– Reba Cordova zaginęła.
Guy Novak otworzył usta i zaraz je zamknął.
– I uważacie, że Marianne ma z tym coś wspólnego?
– A pan?
– Zachowuje się autodestrukcyjnie. Kluczowe słowo to „auto”. Nie sądzę, żeby mogła zrobić komuś krzywdę, może poza członkami swojej rodziny.
– Panie Novak, bardzo chciałabym porozmawiać z pańską córką.
– Po co?
– Ponieważ uważamy, że pańska była żona została zamordowana.
Powiedziała to bez ogródek i czekała na reakcję. Ta przychodziła powoli. Tak jakby te słowa pojedynczo płynęły do niego w powietrzu i potrzebował długiego czasu, żeby je usłyszeć i przetrawić. Przez kilka sekund nie reagował. Tylko stał i patrzył. Potem zrobił taką minę, jakby się przesłyszał.
– Nie rozu… Uważacie, że została zamordowana?
Muse odwróciła głowę i skinęła. Clarence ruszył do drzwi.
– Znaleźliśmy w zaułku zwłoki kobiety ubranej jak prostytutka. Neil Cordova uważa, że to pańska była żona, Marianne Gillespie. Chcemy od pana, żeby udał się pan z moim kolegą, detektywem Morrowem, do biura lekarza sądowego i sam zobaczył ciało. Rozumie pan?
– Marianne nie żyje? – powiedział głucho.
– Tak uważamy, ale potrzebujemy pańskiej pomocy. Detektyw Morrow zabierze pana do kostnicy i zada kilka pytań. Pana przyjaciółka Beth może zostać z dziećmi. Ja też tu będę. Chcę popytać pana córkę o matkę, jeśli mogę?
– Oczywiście – rzekł.
I w ten sposób w znacznej mierze oczyścił się z podejrzeń. Gdyby zaczął się jeżyć i burzyć, no cóż, eksmąż zawsze jest dobrym kandydatem. Nadal nie miała pewności, że nie był w to zamieszany. Może natknęła się na następnego wielkiego aktora klasy DeNiro. Jednak bardzo w to wątpiła. Tak czy inaczej, Clarence go przesłucha.
– Jest pan gotowy, panie Novak? – zapytał Clarence.
– Muszę powiedzieć o tym córce.
– Wolałabym, żeby pan tego nie robił – powiedziała Muse.
– Przepraszam?
– Jak już mówiłam, nie jesteśmy pewni. Ja zadam jej kilka pytań, ale też jej o tym nie powiem. Zostawię to panu, jeśli okaże się to konieczne.
Guy Novak skinął głową oszołomiony.
– W porządku.
Clarence wziął go pod rękę.
– Chodźmy, panie Novak. Tędy.
Muse nie fatygowała się i nie patrzyła, jak Clarence prowadzi go do samochodu. Weszła do domu i skierowała się do kuchni. Dwie dziewczynki siedziały z szeroko otwartymi oczami, udając, że jedzą prażoną kukurydzę.
– Kim pani jest? – spytała jedna z nich.
Muse zdobyła się na wymuszony uśmiech.
– Nazywam się Loren Muse. Pracuję w prokuraturze hrabstwa.
– Gdzie jest mój ojciec?
– Ty jesteś Yasmin?
– Tak.
– Twój tata pomaga jednemu z moich detektywów. Wkrótce wróci. Teraz jednak muszę zadać ci kilka pytań, dobrze?
Betsy Hill siedziała na podłodze w pokoju syna. W dłoni miała starą komórkę Spencera. Bateria już dawno się rozładowała. Trzymała aparat w dłoni, patrzyła nań i nie wiedziała, co robić.
Dzień po tym, jak jej syna znaleziono martwego, Ron zaczął pakować i wynosić rzeczy z pokoju syna – tak jak wyniósł z kuchni krzesło Spencera. Betsy stanowczo go powstrzymała. Są pewne granice – nawet Ron powinien to rozumieć.
Przez wiele dni po samobójstwie syna leżała tu na podłodze zwinięta jak niemowlę i łkała. Bolał ją brzuch. Chciała umrzeć, nic więcej, po prostu pozwolić, by cierpienie opanowało ją i pochłonęło. Tak się nie stało. Położyła dłonie na jego łóżku i wygładziła pościel. Przycisnęła twarz do poduszki, ale zapach już znikł.
Jak mogło do tego dojść?
