Podniosła dłoń do gardła.
– Ci żołnierze, którzy zamordowali moją rodzinę. I robili im te okropne rzeczy. I mnie…
Zamilkła.
– Słucham – powiedział.
– Myślisz, że wszyscy ci żołnierze byli mordercami, gwałcicielami i sadystami, tak że robiliby takie rzeczy, nawet gdyby nie było wojny?
Nash nic nie powiedział.
– Ten, którego złapaliśmy, był piekarzem – kontynuowała. – Kupowaliśmy w jego sklepie. Cała nasza rodzina. Uśmiechał się. Dawał nam lizaki.
– Do czego zmierzasz?
– Gdyby nie wojna, oni żyliby normalnie. Byliby piekarzami, kowalami lub stolarzami. Nie zabójcami.
– I myślisz, że ciebie też to dotyczy? Sądzisz, że nadal byłabyś aktorką?
– Nie pytam o siebie, tylko o tych żołnierzy.
– Dobrze, w porządku. Jeśli dobrze zrozumiałem, uważasz, że presja wojny wyjaśnia ich zachowanie.
– A ty tak nie uważasz?
– Nie.
Powoli obróciła głowę i spojrzała na niego.
– Dlaczego nie?
– Ty twierdzisz, że wojna zmusiła ich do postępowania sprzecznego z ich naturą.
– Tak.
– Może jednak było wprost przeciwnie. Może wojna wyzwoliła ich prawdziwą naturę. Może to społeczeństwo, a nie wojna, zmusza człowieka do zachowania sprzecznego z jego naturą.
Pietra otworzyła drzwi i wysiadła. Patrzył, jak znika w budynku. Uruchomił silnik i ruszył do swego następnego miejsca przeznaczenia. Pół godziny później zaparkował na bocznej uliczce między dwoma domami wyglądającymi na puste. Nie chciał, by ktoś zauważył furgonetkę na parkingu.
Przykleił sztuczne wąsy i nałożył czapeczkę baseballową. Przeszedł trzy przecznice dalej do dużego budynku z cegły, który sprawiał wrażenie opuszczonego. Nash był pewien, że drzwi frontowe są zamknięte. Jednak w bocznych drzwiach tkwiło pudełko zapałek, które je blokowało. Otworzył drzwi i ruszył schodami w dół.
Korytarz był obwieszony dziecinnymi pracami, głównie rysunkami. Na tablicy wisiało kilka wypracowań. Nash przystanął i przeczytał kilka z nich. Były napisane przez trzecioklasistów i wszystkie opisywały ich samych. Tego dzisiaj uczy się dzieci. Myśl tylko o sobie. Jesteś fascynujący. Jesteś kimś wyjątkowym, jedynym i nikt, ale to absolutnie nikt nie jest zwyczajny, co – jeśli się zastanowić – czyni wszystkich zwyczajnymi.
Wszedł do klasy na dole. Joe Lewiston siedział ze skrzyżowanymi nogami na podłodze. W ręku miał kilka kartek, a w oczach łzy. Spojrzał na wchodzącego Nasha.
– To na nic – powiedział Joe Lewiston. – Ona wciąż przysyła mi te e – maile.
Muse ostrożnie przesłuchała córkę Marianne Gillespie, ale Yasmin nic nie wiedziała.
Yasmin nie widziała się z matką. Nawet nie wiedziała, że ona wróciła do miasta.
– Myślałam, że jest w Los Angeles – powiedziała.
– Tak ci mówiła? – spytała Muse.
– Tak. – I zaraz się poprawiła: – No, przysłała mi e – mail.
Muse przypomniała sobie, że Guy Novak mówił to samo.
– Masz go jeszcze?
– Mogę sprawdzić. Czy Marianne nic nie jest?
– Mówisz do matki po imieniu?
Yasmin wzruszyła ramionami.
– Ona naprawdę nie chciała być matką. Doszłam do wniosku, że po co jej o tym przypominać? Dlatego nazywam ją Marianne.
Szybko dorastają, pomyślała Muse.
– Masz jeszcze ten e – mail? – zapytała ponownie.
– Tak sądzę. Zapewne jest w moim komputerze.
– Chciałabym, żebyś wydrukowała mi kopię.
Yasmin zmarszczyła brwi.
– Jednak nie powie mi pani, o co chodzi.
To nie było pytanie.
– Jeszcze nie ma powodu do niepokoju.
– Rozumiem. Nie chce pani niepokoić dziecinki. Gdyby chodziło o pani matkę, a pani byłaby w moim wieku, nie chciałaby pani wiedzieć?
