– Wytłumaczył pan wszystko Molly? – zapytał Mason.
– Tak.
– I wyjaśnił jej pan, jak ma się zachowywać w moim domu?
Ramsey z trudem powstrzymał uśmiech. Taktyka Masona bardzo go bawiła.
– Molly dokładnie wie, jak ma postępować. Miles powiedział mi, że chce pan ze mną pomówić.
– Tak, ale tylko z panem, bez Molly. Ona nie ma zielonego pojęcia ani o interesach, ani o strategii.
– Zostawiłem Molly w jej sypialni. Uczy Emmę czytać. Mała jest naprawdę bardzo inteligentna.
– Ja przeczytałem Moby Dicka, kiedy miałem pięć lat.
– Podobno Molly także zaczęła bardzo wcześnie czytać. To dość niezwykłe.
Mason Lord zupełnie o tym zapomniał.
– Chodźmy do gabinetu – zaproponował. – Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Zamknął podwójne dębowe drzwi, odcinając się od odrażających odgłosów wulgarnej uciechy, dobiegających z telewizora.
– Dowiedziałem się, że kiedy odkrył pan, iż Louey Santera uderzył Molly, natychmiast przyjechał pan do Denver – zaczął Ramsey bez ogródek. – Szczerze gratuluję panu tego posunięcia.
Mason Lord popatrzył na wysokiego mężczyznę, stojącego obok biurka. Hunt zachowywał się zupełnie naturalnie, jego twarz była otwarta, nawet pełna podziwu.
– Nie zamierzałem pozwalać, żeby ten pokurcz krzywdził moją córkę. Oto motto Masona Lorda, pomyślał Ramsey z ulgą.
– Nie wątpię, że wobec Emmy czuje pan dokładnie to samo, przecież to pańska wnuczka. Jak pan myśli, kto stoi za tą sprawą?
– To porwanie. Louey jest bogaty, no, może nie tak bogaty jak przed rozwodem z moją córką, ale w każdym razie na pewno nie ubogi. Te koncerty w Europie przynoszą gówniarzowi grube miliony.
– Nie, panie Mason, to nie jest zwykłe porwanie. Mówiłem panu, że śledziło nas kilku ludzi. Sam pan na pewno wie, ile osób potrzeba do przeprowadzenia takiej operacji. Moim zdaniem co najmniej dwie. Tak czy inaczej, nie chodzi tu tylko o porwanie. To coś więcej, dam sobie rękę uciąć. – Ramsey na chwilę zawiesił głos. – Nie wie pan jeszcze, że Emmę wywieziono do jakiegoś domu w górach, gdzie została zgwałcona. Była też bita. To jeszcze jedna rzecz, nad którą musimy się zastanowić. Emmę powinien zbadać lekarz internista i psychiatra dziecięcy. Dręczą ją koszmarne sny. Ani Molly, ani ja nie rozmawialiśmy z nią o tych przeżyciach, ponieważ zwyczajnie baliśmy się pogorszyć sytuację.
Krew odpłynęła z twarzy Masona Lorda. Ramseyowi wydawało się, że zwymiotuje albo wpadnie w furię, lecz opanował się nadludzkim wysiłkiem. Jego twarz zaczęła stopniowo przybierać normalny kolor, odetchnął głęboko.
– Ci dranie właśnie podpisali na siebie wyrok śmierci – warknął, patrząc Ramseyowi prosto w oczy.
– Nie podjąłbym się wykonania tego wyroku, ale doskonale pana rozumiem.
– Wydawało mi się, że zajmuje się pan podtrzymywaniem sprawiedliwości i cennych praw takich degeneratów.
– Tak – odparł Ramsey. – Moja praca polega właśnie na tym – strzegę sprawiedliwości i praw wszelkiego rodzaju degeneratów…
Mason Lord spojrzał na niego ostro, lecz wyraz twarzy Ramseya nie zmienił się nawet na jotę.
– Chociaż niechętnie, ale jednak muszę przyznać panu rację – oznajmił Mason. – Jest bardzo prawdopodobne, że ta sprawa ma coś wspólnego ze mną albo z Loueyem. Muszę mieć trochę czasu, żeby spokojnie się nad tym zastanowić. Rozmawiałem już z Buzzem Carmenem i mówiłem mu, że za tą akcją mogą kryć się moi wrogowie. Zobaczymy.
– Chciałbym zostawić tu Molly i Emmę. Będę przynajmniej pewny, że pod pana opieką są bezpieczne.
– Zamierza pan przeprowadzić śledztwo na własną rękę? – zapytał Mason. – Sądzi pan, że zrobi pan więcej niż ja?
– Pańscy ludzie nie zdziałali zbyt wiele w Kolorado. Mam lepsze kontakty.
