Oczy Molly błysnęły teraz gniewnie. Wzięła trzy głębokie oddechy.
– Doskonale, uczysz się nad sobą panować. Kiedy moja mama jest wściekła na ojca, bez wahania czymś w niego rzuca. Ojciec nadal jest najszybciej poruszającym się człowiekiem, jakiego kiedykolwiek widziałem.
– Bardzo się staram nie kopnąć cię w kostkę. Posłuchaj mnie, Ramsey. Wiem, że kierują tobą dobre intencje, ale w żadnym razie nie pozwolę, żebyś pojechał tam sam i naraził się na niebezpieczeństwo. – Uśmiechnęła się lekko. – Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Jesteśmy jak trzej muszkieterowie. Mów do mnie D’Artagnan.
– D’Artagnan był czwartym muszkieterem.
– Trudno, nie pamiętam, jak nazywali się pierwsi trzej.
– Aramis i… Ja też nie pamiętam. Czy Emma też zostanie muszkieterem, Molly? Damy jej szpadę, czy raczej pistolet, i pozwolimy walczyć u naszego boku?
Molly podeszła do okna i stanęła tyłem do niego, rozcierając przedramiona.
– Razem zdołaliśmy przywrócić Emmie odrobinę poczucia bezpieczeństwa – odezwała się. – Nie wyobrażam sobie, jak zareaguje na wiadomość o twoim wyjeździe. Ona potrzebuje nas obojga, nie rozumiesz?
Ramsey zaklął pod nosem i przeczesał ciemne włosy palcami.
– Masz rację, Molly. Zgadzam się. Wobec tego musimy rozwiązać to jakoś inaczej. Zadzwonisz do Loueya do Niemiec i nakłonisz go do powrotu. Bardzo możliwe, że jest zamieszany w tę sprawę. W jaki sposób? Nie wiem, ale nie możemy tego wykluczyć. Musimy porozmawiać absolutnie ze wszystkimi, bez wyjątku.
– Spróbuję – powiedziała Molly.
Trzy minuty później czekali na połączenie z apartamentem Loueya Santery w berlińskim hotelu Bristol Kempinsky.
– W Berlinie jest teraz chyba szósta rano – powiedział Ramsey.
– Coś koło tego – zgodziła się Molly.
– Apartament pana Santery – odezwał się nieco zaspany głos. – Mówi Rudy. W czym mogę pani pomóc? Jest dopiero parę minut po szóstej…
– Dzień dobry, Rudy, mówi pani Santera. Nie wiem, czy Louey o tym wspominał, ale jego córka została niedawno porwana. Poproś go do telefonu, dobrze?
W słuchawce zapadła pełna napięcia cisza.
– Poproś go. Rudy.
– Dobrze, proszę pani… Minęły następne trzy minuty.
– To ty, Molly? – warknął Louey Santera. – Co się dzieje, do diabła? Z Emmą wszystko w porządku? Słyszałem, że jest już bezpieczna.
– Tak, Emma czuje się dobrze, ale sytuacja znacznie się skomplikowała, Louey. Musisz wrócić do Stanów, i to jeszcze dziś.
– Nie mogę. Dziś wieczorem mam koncert. Zgodnie z kontraktem muszę zagrać jeszcze trzy.
– Posłuchaj, to naprawdę ważne. Chodzi o życie twojej córki. Czy to nic dla ciebie nie znaczy?
– Może mógłbym wrócić pod koniec tygodnia, ale nie wcześniej. Cholera jasna, Molly…
– Dzisiaj, Louey – powiedział Mason Lord miękkim, łagodnym głosem.
– Kto mówi?!
– Witaj, Louey. Mówi twój były teść. Jak się czujesz w ten piękny poranek? Bo w Berlinie jest teraz chyba bardzo wczesny ranek, prawda?
– Tak, kurwa mać. Więc Molly wróciła do domku, do tatusia, tak?
– Proponowałbym, żebyś spakował rzeczy i wrócił do Stanów, Louey. Na pewno zdążysz na samolot Lufthansy z Frankfurtu do Chicago.
– Nie mogę! Ja…
– Dzisiaj, Louey. Chcemy z tobą porozmawiać. Niewykluczone, że będziesz musiał wyjaśnić nam kilka spraw.
W słuchawce, gdzieś w tle, odezwał się nagle jakiś kobiecy głos.
– Kto to, Louey? Dlaczego tak dyszysz? Molly roześmiała się głośno.
– Przywieź ją ze sobą, Louey. Nie chcemy, żebyś czuł się samotny. Odłożyła słuchawkę. Ramsey z trudem powstrzymywał śmiech.
