W tym co mówi tkwi wyraźna groźba: Przyszłaś do naszego sektora z ważnym papierem w ręku. Ale nie wyjdziesz stąd żywa. Żaden papier ci w tym nie pomoże. Tak że biegaj, udawaj dywersantkę, węsz do woli. I tak nic nie znajdziesz.
Nastia obdarza Boczarowa czarującym uśmiechem:
— Towarzyszu starszy majorze bezpieczeństwa państwowego, ja też wtajemniczona. Jestem likwidatorem, jak wy. Pracowałam z szafkami. Mamy tę samą technikę, standardową: walimy w to przewężenie, gdzie szyja łączy się z czaszką…
Nastia chciała dorzucić: Wasi czekiści rozwalają ludzi, a my — czekistów. Ale nie dorzuciła. Tylko posłała Boczarowowi kolejne promienne spojrzenie.
Starszy major bezpieczeństwa państwowego zmył się jak niepyszny. Klnie pod nosem, wściekły na siebie. Chciał nastraszyć dziewuchę, żeby odechciało jej się węszyć za tajemnicami NKWD. A ona niezbyt strachliwa.
Każdego trzeba stłamsić: wzrokiem, gestem. Zawsze. Tak właśnie działa starszy major bezpieczeństwa państwowego. Tłamsi. Spróbował swojej metody na stalinowskiej kontrolerce. A tu niewypał. Kompletny. I wcale nie jest taką idiotką, na jaką wygląda.
Boczarow poszedł precz, a Nastia nagle uświadomiła sobie, że tu jest spisek.
X
Jesień. Liście szybują z drzew. Nastia idzie przez las i śmieje się z siebie.
No dobrze, jest w tym sektorze specjalnym. Dostała się pokazując glejt. I co dalej? Można rok krążyć wokół Boczarowa i niczego się nie dowiedzieć. Można nawet i dziesięć lat. W domu wypoczynkowym NKWD mieści się rezerwowe centrum dowodzenia zarządu obwodowego. Jest tam węzeł łączności i sejfy. Łączność jest pod stałą ochroną. Poza tym stalowe drzwi, kraty w oknach i operatorzy pracujący dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zresztą Boczarow nie jest aż tak głupi, żeby we własnym sejfie trzymać coś trefnego. Ani tak nieostrożny, żeby w miejscu pracy powiedzieć coś niewłaściwego.
Ciekawe, gdzie jest teraz Gryf? Czy wrócił z Ameryki? I co tam zdziałał?
Nie mógł wiele wskórać. Gdyby wrócił z Waszyngtonu z modułem kontroli, towarzysz Stalin niezwłocznie ściągnąłby Nastię do Moskwy. Nie miałaby tu nic do roboty. Towarzysz Stalin skorzystałby po prostu z rządówki: odeślijcie Strzelecką, jej staż dobiegł końca. I Boczarow musiałby polecenie wykonać. Bo jeśli nie ma spisku, to nie do pomyślenia jest, żeby jakiś tam Boczarow sprzeciwiał się towarzyszowi Stalinowi.
Ale spisek jest. Dlatego nikt nie odwołuje Nasti z sektora specjalnego Zarządu NKWD w Kujbyszewie. A co ona może tu zwojować? Dokładnie nic.
Więc dalej biega po lasach. Boczarow wyczuł, że Nastia przybyła ze specjalną misją, że ma coś wyniuchać. Nic z tego, moja panno!
Przeanalizowała możliwe warianty. Postanowiła nie pękać. Nie wpadać w panikę. Jeżeli istnieje spisek, jeżeli moduł kontroli znalazł się w ich rękach, to musi być albo w Moskwie, albo tutaj, w zasięgu ręki. Raczej tutaj. Bo tu, w Górach Żygulowskich, jest jego miejsce docelowe.
Jeżeli jest zmowa, to muszą trwać przygotowania. Musi dochodzić do intensywnych kontaktów między spiskowcami. Ale gdzie? Gdzie Boczarow spotyka się ze zdrajcami?
Krótka wymiana zdań może odbyć się w lesie. Lasów tu pod dostatkiem. A gdzie mogą spotkać się na całonocne rozmowy przy wódce?
Poza tym spisek nie rodzi się pod krzakiem w lesie. Zgodnie z teorią Pierziejewa, spisek zaczyna się od wzajemnego zaufania. Rodzi się w przyjaznych, domowych warunkach. W konfidencjonalnej atmosferze. Gdzie są takie warunki? Przecież nie w biurze. Ani nie w służbowym mieszkaniu z podsłuchem. No to gdzie? W jakimś podmoskiewskim lesie, w przytulnej chatce. Albo w lesie żygulowskim, też w jakiejś przytulnej chatce. Jeżeli tutaj mają się rozstrzygać losy kraju i świata, to i spiskowcy muszą spotykać się gdzieś w pobliżu, i to nie raz i nie dwa.
