– Porozmawiam z agentem Anchorem i zdobędę wszystkie raporty dotyczące domu, w którym przetrzymywana była Emma – powiedział Savich. – Na pewno są tam jakieś wskazówki. Potem zaprzęgniemy MAXINE do roboty i zlecimy jej przegląd wszystkich karanych pedofilów, którzy potrafią zmieniać swój wygląd.
– Emma mówi, że facet palił, miał zepsute zęby i pił – rzeki Ramsey z namysłem. – Kiedyś, gdy obudziła się ze złego snu, powiedziała, że stale powtarzał jej, iż jest mu bardziej potrzebna niż on Bogu…
– Związał ją cienkim sznurkiem – dodała Molly. Przełknęła ślinę i utkwiła wzrok w swoich złożonych na kolanach dłoniach. – Cienkim sznurkiem, bo, jak jej powiedział, jest tylko małą dziewczynką…
– To już jest jakiś początek – rzekł Savich. Sherlock poklepała Molly po ramieniu. – Dillon i ja wzięliśmy tydzień urlopu – powiedziała. – Jesteśmy do waszej dyspozycji.
– Już im mówiłem – rzekł Savich, sadzając sobie żonę na kolanach. – Jeszcze nas nie oklaskiwali, ale kiedy zobaczą, co umiemy, po prostu oszaleją. Pomówię też z policją w Denver, moi drodzy. Możemy także dodać do tego wstępne wyniki badań specjalistycznych przeprowadzonych po eksplozji samochodu, a Sherlock pomoże nam, przekładając wszystko, co wiecie, na język danych, które wprowadzimy do pamięci MAXINE.
– Potem naciśniemy tylko klawisz i MAXINE przeistoczy się w najbystrzejszego śledczego na świecie – oświadczyła Sherlock. – Podczas gdy Dillon będzie rozmawiał z glinami, my przygotujemy wspólnie listę wszystkich rzeczy, które zapamiętaliście. Jak myślisz, Molly, dokąd pojechałby Louey Santera, gdyby udało mu się uciec z posiadłości twojego ojca?
– Nie wiem – odparła Molly. – Szczerze mówiąc, nie sądzę, aby Louey w ogóle miał jakieś plany. Był przerażony i stracił głowę. Czasami mu się to zdarzało.
– Ale tym razem okazało się to fatalne w skutkach – mruknął Ramsey. – Biedny drań.
– Wcale nie biedny, jeżeli to on zorganizował porwanie Emmy – rzuciła twardo Molly. – W jaki sposób sprawdzimy, czy to rzeczywiście on stał za porwaniem?
– Pójdziemy śladem pieniędzy – oznajmił Savich. – Wystaram się o nakaz pozwalający na przejrzenie wszystkich dokumentów finansowych Santery. W nich zawsze można coś znaleźć, zawsze.
– Nie musi pan występować o nakaz – odezwał się Mason Lord z progu pokoju. Za jego plecami, nieco z prawej, stał Gunther. – Zdobędę dokumentację Santery.
– Wolałbym, żeby pan tego nie robił – powiedział Savich. – To nasza praca, więc proszę nas nie wyręczać. Na pewno potrwa to dłużej, ale zgodnie z prawem. W takich sytuacjach zawsze lepiej trzymać się prawa, o czym niewątpliwie dobrze pan wie.
– Znam księgowego Loueya – rzekł Mason Lord. – Sam z nim porozmawiam. Warren bardzo chętnie powie mi wszystko, co wie, i pokaże wszystkie zapisy księgowe, jakimi dysponuje. Zawsze był przydatny i świetnie poinformowany.
Sherlock nie spuszczała oczu z Masona, zastanawiając się, jak to możliwe, że człowiek tak uderzająco podobny do jej ojca tak bardzo się od niego różnił. Obaj mężczyźni dzierżyli w rękach ogromną władzę, lecz stali po przeciwnej stronie barykady prawa.
– Skoro pan Lord i księgowy Santery są dobrymi znajomymi, może jednak należałoby to wykorzystać, Dillon – powiedziała powoli. – Co pan o tym myśli, sędzio Hunt? Czy pana zdaniem można to zrobić? Czy dowody uzyskane w taki sposób mogłyby zostać podważone przez obronę?
– Nie sądzę. Dobrze, dlaczego mielibyśmy odrzucić taki podarunek od losu? Jesteśmy na polu Masona Lorda, więc pozwólmy mu wykonać to zagranie. – Ramsey uśmiechnął się do ojca Molly. – Zdecydowanie odradzałbym natomiast włamanie do biura tego księgowego…
Molly uświadomiła sobie, że przez cały ten czas jej ojciec stał sztywno wyprostowany i napięty jak struna. Dopiero teraz wyraźnie się uspokoił. Ujrzała, jak jego arystokratyczne, piękne dłonie o długich palcach rozluźniły się.
