– Chcesz z nami pójść, Molly?
– Może, zobaczymy. Jesteś głodna, maleństwo?
– Nie wiem, mamo. Staram się zobaczyć tych ludzi w samochodzie. Myślicie, że to ci sami, którzy byli w restauracji w Kolorado?
– Nie mam pojęcia – odparła Molly. – Są za daleko. Ramsey spojrzał we wsteczne lusterko. Toyota minęła wjazd na parking przed motelem. Cholera jasna! Teraz nie było już między nimi żadnych innych samochodów. Tamci ciągle trzymali się dobre sto metrów z tyłu.
– Są za nami – rzucił. – Pojadę prosto, aż do tego wielkiego ośrodka wypoczynkowego. Jest tam duży objazd. Potem ruszymy w kierunku Tahoe City, to tylko kilkanaście kilometrów na wschód. Nie pozwolę im zbliżyć się do naszego domu.
Dostrzegł, że Molly wyjęła swego Detonicsa i położyła go na siedzeniu. Sam także wyciągnął naładowaną i gotową do strzału broń. Pod wyciągami koło ośrodka wypoczynkowego zaparkowanych było jakieś pięćdziesiąt samochodów, w tym mniej więcej dwanaście z czterokołowym napędem w pobliżu kas biletowych. Śnieg był brudny i wyraźnie się topił.
Ludzie, którzy przyjechali jeździć w takich warunkach, mogli być tylko albo profesjonalnymi, albo początkującymi narciarzami. Ramsey powoli przejechał przed budynkami, okrążył je i znowu znalazł się na Alpine Meadows Road, zmierzając w stronę głównej drogi.
Honda civic zwolniła pod rzędem kasowych okienek, ale nie zatrzymała się. Ramsey wiedział, że tak będzie. Zastanawiał się, czy tamci zdają sobie sprawę, że zostali zauważeni. Na drodze natychmiast przyspieszył. Po dotarciu do skrzyżowania z autostradą 89 skręcił w prawo, w kierunku Tahoe City. W samochodzie panowało pełne napięcia milczenie.
Zastanawiał się, jak zgubić hondę w małym, turystycznym mieście. W Tahoe City królowały niezliczone restauracje i bary, kioski z pamiątkami oraz wypożyczalnie sprzętu narciarskiego. Było tam także duże centrum handlowe z licznymi arkadami i ścieżkami spacerowymi. Uznał, że będzie to najlepsze dla nich miejsce.
Przypomniał sobie, że centrum znajduje się po prawej stronie, na obrzeżach miasta. Będzie musiał pozbyć się toyoty. Szkoda, ale przecież nie miał wyboru. Zerknął we wsteczne lusterko i stwierdził, że na razie droga za nimi jest pusta. Skręcił na rozległy parking i zahamował przed samym wejściem do centrum.
– Wysiadamy, szybko!
Chwycił pudło z pianinem Emmy i w ciągu pięciu sekund znaleźli się w środku.
– Idźcie prosto przed siebie, Molly. Za minutę spotkamy się przy tylnym wyjściu.
W kompleksie handlowym kręciła się tylko garstka ludzi. Widział, jak Molly szybko idzie w kierunku wyjścia, obejmując Emmę ramieniem. Sam został na chwilę przy drzwiach, którymi weszli. Nie musiał długo czekać. Honda podjechała wolno i zatrzymała się. Jej kierowca zdążył już dostrzec toyotę. Ramsey nie musiał wiedzieć nic więcej.
Przebiegł przez centrum, potrącając kilka osób i wypadł na zewnątrz. Dogonił Molly i Emmę koło małej restauracji.
– Wejdźcie do toalety w tej restauracji – rzucił. – Za pięć minut tu podjadę. Czekajcie na mnie przy drzwiach. Pięć minut, z zegarkiem w ręku.
Zawrócił do centrum. Nigdzie nie widział tamtych z hondy. Obszedł budynek i wszedł na parking. Honda stała na jednym z bocznym miejsc, pusta. Uśmiechnął się. Po czterech i pół minutach był przed restauracją, a Molly otwierała drzwiczki samochodu.
– Doskonale. Emmo, jest ci wygodnie? – Tak, Ramsey. Mam pianino.
Trzymała pudło tak mocno, że kostki jej paluszków były zupełnie białe.
– Trzymaj się, mała. Zaraz damy stąd nogę.
– Czy oni pojadą za nami?
Ramsey spojrzał na Molly. Wjeżdżali już na autostradę.
– Nie, trochę im to zajmie, zanim ruszą z miejsca. Zabrałem zakrętkę od wlewu paliwa z ich samochodu. Najprawdopodobniej mają telefon komórkowy i zaczną teraz dzwonić do swoich mocodawców. Zgubiliśmy ich, ale ponieważ wiedzą, gdzie nas szukać, nie możemy ryzykować powrotu do tamtego domu.
