– Naprawdę tak pan uważa? – Rosemary przechyliła głowę, jakby była szczerze zainteresowana jego odpowiedzią. Kiedy nic nie powiedział, dodała: – Takie ma pan plany na przyszłość? Kontrolować każdy jego krok?
– Zrób coś dla mnie, Rosemary. Nie martw się o to, jak zamierzam wychowywać własne dziecko, dobrze?
Przyjrzała mu się uważnie. Wskazała siniak na jego czole.
– Naprawdę przykro mi z tego powodu.
– To pani nasłała na mnie tych gotów?
– Nie. Dowiedziałam się o tym dopiero dziś rano.
– Kto pani powiedział?
– Nieważne. Zeszłej nocy pana syn był tutaj i sytuacja była delikatna. Aż tu bach, i pojawił się pan. DJ Huff zauważył, że idzie pan za nim. Zadzwonił do Carsona.
– A on i jego kumple próbowali mnie zabić.
– I zapewne by zabili. Wciąż pan uważa, że to tylko chłopcy?
– Uratował mnie bramkarz.
– Nie. Bramkarz pana znalazł.
– Co chce pani przez to powiedzieć?
Potrząsnęła głową.
– Kiedy dowiedziałam się, że napadli na pana i przyjechała policja… to mnie obudziło. Teraz chcę znaleźć jakiś sposób, żeby to zakończyć.
– Jak?
– Nie wiem, ale to dlatego chciałam się z panem spotkać. Żeby wymyślić jakiś plan.
Teraz zrozumiał, dlaczego tak chętnie dzieliła się z nim informacjami. Wiedziała, że federalni zaciskają pętlę i najwyższy czas zwinąć interes. Potrzebowała pomocy i uznała, że może uzyskać ją od przestraszonego ojca.
– Mam plan – powiedział. – Pójdziemy do federalnych i powiemy im prawdę.
Pokręciła głową.
– To mogłoby nie wyjść na dobre pańskiemu synowi.
– Jest nieletni.
– Mimo to. Wszyscy w tym siedzimy. Musimy znaleźć jakieś wyjście.
– Dostarczała pani zakazane substancje nieletnim.
– To nieprawda, jak już wyjaśniłam. Wykorzystywali mój klub jako punkt wymiany leków na receptę. Tylko tyle można mi udowodnić. Nie można dowieść, że o tym wiedziałam.
– A te skradzione recepty?
Uniosła brwi.
– Sądzi pan, że to ja je ukradłam?
Zamilkł.
Napotkała jego spojrzenie.
– Czy ja mam dostęp do pańskiego domu lub gabinetu, doktorze Baye?
– Federalni panią obserwowali. Zbierają dowody. Sądzi pani, że ci chłopcy będą milczeć, kiedy staną przed groźbą kary więzienia?
– Uwielbiają ten klub. Prawie pana zabili, żeby go chronić.
– Litości. Kiedy wezmą ich do pokoju przesłuchań, zaraz się załamią.
– Są też inne okoliczności, które trzeba wziąć pod uwagę.
– Na przykład?
– Na przykład, kto pana zdaniem rozprowadzał leki na ulicach? Naprawdę chce pan, żeby pański syn zeznawał przeciwko takim ludziom?
Mike miał ochotę wyciągnąć ręce i skręcić jej kark.
– W co wciągnęłaś mojego syna, Rosemary?
– Chodzi o to, że musimy go wyciągnąć. Na tym powinien pan się skupić. Musimy coś z tym zrobić – dla mojego dobra, oczywiście, ale bardziej dla dobra pańskiego syna.
Mike sięgnął po telefon komórkowy.
– Chyba powiedzieliśmy sobie już wszystko.
– Ma pan adwokata, prawda?
– Tak.
– Niech pan nic nie robi, dopóki z nim nie porozmawiam, dobrze? Stawka jest zbyt wysoka. Chodzi także o inne dzieciaki – o przyjaciół pańskiego syna.
– Nie obchodzą mnie inne dzieci. Tylko moje.
Włączył telefon, który natychmiast zaczął dzwonić. Mike spojrzał na wyświetlacz. Dzwoniącym był Huff. Mike przyłożył aparat do ucha.
– Tato?
Serce przestało mu bić.
– Adam? Nic ci nie jest? Gdzie jesteś?
– Jesteś w klubie Jaguar?
– Tak.
– Wyjdź stamtąd. Jestem na ulicy i idę do ciebie. Proszę, wyjdź stamtąd natychmiast.
