Małe, zdrowe zwierzę owładnięte nagłą żądzą.
Malko nie kazał sobie tego dwa razy powtarzać.
W oka mgnieniu był tak samo nagi jak ona.
Kyley zaczęła go całować i lizać wszędzie, jak przymilna kotka.
Potem wzięła go do ust i smakowała jak lizak, wciągając bardzo głęboko do gardła.
W końcu upadła na łóżko na wznak, z rozłożonymi nogami i wyciągnęła do niego ramiona:
— Come andfuck me hard!
Ledwie w nią wszedł, wyrzuciła nogi wysoko do góry.
Jej ręce zaciskały się kurczowo na prześcieradłach, ramiona miała skrzyżowane.
Jakby pozwalała się gwałcić, co nie było niewątpliwie prawdą.
Kiedy Malko ją odwrócił, przyjęła automatycznie pozycję najbardziej podniecającą — z biodrami mocno wygiętymi, z pupą uniesioną do góry, na kolanach, jak podczas modlitwy.
Mocno wczepiony palcami w jej chłopięce biodra, Malko kochał się z nią z całej siły, aż do chwili, gdy eksplodował z samego dna swoich lędźwi.
Australijka krzyknęła chrapliwie i upadła do przodu na łóżko.
Przez kilka chwil trwała w bezruchu, ze skrzyżowanymi ramionami i z zamkniętymi oczami.
Potem odwróciła się na wznak i westchnęła.
— Wspaniale. Jak dobrze jest się pieprzyć!
Malko gotów był się z nią zgodzić…
Zadowolony wyciągnął się na łóżku i patrzył na Kyley z roz bawieniem.
— Często pani tak robi?
Zabiera obcego mężczyznę do pokoju i kocha się z nim?
Wybuchła śmiechem.
— Jesteśmy w Gazie, na końcu świata, w innej rzeczywistości.
W Jerozolimie mam przyjaciela, bardzo pięknego i jestem mu bardzo wierna.
Pieprzmy się!
Zapewne Gaza nie leżała w strefie wierności…
— Zostanie pan ze mną? — zapytała.
— Nie chcę pani kompromitować.
Kyley uśmiechnęła się niewinnie.
— Mój mąż jest piętnaście tysięcy kilometrów stąd, a mój kochanek z Jerozolimy nigdy tu nie przyjeżdża…
— Idę, ale mimo wszystko wrócę — powiedział Malko, który był zwolennikiem małżeńskiej harmonii.
Pocałowała go delikatnie.
— Mam nadzieję!
Kiedy znalazł się na ciemnej ulicy, zadrżał.
Cisza. Gaza spała.
Ponure getto na brzegu morza, gdzie o mało nie umarł.
— Jest pan proszony do recepcji — powiedział niewyraźnie w złym angielskim arabski głos.
Malko właśnie się obudził, po przespanej kamiennym snem nocy.
Zszedł na dół, gdzie zobaczył jednego z podwładnych generała el Husseiniego.
Szare BMW czekało przed hotelem. Dziesięć minut później byli w „piramidzie”.
Ku jego zaskoczeniu, zamiast do biura generała, zaprowadzono go do sali konferencyjnej, gdzie stały tylko stół i krzesła.
El Husseini dołączył do niego kilka minut później.
Gdy przyniesiono im nieśmiertelną, wrzącą i za mocno osłodzoną herbatę, przeszedł do sedna sprawy.
— Musi pan się zastanawiać, dlaczego nie przyjmuję pana w moim biurze.
— Rzeczywiście…
Generał lekko się uśmiechnął.
— Od dawna podejrzewam Izraelczyków, że mają je na pod słuchu.
Moi technicy sprawdzili biuro i zapewnili mnie, że wszystko jest w porządku.
Lecz niezupełnie dałem się przekonać…
Dziś wiem, że miałem rację.
— Dlaczego?
— Wczoraj Izraelczycy próbowali pana zabić.
Czy wie pan, dlaczego?
Malko długo się zastanawiał, nie znajdując satysfakcjonują cej odpowiedzi na to pytanie.
— Przypuszczam, że obawiali się, iż podczas mojego śledztwa, znajdę tutaj coś, co dotyczy operacji, którą właśnie prowadzą.
— Zapewne — zgodził się generał el Husseini — ale jest tak że inny, bardziej konkretny powód.