Dziesięć minut później byli na autostradzie 80 i jechali na zachód.
– Nie poszliśmy na wycieczkę w góry, Ramsey.
– Pójdziemy jeszcze nie raz, Emmo, zobaczysz.
Po trzech i pół godzinie znaleźli się na moście Golden Gate. Dzień był słoneczny, choć nieco chłodny. Wymarzony dzień na robienie pięknych zdjęć, pomyślał Ramsey. Mgła dopiero zaczynała zbierać się pod łukami mostu.
– Czy to aby na pewno dobry pomysł, Ramsey?
– Nie wiem, ale mam dosyć ciągłego uciekania, Molly. To mój teren, więc tu bez trudu znajdziemy pomoc. Rozmawialiśmy o tym wcześniej i wydawało mi się, że zgadzasz się ze mną.
– Ale ci ludzie szybko się dowiedzą, kim jesteś i wtedy znowu nas dopadną!
Ramsey zaklął pod nosem.
– Masz rację. Nie wiem, dlaczego o tym nie pomyślałem. Założę się, że już teraz wiedzą, co lubię jeść na śniadanie. Spokojnie… Zatrzymamy się w moim domu tylko na godzinę, żebym mógł przebrać się, spakować trochę rzeczy i zadzwonić w parę miejsc. Jeszcze dziś po południu polecimy do twojego ojca. Przykro mi, Molly, ale nie widzę innej możliwości, chyba że chcesz pójść na policję w San Francisco.
– Nie – warknęła. – Rzeczywiście nie mamy innej możliwości, prawda? Dobrze, polecimy do Chicago. Nadal nie zamierzam narażać Emmy na setki pytań ze strony policji, psychologów i psychiatrów, nie mówiąc już o FBI. Jeżeli agent Anchor jest typowym przedstawicielem FBI, to włosy stają mi dęba na samą myśl o tym, co mogliby zrobić z Emmą.
– Anchor nie jest typowym przedstawicielem FBI, ale nieważne. W takim razie jedziemy do Chicago. Kiedy poczujesz, że nadszedł odpowiedni moment, skontaktujemy się z tamtejszą policją.
– Chyba już wcześniej powinnam poprosić ojca o pomoc. Mason zapewniłby Emmie lepszą ochronę niż wszyscy ludzie z FBI i policji razem wzięci. Jest przestępcą, to prawda, ale stanie na głowie, żeby Emma była bezpieczna.
– W porządku, skorzystamy z jego pomocy. Pozwolimy mu zatroszczyć się o Emmę.
Molly zamknęła oczy. Po chwili skinęła głową i uśmiechnęła się do nich.
– Spójrz, Em. Tam jest wyspa Alcatraz. Jeszcze w latach pięćdziesiątych to szare gmaszysko pełniło funkcję więzienia dla najbardziej niebezpiecznych kryminalistów.
– Ładna wyspa. Chyba chciałbym tam zamieszkać.
– Czytałam, że dawali więźniom posiłki wartości sześciu tysięcy kalorii dziennie. Chcieli ich utuczyć, żeby nie byli w stanie uciec i dopłynąć do brzegu. Myślę, że karmili ich głównie hot dogami i fasolą. I na pewno nie pozwalali im dużo spacerować.
Ramsey zerknął w lusterko i rzucił dziewczynce pogodny uśmiech.
– Nie wyobrażaj sobie tylko, że piekli wbite na wieszaki parówki nad ogniem, Emmo. Założę się, że po prostu je gotowali.
– Blee…
Ramsey skręcił w Scenie Drive, wiodącą przez piękną, starą dzielnicę miasta, zwaną Sea Cliff.
– Te domy znajdują się najbliżej zatoki. Mój ma numer dwadzieścia siedem i stoi na samym końcu.
– Wiedziałam, że sędziowie federalni muszą sporo zarabiać, ale żeby aż tyle? – odezwała się Molly. – Ten dom na pewno sporo cię kosztował, Ramsey.
– Rzeczywiście jest dużo wart, ale nie kupiłem go. Dostałem go po dziadkach, razem z okrągłą sumą. Nie jestem tak bogaty jak ty, lecz głód mi nie grozi. Roztacza się stąd nieprawdopodobnie piękny widok. Kiedyś tu wrócimy, Emmo, i urządzimy sobie barbecue na trawniku za domem. Będziemy siedzieć i patrzeć, jak mgła napływa od Golden Gate, podobna do przejrzystych białych palców. Zawsze uwielbiałem mgłę. W domu jest także fortepian, na którym grywał jeszcze mój dziadek. Był wspaniałym człowiekiem.
Читать дальше