– Masz rację, ona tego nie zrobiła. Nie wiem kto. – Casey opowiedziała Blake’owi, jak zeszła z chodnika na asfalt prosto pod nadjeżdżający samochód.
– Czy ten samochód cię potrącił? – zapytał Blake.
– Nie jestem pewna. Zanim cokolwiek zauważyłam, leżałam na chodniku. Pamiętam, że rozglądałam się, żeby zobaczyć, czy ktoś mi pomoże, ale nikt tego nie zrobił. – Casey potrząsnęła głową z niedowierzaniem. – Co za ludzie tu mieszkają, Blake?
– To znaczy nikt nie zechciał sprawdzić, czy nic ci się nie stało?
– Nikt. Och, może gdyby zobaczyli, że ledwie się ruszam, toby na to wpadli. Zaraz po tym, jak upadlam na chodnik, spostrzegłam Laurę. Tylko się przyglądała. Brenda właśnie wracała z lunchu. Ona też mnie widziała. Była też młoda dziewczyna na rowerze… popatrzyła na mnie i pojechała dalej.
– Teraz chciałbym obejrzeć twoje obrażenia, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
– Dlaczego miałabym mieć coś przeciwko temu? Jesteś lekarzem, prawda?
– Tak. Ale nie jestem pewien, co czujesz wobec lekarzy.
– Nie jesteś taki jak lekarze w szpitalu.
Blake wyjął z szuflady betadynę, paczkę sterylnej gazy, plaster i nożyczki.
– Skąd wiesz?
Casey pomyślała przez chwilę.
– To chyba kobieca intuicja. Poza tym jakoś nie przypominam sobie, byś mówił, że praktykujesz jako psychiatra.
Blake delikatnie odciągnął jej bluzkę od poobcieranego ciała.
– Och!
– Przepraszam, jeszcze tylko trochę. – Blake szarpnął materiał.
Przeczesał palcami ciemne włosy. Casey pomyślała o przystojnym lekarzu z „Ostrego dyżuru”. George Clooney. To jego przypominał Blake. Powiedziała mu o tym.
– Cóż, w przeciwieństwie do szpitalnego supermana, którego oglądasz w telewizji, nie mam żadnych magicznych napojów, które by pozwoliły ściągnąć tę pokrytą zakrzepłą krwią bluzkę, nie sprawiając ci bólu. Czy mogłabyś pójść do przebieralni dla pacjentów i ją zdjąć? Prawdopodobnie nie będzie bolało tak bardzo, jeśli zrobisz to sama.
– Dobrze. Prowadź. – Casey zsunęła się ze stołu, a Blake wskazał pomieszczenie na końcu korytarza, nie większe od szafy. Leżał tam na ławce stos jednorazowych fartuchów i paczka chusteczek higienicznych. Casey ściągnęła brzoskwiniową kreację w ciągu kilku sekund, pozostawiając skrawek koronki, który jej matka nazwała stanikiem. Włożyła papierowy fartuch i nagle zapragnęła opuścić to ciasne pomieszczenie.
Szybko ruszyła z powrotem do pokoju badań, trzymając w ręku zakrwawioną bluzkę.
Blake poklepał stół, pokazując jej w ten sposób, że powinna znaleźć się tu z powrotem.
– Jeśli ułożysz się na brzuchu, oczyszczę skaleczenia. Nadal krwawią, więc zachowam ostrożność. Krew usuwa zabrudzenia, niebezpieczeństwo infekcji jest wobec tego niewielkie. Powiedz mi, jeśli będzie cię szczypać, to przestanę.
Casey zesztywniała, gdy Blake polał jej plecy środkiem dezynfekującym. Myślała, że są to powierzchniowe zadrapania, tymczasem najwyraźniej były głębsze.
– Prawie skończyłem.
Rozluźniła się. Zamknęła oczy i czekała cierpliwie, gdy Blake opatrywał jej plecy. Odczuwała nieznaczne pieczenie tu i tam, ale z pewnością nic, czego nie mogłaby wytrzymać.
Czuła lekkie dotknięcia Blake’a, kiedy badał jej skaleczenia z poprzedniego dnia.
– Casey, co ci się tutaj stało? – zapytał, wskazując jej ramiona, a potem wziął pęsetę, tak jak ona wczoraj. Poczuła nieznaczne uszczypnięcie, kiedy wyjmował kawałeczek szkła. Nie była pewna, czy powinna powiedzieć Blake’owi o tym, co się jej przydarzyło.
Uniosła się na łokciach i popatrzyła na Blake’a, który stał u szczytu stołu z rękami skrzyżowanymi na piersi. Była pewna, że temu mężczyźnie może zaufać i wyznać swoje tajemnice.