– Masz rację. Jednak powtarzam, jeszcze nie wiemy. Twój ojciec wkrótce wróci. Teraz naprawdę chciałabym zobaczyć ten e – mail.
Yasmin poszła po schodach na górę. Jej przyjaciółka została na dole. Zwykle Muse wolałaby przesłuchiwać Yasmin samą, lecz przyjaciółka wydawała się działać na nią uspokajająco.
– Jak się nazywasz? – zapytała Muse.
– Jill Baye.
– Jill, spotkałaś kiedyś mamę Yasmin?
– Tak, kilka razy.
– Wyglądasz na zaniepokojoną.
Jill skrzywiła się.
– Policjantka wypytuje mnie o matkę mojej przyjaciółki. Nie powinnam się niepokoić?
Ach, te dzieci.
Yasmin zbiegła po schodach z kartką w dłoni.
– Jest.
Muse zaczęła czytać.
Cześć! Wyjeżdżam na kilka tygodni do Los Angeles. Skontaktuję się, kiedy wrócę.
To tak wiele wyjaśniało. Muse zastanawiała się, dlaczego nikt nie zgłosił zaginięcia NN. To proste. Mieszkała sama na Florydzie. Ze względu na jej styl życia i ten e – mail, no cóż, mogły upłynąć miesiące, jeśli nie lata, zanim ktoś domyśliłby się, że padła ofiarą zbrodni.
– Czy to pomoże? – spytała Yasmin.
– Tak, dziękuję ci.
W oczach Yasmin zalśniły łzy.
– Ona wciąż jest moją mamą, wie pani?
– Tak, wiem.
– I kocha mnie. – Yasmin zaczęła płakać. Muse zrobiła krok naprzód, ale dziewczynka powstrzymała ją, podnosząc dłoń. – Ona po prostu nie umie być matką. Stara się. Tylko jej nie wychodzi.
– W porządku. Ja jej nie osądzam ani nic takiego.
– To proszę mi powiedzieć, co się stało. Proszę!
– Nie mogę – powiedziała Muse.
– Coś złego, prawda? Przynajmniej tyle może mi pani powiedzieć. Coś złego?
Muse chciała być z nią szczera, lecz nie była to odpowiednia chwila ani miejsce.
– Twój ojciec wkrótce tu będzie. Ja muszę wracać do pracy.
■ ■ ■
– Uspokój się – powiedział Nash.
Joe Lewiston jednym płynnym ruchem podniósł się z podłogi. Nash pomyślał, że nauczyciele muszą często to robić.
– Przepraszam. Nie powinienem cię w to wciągać.
– Dobrze zrobiłeś, dzwoniąc do mnie.
Nash spojrzał na swojego dawnego szwagra. Mówisz „dawnego”, ponieważ słowo „były” sugeruje rozwód. Cassandra Lewiston, jego ukochana żona, miała pięciu braci. Joe Lewiston był najmłodszym i najbardziej przez nią kochanym. Gdy najstarszy, Curtis, został zamordowany ponad dziesięć lat temu, Cassandra bardzo to przeżyła. Przepłakała wiele dni, nie wstając z łóżka i czasem, chociaż wiedział, jak bardzo jest to nieracjonalne, Nash zastanawiał się, czy nie dlatego zachorowała. Może tak bardzo opłakiwała swojego brata, że to osłabiło jej układ odpornościowy. Może rak jest w nas wszystkich, te wysysające życie komórki, które czekają na chwilę, gdy nasz opór osłabnie – wtedy atakują.
– Obiecuję, że dowiem się, kto zabił Curtisa – powiedział swojej ukochanej Nash.
Jednak nie dotrzymał słowa, chociaż dla Cassandry nie miało to znaczenia. Nie była mściwa. Po prostu brakowało jej starszego brata. Tak więc Nash obiecał jej coś wtedy. Przysiągł, że nigdy nie pozwoli jej tak cierpieć. Będzie chronił tych, których ona kocha. Będzie ich zawsze bronił.
Ponownie obiecał to, kiedy umierała.
Wydawało się, że przyniosło jej ulgę.
– Będziesz zawsze przy nich? – zapytała Cassandra.
– Tak.
– A oni będą przy tobie.
Na to nie odpowiedział.
Joe podszedł do niego. Nash popatrzył na klasę. Pod wieloma względami nie zmieniła się od czasu, gdy był tu uczniem. Na ścianach wciąż wisiały wykaligrafowane regułki oraz pochyło małe i duże litery alfabetu. Wszędzie widniały kolorowe kleksy. Na sznurze do bielizny suszyły się ostatnie malunki.
Читать дальше