Ramsey wziął pianino i podał Molly. Emma przytuliła się do niego i oparła głowę na jego ramieniu. Zaczęła ssać kciuk. W sypialni stało ogromne łóżko. Ramsey uświadomił sobie, że kiedyś musiał to być pokój Molly. Nie było tu dziewczęcej narzuty z falbankami, natomiast ściany od podłogi do sufitu pokrywały półki z książkami w twardych i miękkich okładkach. Na jedynej wolnej od książek ścianie ktoś rozwiesił zdjęcia, dziesiątki zdjęć. Niektóre były oprawione w ramki, inne z wyraźną dbałością poprzypinane na korkowych tablicach.
– Mama robi zdjęcia – wyjaśniła Emma, kiedy Ramsey ułożył ją wygodnie. – Te zrobiła, kiedy była młoda.
– Rozumiem – powiedział Ramsey i pochylił się, aby pocałować dziewczynkę w czoło. Delikatnie odgarnął jej włosy z czoła. – Śpij już, Emmo. I nie martw się niczym, dobrze?
– Nie wyjedziesz, prawda?
Z pomocą Molly podjął już decyzję, ale nadal nie był pewien, czy nie wydarzy się coś, co zmusi go do wyjazdu.
– Nie wiesz, czy powinieneś powiedzieć mi prawdę – szepnęła Emma. – Nie przejmuj się tym. Wszyscy kłamią, wszyscy poza mamą. Mama nigdy nie kłamie.
– Nie jest ci przykro?
– Nie bardzo – powiedziała. – Mamo, przyjdziesz do mnie niedługo?
– Tak, kochanie, za jakieś pół godziny. Ramsey i ja mamy jeszcze sporo rzeczy do omówienia.
Zgasiła lampę, ale drzwi zostawiła uchylone. Do pokoju wpadał promień światła z korytarza, gdzie paliły się trzy lampy Tiffany’ego.
– Nie zostawię cię, Emmo, chyba że będę musiał – odezwał się Ramsey już. od progu. – Ale nawet gdyby tak się zdarzyło, na pewno powiem ci o tym wcześniej.
Emma nie odpowiedziała.
– Usłyszymy ją, jeżeli przyśni jej się coś złego – rzekła Molly cicho, wchodząc za Ramseyem do jego pokoju.
– Dobrze. Powiedz mi, co twoim zdaniem powinniśmy zrobić.
– Sprać Loueya Santerę.
– A potem? Molly westchnęła.
– Nie wiem, Ramsey. Tyle się wydarzyło…
– Trzeba koniecznie zabrać Emmę do lekarza i do dziecięcego psychiatry.
– Zastanawiałam się nad tym – powiedziała. – Chciałabym, żeby z Emmą porozmawiała kobieta, nie mężczyzna.
– Bardzo słusznie.
– Jutro zadzwonię w parę miejsc i popytam o dobrych psychiatrów. Jak myślisz, gdzie są teraz ci ludzie, którzy nas ścigali, Ramsey?
– Jeżeli nawet dotarli za nami tutaj, to na pewno przeklinają swojego pecha. Nie mają szans się tu wedrzeć. Miles powiedział mi, że posiadłości twojego ojca przez całą dobę strzeże sześciu ludzi. Myślę, że można się tu czuć bezpieczniej niż w Białym Domu.
– Słyszałam, jak ojciec mówił Guntherowi, żeby sprowadził jeszcze trzech ochroniarzy. Najwyraźniej nie chce ryzykować.
– Mason kocha ciebie i Emmę.
– A jakże. On po prostu nie chce, żeby ktoś dostał w łapy coś, co uważa za swoją własność.
– Na początek dobre i to, Molly. Zobaczymy, co będzie dalej. A jutro… – Ramsey z uśmiechem zatarł ręce. – Jutro wreszcie spotkam drogiego Loueya twarzą w twarz…
– Nie będzie to najprzyjemniejsza chwila dnia, możesz mi wierzyć.
– To dowcip, prawda? Tak powiedziałaby Emma.
– Czasami rzeczywistość jest zabawniejsza od fikcji.
Louey Santera był wściekły i wcale tego nie ukrywał. Jego wargi były ściągnięte tak mocno, że tworzyły cienką, bezbarwną linię. Nagle dostrzegł jakiegoś dziennikarza i natychmiast zamaskował złość czarującym uśmiechem i lekkim wzruszeniem ramion.
– Cześć! – rzucił pogodnie w stronę czającego się z drugiej strony fotoreportera.
W tej samej chwili zauważył Molly i pomachał jej z daleka.
– Podobno zrezygnował pan z części koncertów w Europie na wiadomość o porwaniu córki – powiedział dziennikarz, dawny przyjaciel Ramseya.