Myślała o swojej rozmowie z Tią Baye i jej znaczeniu, o tym, co ostatecznie mogła oznaczać. Tak naprawdę nic. Spencer i tak nie żył. Ron pod tym względem miał rację. Prawda tego nie zmieni ani nawet nie zabliźni rany. Prawda nie pozwoli jej „zamknąć” tego, ponieważ, w rzeczy samej, wcale tego nie chciała. Co za matka – która już tak bardzo zawiodła swoje dziecko – pragnęłaby zostawić to za sobą, przestać cierpieć, osiągnąć jakiś rodzaj spokoju?
– Hej.
Spojrzała. Ron stał w drzwiach. Próbował uśmiechnąć się do niej. Wsunęła telefon do tylnej kieszeni spodni.
– W porządku? – zapytał.
– Ron?
Czekał.
– Muszę się dowiedzieć, co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy.
– Wiem, że musisz – rzekł Ron.
– To mu nie wróci życia – powiedziała. – Wiem o tym. To nawet nie sprawi, że poczujemy się lepiej. Myślę jednak, że mimo wszystko musimy się dowiedzieć.
– Dlaczego? – zapytał.
– Nie wiem.
Ron skinął głową. Wszedł do pokoju i zaczął pochylać się do niej. Przez moment myślała, że weźmie ją w ramiona i zesztywniała na samą myśl. Widząc to, znieruchomiał, zamrugał i wyprostował się.
– Lepiej już pójdę – powiedział.
Odwrócił się i wyszedł. Betsy wyjęła z kieszeni telefon. Podłączyła ładowarkę i włączyła aparat. Wciąż ściskając go w dłoni, zwinęła się w kłębek i znów zaczęła płakać. Pomyślała o swoim synu, którego znaleziono w takiej samej płodowej pozycji – czyżby to było dziedziczne? – na tym zimnym i twardym dachu.
Sprawdziła wykaz połączeń w telefonie Spencera. Żadnych niespodzianek. Robiła to już przedtem, ale nie w ciągu kilku ostatnich tygodni. Tamtej nocy Spencer trzy razy dzwonił do Adama Baye'a. Po raz ostami godzinę przed wysłaniem wiadomości tekstowej o samobójstwie. Połączenie trwało zaledwie minutę. Adam powiedział, że Spencer zostawił mu kilka niejasnych słów w poczcie głosowej. Teraz zastanawiała się, czy mówił prawdę.
Policja znalazła ten telefon na dachu, obok ciała Spencera.
Betsy trzymała go teraz. Zamknęła oczy. Prawie zasnęła, balansując na granicy snu i jawy, kiedy zadzwonił telefon. Przez moment myślała, że to komórka Spencera, lecz to dzwonił aparat stacjonarny.
Betsy miała ochotę pozwolić, by włączyła się poczta głosowa, lecz mogła to być Tia Baye. Jakoś zdołała podnieść się z podłogi. W pokoju Spencera stał drugi aparat. Spojrzała na wyświetlacz i zobaczyła nieznajomy numer.
– Halo? Cisza.
– Halo?
Nagle usłyszała łamiący się, chłopięcy głos.
– Widziałem panią i moją mamę na dachu.
Betsy gwałtownie usiadła.
– Adam?
– Tak mi przykro, pani Hill.
– Skąd dzwonisz? – zapytała.
– Z budki.
– Skąd?
Usłyszała płacz.
– Adam?
– Spencer i ja spotykaliśmy się na waszym podwórku za domem. W tym lasku, gdzie kiedyś była huśtawka. Wie pani gdzie?
– Tak.
– Możemy się tam spotkać.
– Dobrze, kiedy?
– Lubiliśmy tam chodzić, ponieważ widać każdego, kto się zbliża. Jeśli komuś pani powie, zobaczę. Niech pani obieca, że nikomu nie powie.
– Obiecuję. Kiedy?
– Za godzinę.
– W porządku.
– Pani Hill?
– Tak?
– To, co się stało ze Spencerem – powiedział Adam. – To moja wina.
■ ■ ■
Gdy tylko Mike i Tia wjechali na swoją ulicę, zobaczyli długowłosego mężczyznę z brudnymi paznokciami przechadzającego się po ich trawniku.
– Czy to nie ten Brett z twojego biura? Tia skinęła głową.
– Sprawdzał dla mnie e – maila. Tego o prywatce u Huffów.
Wjechali na podjazd. Susan i Dante Lorimanowie też byli przed domem. Dante pomachał do nich. Mike odpowiedział mu tym samym. Popatrzył na Susan. Z wysiłkiem podniosła rękę i poszła do drzwi swego domu. Mike znów pomachał i się odwrócił. Nie miał teraz na to czasu.
Читать дальше