Przedwczoraj poprosił mnie pan o zorganizowanie spotkania z Abu Amarem, by zwrócić mu uwagę na zagrożenie ze strony Izraelczyków.
Po pańskim wyjeździe zatelefonowałem do al Muntada i poprosiłem raisa, by pana przyjął.
Moim zdaniem to właśnie sprawiło, że Izraelczycy zdecydowali się pana wyeliminować.
Nie mogli znieść myśli, że agent CIA przybył do Gazy, by uprzedzić Arafata, że chcą go zabić.
Pan znika, niebezpieczeństwo się oddala.
— Zapomina pan — powiedział Malko — że nie jestem niezastąpiony.
Jeffo O’Reilly mógłby tu przyjechać.
— Nie zrobi tego. Pełni oficjalną funkcję.
Jego ingerencja oznaczałaby wypowiedzenie wojny Izraelczykom.
— Może ma pan rację — zgodził się Malko.
— Mogę ją mieć również z innego powodu — ciągnął generał.
— Każąc panu zniknąć ze sceny, zyskują czas, być może wystar czająco dużo czasu, by mogli doprowadzić swój zamiar do szczęśliwego końca.
— To znaczy — podsumował Malko — że pana zdaniem Jaser Arafat naprawdę jest w niebezpieczeństwie.
— Od tej pory jestem o tym przekonany, nawet jeśli nie mam najmniejszego pojęcia, jak zamierzają go zabić.
Jedno jest pewne: chcą pańskiej skóry.
Proszę spojrzeć!
Wyjął z kieszeni okrągły przedmiot, który przypominał ze garek z czarnego metalu.
— Oto małe elektroniczne cudo! — powiedział.
Malko wziął przedmiot do ręki.
Był pogięty i dosyć ciężki.
— Co to jest?
— Moi ludzie znaleźli to w szczątkach forda galaxy — wyjaśnił generał.
To jest elektroniczna „pluskwa”, która pozwala ustalić położenie samochodu.
Oto dlaczego izraelski apache mógł wystrzelić rakiety z taką dokładnością.
Jego urządzenia śledziły pański samochód na ekranie.
Gdybyście zostali w aucie, już byście nie żyli.
Śmigłowiec was nie widział, namierzył tylko samochód.
— Co można teraz zrobić? zapytał Malko.
— Przede wszystkim, zachować ostrożność.
Nie spotkam się już z panem w moim biurze.
Następnym razem zobaczymy się gdzie indziej, w miejscu, które jeszcze nie zostało „zainfekowane”…
— Ma pan sposób, by dowiedzieć się czegoś więcej o Marwanie Rażubie?
— Być może — uśmiechnął się generał.
— Wkrótce się tym zajmę.
Jak będę coś wiedział, zawiadomię pana.
Szlomo Zamir dusił się ze złości.
Odkąd zajmował się organizowaniem zamachów, po raz pierwszy jeden z nich się nie udał.
Jednak od strony technicznej wszystko potoczyło się dobrze, za wyjątkiem niewielkiego błędu śmigłowca, który miał trafić w cel pierwszą rakietą.
Dzięki podsłuchowi Szlomo do wiedział się prawie natychmiast o niepowodzeniu operacji i już zaczynał myśleć o konsekwencjach.
Wszystko było jasne: siedział na beczce prochu.
Ponieważ nie kontrolował sytuacji, plan „Gog i Magog” nie mógł być jeszcze zrealizowany.
Musiał odwlec jego zakończenie o kilka dni.
Nie miałoby to żadnego znaczenia, gdyby agent CIA nie przebywał w Gazie, wyposażony we wskazówki, które wystarczały — jeśli dobrze poprowadzi swoje śledztwo — aby uniemożliwić całą operację.
Dlatego jedynym sposobem, by tak się nie stało, było wyeliminowanie Malko Linge.
Bez sentymentów.
Zresztą miał zielone światło z Jerozolimy dla tej operacji.
Światło, które nadal migotało.
Nie można było powtórzyć ataku apache’a.
zbyt rzucał się w oczy.
Tsahal musiał opublikować komunikat wyjaśniający, że chodziło o unieszkodliwienie groźnego terrorysty.
Trzeba było znaleźć inny sposób i Szlomo go znalazł.
Trochę uspokojony, troskliwie wyprostował łapy swojego czerwonego psa i postawił go na biurku.
Szlomo Zamir niełatwo się zniechęcał, poza tym miał poparcie swoich przełożonych.
Читать дальше