Gliniarze dopuścili go do swego grona. Chcieli, aby zaangażował się po ich stronie. Mason się nie uśmiechnął, o nie, nigdy nie posunąłby się aż tak daleko, ale wyraźnego twarzy stał się przynajmniej odrobinę cieplejszy.
Warren O’Dell był kompletnie łysy, niewykluczone, że dzięki starannemu goleniu, i wyglądał jak sportowiec, stanowił więc dokładne przeciwieństwo standardowego wizerunku księgowego. Nosił wprawdzie okulary w metalowych oprawkach, ale poza tym był dość podobny do Michaela Jordana.
Dopiero kiedy się odezwał, można było dostrzec pożółkłe zęby, rezultat zbyt wielu wypalonych papierosów. Na dłoniach i palcach miał odciski. Obrzucił Ramseya pobieżnym spojrzeniem i natychmiast skupił całą uwagę na Masonie Lordzie, lecz po chwili ponownie zerknął na Ramseya.
– Znam pana – powiedział, marszcząc brwi.
– Nazywam się Ramsey Hunt – odparł Ramsey z uśmiechem.
– To pan jest tym sędzią z Kalifornii, który przeskoczył przez barierkę i złoił bandę terrorystów na sali sądowej, tak?
– Tak. Ale nie było ich wielu.
Mason Lord odchrząknął i nagle Warren O’Dell zbladł.
– Proszę, niech pan siada… – wykrztusił, kiwając głową i wskazując kanapę obitą niezaprzeczalnie drogą białą skórą. – Byłem wstrząśnięty, kiedy dowiedziałem się o śmierci Loueya. Zamierzałem do pana zadzwonić…
– Doprawdy, Warren? – rzucił Mason. – Kiedy?
Nie ulegało wątpliwości, że Warren O’Dell był ledwo żywy ze strachu. Stał na środku swego pięknie umeblowanego biura na dziewiętnastym piętrze wieżowca McCord, stojącego przy Michigan Avenue, i wyglądał tak, jakby miał zamiar wyskoczyć przez okno.
– Tak, proszę pana – powiedział w końcu. – Zadzwoniłbym zaraz po otrzymaniu tej wiadomości, ale byłem w szoku, naprawdę. Pozbierałem się dopiero dziś rano. Louey nie żyje, został zabity w wyniku eksplozji bomby, którą ktoś podłożył w samochodzie… Nie do wiary… Miałem wrażenie, że to zły sen. Słyszałem, że pozwolił pan gliniarzom przeprowadzić śledztwo…
Ramsey z trudem opanował zaskoczenie. Czyżby O’Dell sądził, ze Mason Lord jest jakimś bożkiem, który stoi ponad zwykłymi ludźmi?
– To było zabójstwo, Warren, a ja jestem praworządnym obywatelem – oświadczył Mason Lord poważnym tonem, zupełnie jakby to on nalegał; aby wezwać policję, i odwrócił się do Ramseya. – Sędzia Hunt uratował córeczkę Molly.
– Ach tak, teraz już rozumiem! Nie mogłem się zorientować, dlaczego sędzia Hunt panu towarzyszy. Wszystko przez ten szok po śmierci Loueya. Byłem tak zdenerwowany i poruszony, że dałem sekretarce dzień wolny…
– Widzę, że masz tam jakieś pudła za biurkiem, Warren. Chyba nie przyszło ci do głowy, że mógłbyś zniszczyć jakieś dokumenty, prawda? Może wybierasz się na długi, bardzo długi urlop?
– Skąd, proszę pana. Porządkuję tylko papiery, nic więcej…
– Postaram się przysłać ci kogoś do pomocy.
– Nie, proszę pana, naprawdę nie trzeba! Doskonale poradzę sobie sam, słowo daję!
– Gunther – rzucił Mason Lord, prawie nie podnosząc głosu. Potężny ochroniarz stanął w progu, patrząc na księgowego martwym, całkowicie obojętnym wzrokiem. Zupełnie jakby Warren O’Dell był robakiem, pomyślał Ramsey.
– Tak, panie Lord?
– Musimy pomóc panu O’Dell. Widzisz te pudła, wepchnięte za jego imponujące mahoniowe biurko? Weźmiemy je ze sobą i dokładnie przejrzymy zawartość. Ramsey, może byłby pan tak uprzejmy i zerknął, co znajduje się w szafach O’Della, dobrze?
Читать дальше