– Jakie? Bandę gliniarzy i prawników z San Francisco? Ramsey pokręcił głową.
– Wolę zatrzymać te informacje dla siebie, zwłaszcza że na pewno nie spotkałyby się z pańską aprobatą.
Mason Lord poczuł, jak na jego szyję wypełza gorący rumieniec. Powoli podniósł się z krzesła i oparł dłonie na pięknym mahoniowym blacie biurka, lecz nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ właśnie w tej chwili drzwi się otworzyły i do gabinetu wkroczyła jego córka. Na twarzy Molly gościł szeroki uśmiech.
– Czy bardzo się spóźniłam? – zwróciła się do ojca. – Przepraszam za spóźnienie, ale Emma nie była jeszcze gotowa do snu. To szczera prawda, że praca matki nigdy się nie kończy. No, teraz możemy wreszcie wymienić się przemyśleniami, tato.
Ramsey mrugnął do Masona Lorda.
– To nie najgorszy pomysł – zauważył. – Molly ma mózg jak komputer, więc byłoby głupio go nie wykorzystać. Szkoda, że nie widział pan, jak prowadziła samochód, kiedy uciekaliśmy.
Mason Lord usłyszał idiotyczną muzyczkę, stanowiącą wiodącą melodię teleturnieju. Wiedział, że do jego obitego specjalnymi wyciszającymi płytami gabinetu nie powinien dobiegać żaden dźwięk z salonu. Czyżby Eve puściła telewizor na cały regulator? Chłodno spojrzał na córkę.
– Idź zająć się swoim dzieckiem.
– Twoja wnuczka świetnie bawi się z Milesem. Porozmawiajmy.
– Więc pooglądaj z Eve teleturniej.
– Nie znam Eve i nie cierpię teleturniejów. Tak czy inaczej, w tej chwili ani przebywanie z Eve, ani oglądanie teleturniejów nie zajmują wysokiego miejsca na liście moich priorytetów.
Mason miał ochotę powiedzieć, żeby wyniosła się do wszystkich diabłów, że to jego dom i że to on wydaje tutaj polecenia. W ostatniej chwili spojrzał córce w oczy i wyczytał w nich ból, bunt oraz determinację.
– No dobra, niech ci będzie – mruknął.
Ramsey Hunt się uśmiechnął. Jeszcze nie powiedział Molly, że zamierza na jakiś czas zostawić ją tutaj z Emmą. Unikał myśli o tej konieczności. Na pewno urządzi mu wściekłą awanturę, ale przecież musi coś zrobić.
Molly poklepała go po ramieniu.
– Nawet o tym nie myśl – powiedziała pogodnie. – Usłyszałam, jak mówiłeś ojcu o wyjeździe. Nie, Ramsey, nie ma mowy, żebym puściła cię samego.
Ramsey spojrzał na Masona Lorda.
– No dobra, niech ci będzie – mruknął.
– To wszystko nie trzyma się kupy – zwierzył się Dillon Savich agentce Sherlock, która była jego żoną od sześciu miesięcy, dwóch tygodni i trzech dni. – Próbowałem z MAXEM różnych podejść, ale on nie jest w stanie nic wycisnąć z podanych informacji.
MAX był laptopem i najbliższym współpracownikiem Dillona, i właśnie dlatego otrzymał imię. W FBI mówiono, że Dillon potrafi namówić laptopa nawet do tańca, co wcale nie było niezgodne z prawdą. Sherlock poklepała MAXA po obudowie.
– Masz mnóstwo przypuszczeń, ale niewiele faktów – rzekła. – MAX lubi konkrety, nie zgadywanki.
– Czy tak się sprawy mają, MAX? – Savich lekko uderzył w klawisz laptopa.
– Tak jest, szefie – odezwał się głęboki, łagodny głos. Sherlock się roześmiała.
– Ciągle nie mogę się przyzwyczaić do tego głosu. Jesteś najzwyklejszym zboczeńcem, Dillon. Będziesz musiał dać mu inny, kiedy MAX znowu zechce zmienić płeć i zostać MAXINE.
– Chcesz zgłosić się na próbę?
– Czy twoim zdaniem wyglądam na MAXINE?
Dillon spojrzał na nią poważnie i potrząsnął głową.
– Nie, ale nie martw się. Wymyślę coś, kiedy przyjdzie czas na nieuniknioną zmianę płci. Szkoda, że nie widziałaś miny Jimmy’ego Maitlanda, kiedy zadałem MAXOWI przygotowane wcześniej pytanie. Za pierwszym razem o mało nie zemdlał. Teraz siada wygodnie, z rękami opartymi na kolanach, i czeka, zupełnie jak dzieciak, który nie może doczekać się projekcji ulubionego filmu rysunkowego.
Читать дальше