Anthony trzy razy w tygodniu pracował jako bramkarz w podrzędnym klubie dla panów zwanym Sama Przyjemność. Ta nazwa była kiepskim żartem. Lokal przypominał norę. Wcześniej Anthony pracował w lokalu striptizowym zwanym Rozbijaczki Małżeństw. Tam bardziej mu się podobało, gdyż uczciwszy szyld nie skrywał prawdy o lokalu.
Najczęściej pracował w porze lunchu. Ktoś mógłby sądzić, że interesy wtedy gorzej idą, gdyż tego rodzaju lokal przyciąga klientelę dopiero późnym wieczorem. Popełniłby błąd.
Tłum przesiadujący za dnia w klubie striptizowym jest jak Organizacja Narodów Zjednoczonych. Są w nim przedstawiciele wszystkich ras, przekonań, kolorów skóry i klas społecznych. Mężczyźni w garniturach, w czerwonych flanelowych kamizelkach, które Anthony'emu zawsze kojarzyły się z polowaniem, w półbutach od Gucciego i buciorach na grubej podeszwie. Są ładni chłopcy, wygadani cwaniacy, mieszkańcy przedmieść i centrum. W takim miejscu jak to spotyka się wszystkich.
Rozpusta – wielka jednoczycielka.
– Masz przerwę, Anthony. Dziesięć minut.
Anthony ruszył do drzwi. Słońce zachodziło, ale wciąż raziło tak, że zamrugał. Tak już było z tymi lokalami, nawet w nocy. W klubach striptizowych ciemność jest zawsze inna. Wychodzisz na zewnątrz i musisz mrugać jak Drakula o świcie.
Sięgnął po papierosa i wtedy przypomniał sobie, że rzuca palenie. Nie chciał, ale jego żona była w ciąży, a on zawsze obiecywał sobie, że nie będzie palił przy dziecku. Pomyślał o Mike'u Baye i jego problemach z dziećmi. Anthony lubił Mike'a. Twardy gość, nawet jeśli chodził do Dartmouth. Nie odpuszczał. Niektórzy faceci robią się odważni po alkoholu lub żeby zaimponować dziewczynie albo przyjacielowi. Inni po prostu z głupoty. Jednak Mike nie był jednym z nich. On po prostu nie umiał się cofać. Był solidnym facetem. Chociaż to zabrzmi dziwnie, ale sprawiał, że Anthony też chciał być solidniejszy.
Spojrzał na zegarek. Jeszcze dwie minuty przerwy. Ależ mu się chciało palić. Ta robota nie była równie popłatna jak nocna zmiana, ale też niezła. Nie wierzył w bzdurne przesądy, ale księżyc zdecydowanie miał pewien wpływ. Bójki wybuchają w nocy, a kiedy nadchodziła pełnia księżyca, Anthony wiedział, że będzie miał pełne ręce roboty. W porze lunchu faceci są łagodniejsi. Siedzą spokojnie, patrzą i jedzą najgorsze przekąski na świecie, którymi Hannibal Lecter nie nakarmiłby psa.
– Anthony? Już czas.
Skinął głową i ruszył do drzwi, gdy zobaczył chłopaka, który przeszedł obok niego z telefonem przyciśniętym do ucha. Widział go zaledwie przez sekundę, może krócej, i nie zobaczył jego twarzy. Jednak tuż za nim szedł inny chłopak. Ten miał na sobie kurtkę.
Z emblematem szkoły.
– Anthony?
– Zaraz wracam – powiedział. – Muszę coś sprawdzić.
■ ■ ■
Stojąc w drzwiach frontowych swego domu, Guy Novak pocałował Beth na pożegnanie.
– Bardzo ci dziękuję za pilnowanie dziewczynek.
– Żaden kłopot. Cieszę się, że mogłam pomóc. Naprawdę przykro mi z powodu twojej byłej.
Co za randka, pomyślał Guy.
Leniwie zastanawiał się, czy Beth jeszcze kiedyś wróci, czy po dzisiejszym dniu całkiem się zniechęci, co byłoby najzupełniej zrozumiałe. Nie rozmyślał nad tym zbyt długo.
– Dziękuję – powtórzył.
Zamknął drzwi i podszedł do barku. Rzadko pił, ale dziś potrzebował drinka. Dziewczynki były na górze i oglądały film z DVD. Zawołał do nich, żeby spokojnie dokończyły oglądanie filmu. W ten sposób Tia nie będzie musiała się spieszyć, żeby odebrać Jill, a Guy będzie miał czas, by wymyślić, jak przekazać tę wiadomość Yasmin.
Nalał sobie whiskey z butelki, której zapewne nie dotykał od trzech lat. Wypił, pozwolił, by piekący trunek spłynął mu do żołądka, i nalał sobie drugą szklaneczkę.
Читать дальше