Więc gdzie?
Nastia obeszła wszystkie lasy. W lasach na terenie sektora specjalnego nie ma takiego miejsca. Po prostu nie ma. Jest stacja kolejowa, jest zagroda, są masowe groby pod sadzonkami choinek, są groby pod pięcioletnimi choinkami, pod dziesięcioletnimi, jest dom wypoczynkowy, jest obóz dzieci hiszpańskich…
Stop. A dlaczego nie w hiszpańskim obozie? Gdyby Nastia znalazła się na miejscu szefa Zarządu NKWD w Kujbyszewie, dlaczego nie miałaby zaprosić przyjaciół na bibkę w obozie dziecięcym? Kuchnia na miejscu, pełno łóżek — w razie gdyby chcieć się kimnąć.
Czy urządziłaby bibkę w obozie dzieci hiszpańskich?
Nie. W żadnym wypadku. Za cienkie ściany. Słychać każde słowo. Koleżeństwo da w szyję i zacznie wrzeszczeć, muzykę puszczać na całego. A tuż obok wartownicy, no i obsługa. Plotki nieuniknione. Zresztą małżonki dowódców też trochę za blisko.
Najlepiej w jakimś gmachu o potężnych, grubych murach. Z dala od domu wypoczynkowego. Trochę dalej od ochrony i personelu.
Ale nie ma takiego miejsca w sektorze specjalnym.
Zaraz! Jak to — nie ma? Właśnie, że jest!
XI
W najbardziej widocznym miejscu. W najwyższym punkcie, na wzgórzu. W samym środku sektora.
W cerkwi.
Jest widoczna na kilkadziesiąt kilometrów. Widać ją z rzeki. Widać z lasu. Wznosi się ponad drzewami. Dlaczego nie w cerkwi? Dlaczego by nie urządzić przybytku zła w świątyni? Jak to mówią — pod latarnią najciemniej.
Przez leszczynowe zarośla i malinowe chaszcze Nastia czołga się w stronę cerkwi. Twarz i ręce podrapała do krwi.
A oto i cerkiew. Wygląda na to, że od lat nie było tu żywej duszy. Trawa przebija się spomiędzy granitowych płyt. Wszystkie alejki zarośnięte. Przyroda szybko odbiera co do niej należy, jeśli tylko człowiek na to pozwoli. Na stalowe skrzydła bramy założono poprzeczną sztabę i zaspawano. Sztabę i wrota przeżarła rdza. Spod granitowych stopni przebiły się krzewy dzikich róż. Mury świątyni aż po gzymsy porasta kłujące pnącze. Okna wytłuczono jeszcze w latach wojny domowej. Pozostały tylko zdobione ramy i kute kraty. Otwory okienne zamurowano od wewnątrz.
Wszystko każe wierzyć, że jest to dawno opuszczone miejsce. Trawa wysoka, nie deptana. Krzaki nie połamane. A mimo to Nastia ma dziwne uczucie, że wewnątrz świątyni coś się kryje. I to nie byle co. Ale coś, po co przysłał ją tutaj towarzysz Stalin.
Nic nie zdoła wywieść jej w pole. Ani nie połamane krzaki, ani nietknięta trawa, ani rdza na drzwiach. To pozory. Dobre dla kogoś, kto nie umie patrzeć.
Dlaczego nie urządzono w cerkwi świetlicy? Albo sali gimnastycznej? Jeśli nikomu nie jest potrzebna, czemu nie wysadzono jej w powietrze?
A okna? Wiadomo, że w opuszczonych budynkach zamurowuje się okna, żeby nikt nie właził. To zrozumiałe. Ale po co tutaj marnowano cement i cegły? Przecież w oknach są kraty. Po co jeszcze murować? I to w dodatku bardzo solidnie.
Wewnątrz coś musi być. Teraz trzeba znaleźć odpowiedź na dwa pytania. Jak Boczarow dostaje się do środka? Jak Nastia ma się dostać do środka?
Problem Boczarowa nie stanowi większej zagadki. Najprawdopodobniej wiele lat temu, jeszcze przed Boczarowem, wykopano podziemny tunel do świątyni. A drzwi i okna zamurowano.
Darmowej siły roboczej mają tu pod dostatkiem, skoro od tylu lat rozstrzeliwują ludzi. I to nie tylko robotników z łopatami, ale inżynierów, techników, majstrów. Gdzieniegdzie na pewno kopano metodą odkrywkową. Wszyscy tutaj grzebią w ziemi, więc nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. A po wykonanej robocie wszystkich uczestników przesięwzięcia — do zagrody! Żeby nie paplali, co im ślina na język przyniesie.
Sądząc po rdzy, bramę zaspawano dawno temu. Zaprawa między cegłami też skruszała. A to oznacza, że tunel wykopano wiele lat temu. Może czekiści z całego kraju zjeżdżają tu na swoje konwentykle?
Читать дальше