– W łazience znalazłam balsam o zapachu gardenii, moim ulubionym. Natarłam nim ramiona i nogi. W tym… w środku było szkło. – Casey miała nadzieję, że jej uwierzył.
Blake zasępił się po jej słowach.
– Flora zaproponowała, żebym wzięła gorącą kąpiel. Przygotowała ją. Najpierw zauważyłam koszyk z mydłami o zapachu gardenii. Ponieważ ten zapach lubię najbardziej, zapytałam o nie Florę. Powiedziała, że mydła kupiła mama.
Blake obejrzał skaleczenia z poprzedniego dnia. Znalazł pudełko okrągłych plastrów i nalepił kilka z nich na jej ramionach.
– Wygląda na to, że będziesz żyła.
– Cieszy mnie to rokowanie. Jednak mam jeszcze jeden problem. – Zsunęła się ze stołu.
Głęboko zamyślony Blake patrzył prosto na nią, ale zdawał się jej nie zauważać.
– Mianowicie? – Jednak ją usłyszał.
– Moja bluzka. – Podała Blake’owi zakrwawiony materiał. W tej samej chwili poczuła, że podłoga usuwa się jej spod nóg.
Chwyciła brzeg stołu, żeby się oprzeć, ale spóźniła się i upadła.
Jasne światła wirowały jej przed oczami. Pomyślała o Dorotce. Czy tak się czuła, kiedy okienna rama trafiła ją w głowę? Pokój wirował i nie umiała nad tym zapanować. Właśnie weszła do krainy Oz…
Ręce zerwały mokrą sukienkę z jej ciała. Była naga i się trzęsła. Jakaś kobieta poprowadziła ją ciemnym korytarzem. Otworzyły się metalowe drzwi na prawo od nich. Woda wytrysnęła ze ściany. Prysznic? Kobieta popchnęła ją. Inna kobieta wyregulowała temperaturę i wcisnęła ją pod strumień wody. Stęchły smród metalu wypełnił jej nozdrza. Wstrzymała oddech, mając nadzieję, że zapach zniknie. Włożono jej do ręki szczotkę ze sztywnym włosem oraz kostkę mydła. Zaczęła szorować ramiona i nogi. Kiedy dotarła do łona, przytrzymała szczotkę i przeciągnęła mydłem tam i z powrotem.
– Casey, wszystko w porządku. Jestem tutaj.
Była w gabinecie Blake’a. Badał ją, a potem wszystko ustąpiło miejsca czerni. Podnosząc się do pozycji siedzącej, zobaczyła zmartwioną twarz Blake’a.
– Co się stało? Co to za zapach? – Odnosiła wrażenie, że w gardle ma trociny.
– Zemdlałaś. A to jest kapsułka amonu. Sole trzeźwiące.
– Wydaje się, że mam ostatnio taki zwyczaj.
– Co przez to rozumiesz? – zapytał Blake, z niepokojem marszcząc czoło.
– Wczoraj. W Łabędzim Domu. Wtedy też się to stało.
– Pozwól, pomogę ci – powiedział Blake, biorąc ją w ramiona. I dodał: – Musimy porozmawiać.
Casey była zdumiona jego siłą. Zaniósł ją na górę po schodach, jakby była lekka jak piórko.
Rozluźniła się, kiedy położył ją na beżowej kanapie. Otuliły ją wielkie, miękkie poduszki. Obejrzała pokój utrzymany w odcieniach brązu i zieleni. Pomyślała, że ten pokój jest odbiciem charakteru Blake’a. Męskiego, a jednak łagodnego. Gliniane doniczki wszelkich rozmiarów wypełnione kwitnącymi fiołkami afrykańskimi zajmowały cały parapet. Oliwkowy fotel z pochylanym oparciem stał naprzeciwko kanapy. Obok niego na podstawie stojącej lampy leżały najnowsze numery czasopism medycznych. Mimo późnego popołudnia potoki słońca wpływały przez przejrzyste zasłony, oblewając pokój przytulną poświatą.
– Nie ruszaj się stąd. Zaraz wrócę.
Uśmiechnęła się. Poruszanie się było ostatnią rzeczą, jaką miała ochotę akurat teraz zrobić. Casey odprężyła się, gdy usłyszała, jak Blake otwiera w kuchni szafki i puszcza wodę. Zamknęła oczy i pomyślała, że mogłaby do tego przywyknąć. Odczuwała lekkość i ulgę, znajomy niepokój zniknął. To wydawało się niezwykłe.
Blake wrócił, niosąc tacę z dwoma parującymi kubkami oraz talerz wypełniony serem i krakersami.
Читать дальше