Louey obrzucił go czujnym spojrzeniem.
– Nie mogłem przyjechać od razu – rzekł. – Musiałem najpierw omówić wszystkie problemy z organizatorami koncertów.
– Czy to prawda, że pańska córeczka jest już bezpieczna i w tej chwili przebywa w domu dziadka? Jej dziadkiem jest Mason Lord, prawda?
– Tak. Rzeczywiście mała przebywa teraz u niego. Ten koszmar już się skończył, dzięki Bogu. Słyszał pan, jakim powodzeniem cieszyły się moje koncerty?
– Słyszałem o pańskich nieporozumieniach z panem Lordem. Czy to prawda, panie Santera?
Zza pleców Loueya Santery wysunął się młody, chudy facet z bliznami po trądziku na twarzy, i odgrodził go od dziennikarza.
– Pan Santera dopiero przed chwilą wrócił z Niemiec i teraz przede wszystkim pragnie spotkać się z córeczką. Jest zmęczony i nie ma nic więcej do powiedzenia. Do widzenia.
– O co właściwie chodzi, panie Santera? – zawołał dziennikarz. – Pańska córka została porwana ponad dwa tygodnie temu! Nie sądzi pan, że jest trochę za późno na powrót zrozpaczonego tatusia?
– Bez komentarza.
Krostowaty facet odepchnął dziennikarza. Fotoreporter błysnął fleszem. Ramsey z uśmiechem podszedł do białego jak ściana Loueya Santery.
– Pan Santera? Miło mi powitać pana w kraju. Nazywam się Ramsey Hunt i chwilowo mieszkam w domu pana Masona Lorda. Proszę tędy, łatwiej będzie panu ominąć ten tłum. Ach, oto i Molly!
– Odsuń się – warknął krostowaty i popchnął Ramseya. Ramsey z rozbawieniem skonstatował, że chudy facecik uważa się za ochroniarza Santery. Było to doprawdy zabawne.
– Jesteś nieuprzejmy, kolego – powiedział i jednym gładkim ruchem chwycił tamtego za rękę, wykręcając mu kciuk.
Krostowaty jęknął z bólu, ale się nie ruszył.
– Z drogi – rzekł Ramsey bardzo cicho. – Nie jestem dziennikarzem. – Ścisnął jego kciuk jeszcze mocniej. – W porządku?
– Daj spokój, Alenon – mruknął Louey Santera.
Młody facet kiwnął głową. W jego ciemnych oczach płonęła gorąca nienawiść. Jakże łatwo narobić sobie dziś wrogów, pomyślał Ramsey, puszczając rękę ochroniarza.
– A teraz zabieraj się stąd – rzucił. – Molly, przywitaj się z byłym mężem.
– Cześć, Louey, jak ci leci? Zaraz, zaraz, nie widzę twojej dziewczyny? Co, nie ma jeszcze paszportu?
– Jak znalazłaś Emmę?
Molly załopotała rzęsami i oparła rękę na biodrze.
– Oczywiście wykorzystałam swój niebagatelny seksapil.
Ramsey nie mógł oderwać od niej zdumionego spojrzenia. Louey Santera parsknął złośliwym śmieszkiem.
– To mi dopiero dowcip! – powiedział. – Zawsze tylko żartujesz, nigdy nie wiadomo, kiedy mówisz poważnie. Wcale nie znalazłaś Emmy, tak? To wszystko bujda na resorach!
– Dlaczego tak uważasz? Bo nie jestem wystarczająco inteligentna? A może jestem za mało twarda?
– Daj sobie siana, Molly. Od początku wiedziałem, że nie miałaś nic wspólnego z odnalezieniem Molly. Nie znalazłabyś jej nawet wtedy, gdyby stała w odległości dwóch metrów od ciebie. Co się naprawdę stało?
Molly zbliżyła twarz do jego twarzy.
– W porządku, Louey, koniec zabawy – syknęła. – Sama znalazłam moją córkę, ty dumy egoisto! Chcesz wiedzieć, co się naprawdę stało? Facet, który ją porwał, zgwałcił ją i torturował. Co ty na to, Louey?
– To niemożliwe. Kłamiesz. Nikt mi o tym wcześniej nie mówił. Robisz to specjalnie, żeby przedstawić mnie w niekorzystnym świetle!
– Nikt nie mógłby zrobić z ciebie gorszego drania niż jesteś, Louey. Zadzwoniłeś z Niemiec tylko po to, żeby pochwalić się swoimi sukcesami i powiedzieć mi, ile dziewczyn przeleciałeś. Jesteś oślizgłą ropuchą, Louey, i wcale nie dbasz o Emmę.
Читать дальше