— Tak jest.
— Jeszcze raz moje gratulacje. Zaraz odlatujemy.
— Jak to, zaraz?
— Znaczy zaraz. Wsiadamy do samolotu i lecimy. Towarzysz Stalin czeka.
— Muszę wpierw zdać wszystkie sprawy.
— Niczego nie musicie zdawać. Pilnie to trzeba przejmować sprawy w Moskwie. Jak wrócicie, to zdacie. Zamknijcie tylko i opieczętujcie sejf. Klucze i pieczęć weźcie ze sobą.
— Zadzwonię przynajmniej do domu, żeby nie czekali z obiadem.
— Do waszego domu nadamy radiogram z pokładu samolotu.
— Ale ja nie mam skafandra polarnego, zamarznę w czasie lotu.
— My mamy. Przywiozłam futrzane buty numer 47, hełm numer 63, futrzaną kurtkę i spodnie rozmiar “bardzo duży, szeroki”.
Odpowiedzialny towarzysz już się nie odezwał, ale jego wzrok był aż nadto wymowny: Zobaczysz, ścierwo, jak przylecimy do Moskwy, jak tylko zostanę zastępcą ludowego komisarza…
III
Dwadzieścia trzy godziny lotu do Moskwy. Międzylądowania w celu uzupełnienia paliwa. Powrót bez postoju na nocleg. Towarzysz Stalin czeka.
Nie jest wygodnie odpowiedzialnemu towarzyszowi w samolocie. Huk, brzęk, wibracje, kłęby pary z ust kładą się szronem na aluminiowych wręgach.
Ale kurierka z KC najwyraźniej uświadomiła sobie wreszcie, że kiedy rozmawia się z towarzyszem tej rangi, trzeba skulić ogon pod siebie. W Chabarowsku była speckurierem KC. Ale w samolocie jest już zwyczajną stewardesą. Najwyraźniej ma pietra. Całą drogę zachowuje się, jak przystało na wzorową stewardesę w rządowym samolocie: a może homary?
Im bliżej Moskwy, tym bardziej łagodniał odpowiedzialny towarzysz. Miałby się obrażać na dziewczynę? Czy to w ogóle jego poziom? Zastępca ludowego komisarza NKWD, to nie przelewki. Dziś zastępca, a jutro… A dziewuchę można tak lub inaczej nauczyć moresu. Szkoda, że odpadł nocleg w Nowosybirsku. Dziewucha trochę koścista, ale w futrzanym skafandrze — całkiem, całkiem.
I pilot — Bałabanow czy Kałabanow, jeden czort — też zachowuje się jak należy. Wie, gałgan, kogo wiezie. Powitał odpowiedzialnego towarzysza w postawie zasadniczej.
Wylądowali na Chodynce.
Nastia przystawia Lugera do potylicy odpowiedzialnego towarzysza.
— Jesteście aresztowani. Żadnych raptowanych ruchów. Prawą rękę wolno do kieszeni. Nie oglądać się. Wyjąć klucz do sejfu i pieczęć. Tak jest. Położyć na podłodze. Ręce do tyłu. Towarzysz Stalin czeka.
Nastia nie pojmuje, po co musiała tuczyć tego grubasa homarami, czemu miał służyć cały ten przydługi spektakl uprzejmości. Kiedy tylko znalazł się na pokładzie, należało skuć te wypielęgnowane rączęta i niech sobie leci zaobrączkowany. Zacznie szaleć, to obić gębę, albo zrzucić w pizdu z samolotu. A tu pełen Wersal.
Spytała Chołowanowa, po co ta cała komedia. Chołowanow milczał chwilę, po czym odparł:
— Tak rozkazał towarzysz Stalin.
IV
Od posadzki ciągnie chłodem. Nastia siedzi w butach polarnych. Nogi trzeba trzymać w cieple. Na ramionach — angielska letnia kurtka futrzana. Na kolana narzuciła niedźwiedzia skórę.
W bibliotece panuje półmrok. Fali się tylko lampa nad jej stołem. Abażur zielony, żeby nie męczył wzroku. Może to przez ten cholerny klosz ma zielone kręgi przed oczami?
Zimno. Bo też ile ciepła może dać jeden żeliwny piecyk? Trzeba będzie zakręcić się za drugim.
Ogromne cienie na ścianach, na oknach.
Tyle już nauczyła się o łączności rządowej, że mogłaby z powodzeniem zostać szefem zarządu. Zna się na problemach jakości, specyficznych obwodach i wielu innych sprawach.
