się i uciec.
– O co chodzi?
– O nic, przysięgam.
Teraz stała już tuż przed nim.
– Czy to Guy Novak? – zapytała. – Zrobił coś jeszcze? Bo jeśli tak…
Joe położył dłonie na ramionach żony. Popatrzyła mu w twarz. Zawsze potrafiła w niej czytać jak w książce. Na tym polegał problem. Tak dobrze go znała. Tak niewiele mieli przed sobą tajemnic. Jednak to była jedna z nich.
Marianne Gillespie.
Poprosiła o spotkanie z nauczycielem, grając rolę zatroskanej matki. Słyszała o tej okropnej rzeczy, jaką Joe powiedział jej córce Yasmin, ale wydawała się go rozumieć. Każdemu zdarza się coś chlapnąć, powiedziała mu przez telefon. Każdy popełnia błędy. Jej były mąż szalał z wściekłości, owszem, ale Marianne powiedziała, że ona nie. Chciała spokojnie porozmawiać i wysłuchać wersji Joego.
Może, sugerowała, w ten sposób uda się załagodzić sytuację.
Joe poczuł głęboką ulgę.
Siedzieli i rozmawiali. Marianne współczuła mu. Dotknęła jego ramienia. Podziwiała jego filozofię nauczania. Spoglądała na niego tęsknym wzrokiem i miała na sobie coś kusego i obcisłego. Kiedy uścisnęła go na zakończenie rozmowy, ten uścisk trwał kilka sekund za długo. Miała przyspieszony oddech. On też.
Jak mógł być tak głupi?
– Joe? – Dolly cofnęła się o krok. – O co chodzi?
Marianne od początku zamierzała uwieść go z zemsty. Jak mógł tego nie widzieć? A kiedy dopięła swego, kilka godzin po tym, jak opuścił jej pokój w motelu, zaczęły się telefony.
– Mam to nagrane, ty draniu…
Marianne miała w pokoju ukrytą kamerę i groziła, że pośle nagranie najpierw Dolly, potem radzie szkoły, a później wszystkim rodzicom, których adresy e – mailowe znajdzie w książce telefonicznej. Groziła mu tak przez trzy dni. Joe nie mógł spać ani jeść. Schudł. Błagał ją, żeby tego nie robiła. Po pewnym czasie Marianne wydawała się tracić zapał, jakby nagle znudziła jata zemsta. Zadzwoniła i powiedziała, że jeszcze nie wie, czy roześle to nagranie, czy nie.
Chciała, by cierpiał – i tak się stało – więc może to jej wystarczy.
Następnego dnia wysłała e – mail z załączonym filmem na służbową skrzynkę e – mailową jego żony.
Kłamliwa suka.
Na szczęście Dolly niezbyt dobrze umiała korzystać z poczty internetowej. Joe miał jej kod dostępu. Kiedy zobaczył list i załączony do niego film, o mało nie oszalał. Skasował go i zmienił hasło dostępu, tak by Dolly nie mogła czytać przychodzących listów.
Tylko jak długo jeszcze będzie mu się to udawało?
Nie wiedział, co robić. Nie miał z kim o tym porozmawiać, nikogo, kto by go zrozumiał i stanął po jego stronie.
Wtedy pomyślał o Nashu.
– O Boże, Dolly…
– Co?
Musiał to zakończyć. Nash kogoś zabił. Zamordował Marianne Gillespie. A ta cała Cordova zaginęła. Joe próbował to poskładać. Może Marianne dała kopię Rebie Cordovie. To miałoby sens.
– Joe, porozmawiaj ze mną.
To, co zrobił Joe, było złe, ale wciągnięcie w to Nasha tysiąckrotnie pogorszyło sytuację. Chciał opowiedzieć o wszystkim Dolly. Wiedział, że to jedyne wyjście.
Dolly spojrzała mu w oczy i skinęła głową.
– W porządku – rzekła. – Tylko mi powiedz.
Jednak nagle Joemu Lewistonowi przydarzyło się coś dziwnego. Do głosu doszedł instynkt samozachowawczy. Tak, to, co zrobił Nash, było okropne, ale dlaczego pogarszać sytuację, popełniając co najmniej małżeńskie samobójstwo? Dlaczego pogarszać sytuację, niszcząc Dolly i ich rodzinę? W końcu zrobił to Nash. Joe nie prosił go, żeby posuwał się tak daleko – a na pewno nie o to, żeby kogoś zabijał! Zakładał, że Nash może zaproponuje Marianne odkupienie nagrania, zawrze z nią jakąś ugodę, a w najgorszym razie ją nastraszy. Joe zawsze miał wrażenie, że Nash ma trochę nierówno pod sufitem, ale nigdy nie spodziewał się po nim czegoś takiego.
Читать дальше