– Gdybym miał określić, kto ma większe szanse zmusić go do powrotu, sąd czy Mason, bez wahania postawiłbym na twojego ojca.
– Oczywiście. – Ziewnęła. – Ojciec potrafi przestraszyć każdego, i to na śmierć.
– Podobają mi się twoje włosy – powiedział nagle Ramsey, zaskakując Molly i samego siebie.
Zamrugała niepewnie.
– Moje włosy? Co powiedziałeś? Podobają ci się moje włosy?
– Tak. Są gęste i pełne życia. Całe w lokach… Masz piękne włosy, Molly.
– Mnie również podobają się twoje włosy.
Zaczął się śmiać, a po chwili Molly przyłączyła się do niego. Drzwi otworzyły się i do pokoju zajrzał Mason Lord.
– Co się tu dzieje? Z czego się śmiejecie? Molly tylko potrząsnęła głową.
– Pojedziemy po Loueya na lotnisko? – zapytała. Mason powiódł po nich obojgu czujnym spojrzeniem.
– Najlepiej będzie, jeżeli Loueya odbierze z O’Hare sędzia Hunt. To powinno zbić tego gnojka z tropu.
Ramsey skinął głową.
– Z przyjemnością to zrobię. Mam sporo do powiedzenia panu Santerze. Posłużę się swoim dawnym prokuratorskim stylem.
– Moja córka nie ma ładnych włosów – oznajmił dobitnie Mason Lord. – Wygląda jak dorosła wersja sierotki Annie z musicalu. Odziedziczyła włosy po babce.
Ramsey poczuł nagle, że ma dość Masona.
– Dlaczego nie powie pan Molly, że jest pan szczęśliwy, widząc ją po trzech latach? – zapytał chłodno. – Może warto byłoby poinformować ją, że jest mądra i twarda, a pan jest największym szczęściarzem świata, bo ma pan taką wspaniałą córkę?
Mason Lord odwrócił się na pięcie i opuścił sypialnię. Ramsey zdał sobie sprawę, że posunął się za daleko. Mason był wściekły, bliski wybuchu, ale kiedy przystanął w progu, okazało się, że jego furia wcale nie koncentruje się na Ramseyu.
– Niech pan nie traci czasu na romans z moją córką – rzucił cicho, ze złością. – Louey mówił, że w łóżku jest zimna jak ryba. Zero przyjemności. Oczywiście, przywołałem go do porządku, kiedy dowiedziałem się, że powiedział coś takiego, ale prawdopodobnie coś w tym jest.
Molly nie wyglądała na głęboko zranioną słowami ojca.
– Cóż, Louey to ekspert, prawda? – odezwała się rozbawionym tonem. – Tak czy inaczej, bardzo się cieszę, że nie złapałam od niego jakiegoś choróbska, tato.
Mason zawahał się w progu i bez słowa zniknął.
– Tworzycie niezły duet – zauważył Ramsey. – Jesteś już dorosła, Molly. Wiem, że to musi boleć, kiedy ojciec cię atakuje, ale powinnaś go ignorować. Nieważne, co mówi. Masz teraz na głowie o wiele ważniejsze sprawy, a najważniejsza z nich stoi właśnie przed tobą.
– Mamo, dlaczego dziadek się złości?
Emma podeszła do nich, odrzucając do tyłu długie, splątane włosy. Miała na sobie koszulkę nocną z różowymi kokardkami, która sięgała jej do kostek. Do piersi przyciskała pianino, niewiele mniejsze od niej samej.
– Trzeba jej kupić lalkę – rzekł Ramsey.
– Twój dziadek wcale się tak naprawdę nie złości, Em – powiedziała Molly. – Jest już późno, a on jest starszym człowiekiem, wiesz? Starsi ludzie łatwo się denerwują, bo szybko się męczą.
– Boże, co za blaga!
– Cicho, Em. Ramsey chciał zażartować, ale trochę mu nie wyszło. Będę musiała udzielić mu paru lekcji. Chodź do łóżka, kochanie. Otulę cię kołderką, dobrze?
– Pójdę z wami. – Ramsey wziął Emmę na ręce. – To pianino waży co najmniej tonę, Em. Trzeba będzie odjąć jedną oktawę.
Emma odsunęła się na odległość ramienia i spojrzała na niego uważnie.
– To było zabawne, Ramsey. Nie tak śmieszne, jak dowcipy mamy, ale zabawne. Czy już dała ci jedną lekcję?
– Nie, jeszcze nie, skarbie. Dziękuję ci za uznanie. Prawdę mówiąc, ten dowcip wymyśliłem zupełnie samodzielnie.
Читать дальше