Ale główny problem, to ludzie. Nie dojdziesz z nimi do ładu. Wszystkie stoły ma obłożone teczkami, papierami, schematami. Nastia wyznaczyła sobie zadanie: rozładować te stoły. Ale nic z tego. Żeby rozpracować jeden przypadek, trzeba ściągać z archiwum akta dwudziestu, trzydziestu ludzi. Rozpracujesz jednego, a nitka ciągnie się dalej.
W magazynie jest specjalny stół na kółkach. Obłożą cały stół aktami osobowymi — i do Nasti. Kółka gruchoczą po klasztornych posadzkach.
Stanęła wobec problemu, znanego wszystkim badaczom: stosy papierów, a informacji wciąż za mało.
Nawet portrety na ścianach przestały ją już drażnić. Nastia kazała postawić na środku sali duży stojak. Rozmieściła na nim cala strukturę kierownictwa Ludowego Komisariatu Łączności. Na samej górze — towarzysz Berman. Towarzysz Berman jest punktem odniesienia, i króciutki życiorys:
Urodzony 10.04.1898. Pochodzenie chłopskie. Po Rewolucji objął wysokie funkcje w kontrwywiadzie. W wieku 22 lat był szefem tajnej policji Republiki Dalekowschodniej. Po jej wcieleniu do Rosji Radzieckiej kierował kontrwywiadem na Dalekim Wschodzie Od 1930 — zastępca naczelnika Głównego Zarządu Łagrów. Od października 1936 — zastępca Jeżowa. Od sierpnia 1937 — ludowy komisarz łączności ZSRR. Miłośnik sztuki. Członek Komisji d/s Sprzedaży Kosztowności do Ameryki. Podejrzany o przywłaszczenie Orderu Świętego Andrzeja: platynowy łańcuch z brylantami (łączna waga brylantów — 48 karatów), oraz Orderu Orła Białego z Brylantami (łączna waga brylantów — 7 karatów). Członek Komisji Państwowej d/s Sprzedaży Płócien Flamandzkich Mistrzów ze Zbiorów Ermitażu. Według źródeł agenturalnych celowo zaniżał ich ceny, za co otrzymywał znaczące łapówki pieniężne od nabywców (patrz: akta wydzielone 27/135). Konta bankowe: UBS w Bazylei, SBS w Zurichu (patrz: akta wydzielone 33/741). Kierował budową kanału Moskwa-Wołga. Potajemnie prowadził dom publiczny dla bywalców z wyższych sfer oraz własny harem (patrz: akta wydzielone 35/115).
Zagląda Chołowanow:
— No jak, dobrze się bawisz?
V
Coś ciekawego wyłania się w Ludowym Komisariacie Łączności. Wszystkie fotografie na stojaku powiązane są czerwonymi nitkami. Sami swoi. Poza jednym wyjątkiem. Podesłali im w ubiegłym roku majora, absolwenta Wojskowej Akademii Elektrotechnicznej. Terentij Pieresypkin. Haruje za wszystkich — tak wynika z zapisów rozmów. Ci z NKWD nie zawsze chwytają te wszystkie zawiłości telekomunikacji.
Na samym dole piramidy — zdjęcie majora Terentija Pieresypkina. Ciągną się do niego z różnych stron cztery czarne nitki. Znaczy — wszyscy go nienawidzą. Od Bermana do Pieresypkina — też czarna nitka. Dawno by go rozstrzelali, ale może wyłożyć się łączność w kraju. Dlatego go tolerują.
Nastia zamówiła akta osobowe Pieresypkina i wszystkie szpule z nagraniami. Twardy facet idzie przez życie wyprostowany, ma czelność mieć własne zdanie, wykłócał się w gabinecie samego Bermana…
Trzeba by zameldować towarzyszowi Stalinowi.
VI
Major Terentij Pieresypkin przestał wracać do domu. Nie ma sensu. Metro, potem trolejbus i jeszcze czekasz na autobus, który nie nadjeżdża. W końcu docierasz do domu, a tam umyślny na motorze: wzywają was.
Na studiach major, po prostu przez młodzieńczą lekkomyślność, uzyskiwał bardzo dobre wyniki. Dlatego miał pecha i dostał przydział do Ludowego Komisariatu Łączności, a nie do wojska. Protestował. Tłumaczył. Wyjaśnili mu: w czasie pokoju cały system łączności podlega czekistom. Logiczne. NKWD musi wszystko wiedzieć. Natomiast w czasie wojny system łączności będzie wykorzystany do celów wojskowych. Nadciąga wojna, każdy to widzi, dlatego trzeba stopniowo przestawiać łączność na tryb wojenny. Będziesz pierwszą jaskółką. Niebawem przyślemy następne.
Pieresypkin wylądował w Komisariacie Łączności i gwizdnął pod nosem. Prócz niego — sami czekiści.
Читать дальше