Trzeba zamówić nowe stojaki.
V
Moskwa znowu gada o Robespierze. Lud stołeczny wykazuje dziwny pociąg do Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Analogie narzucają się same.
Tam burzyli kościoły i u nas burzyli. Tam był terror i u nas był. Tam Robespierre'a uznano za Istotę Najwyższą i u nas… hmm, no w tym wypadku trudno dopatrzeć się analogii… Robespierre kazał ścinać przywódców, a u nas nie ścinają, tylko strzelają… Tam samego Robespierre'a… teges. I to swoi.
VI
Nastia rozwiesiła plansze z dystynkcjami i szarżami czekistów. Tu są ciekawe niuanse. We wszystkich głównych zarządach NKWD dystynkcje są takie, jak w wojsku, ale wewnątrz NKWD funkcjonuje wydzielony Główny Zarząd Bezpieczeństwa Państwowego, GUGB. GUGB ma niezwykłe prerogatywy i przywileje. Sierżant bezpieczeństwa państwowego nosi dystynkcje młodszego lejtnanta armii. Lejtnant bezpieczeństwa państwowego ma na naramiennikach belkę, jak kapitan. Major bezpieczeństwa nosi trzy belki, jak pułkownik. Szarże w GUGB też niezwyczajne, na przykład: starszy major bezpieczeństwa państwowego. Oznacza to — starszy o dwie rangi. W klapach munduru ma romby. W innych głównych zarządach NKWD i w armii romb oznacza dowódcę brygady. Towarzysz Stalin nie żałował szarż Głównemu Zarządowi Bezpieczeństwa Państwowego. Szkoda, że czekiści w zamian za stalinowską troskę nie okazują wdzięczności, tylko knują. W sąsiednim pokoju — trzynaście tysięcy teczek akt osobowych czekistów-zdrajców. To tylko ci, którzy przez ostatnie półtora roku zostali zlikwidowani. Jakie można mieć gwarancje, że pozostali również nie spiskują?
VII
Nastia siedzi sama. Noc miesza jej się z dniem. Ma przekrwione oczy. Co jakiś czas rozlega się pukanie do drzwi: obiad. Przynoszą pyszne jedzenie. I odnoszą. Nietknięte.
Czasem zajrzy Chołowanow:
— No i co, księżniczko, wydedukowałaś?
— Jeszcze nie.
— Może byś się przeszła, pobiegała…
— Zobaczysz, Gryfie, jeszcze się nabiegamy. Popamiętasz moje słowa.
— Poszłabyś do łaźni, posiedziała w parze…
— Przyjdzie czas i na parę…
VIII
Minął miesiąc. Schudła. Pobladła.
Rozmowy czekistów są niezrozumiałe. Mówiąc o osobach trzecich nie używają imion, tylko ksyw. Porozumiewają się kodami. Stosują klucze.
Czekiści przychodzą i odchodzą całymi grupami. Zanim Instytut Rewolucji Światowej ustali, kto się krył za tym, bądź innym pseudonimem — już nowa zmiana rozsiada się w fotelach i wprowadza własne kryptonimy…
— Nastiucha, tkwisz tu jak nałożnica w haremie.
To nic. Przyjdzie czas zabawy. Na razie trzeba pracować. Trzeba zbierać okruchy informacji i składać w całość. Wszystko łączy się w system. Trzeba tylko umieć dostrzec powiązania. To ciężka praca.
Nastia haruje tak, że odczuwa mdłości z braku snu. Oczy ma podbite, policzki zapadnięte.
Możliwości ludzkiego mózgu są nieprawdopodobnie niedoceniane. Nastia przegląda akta, czyta, zapamiętuje. Sama nie może się nadziwić: ile jest rzeczy do zapamiętania!
IX
Dość! — oznajmił Chołowanow. — Tak dalej być nie może. Lecisz ze mną. Skoro nie można z tobą po dobroci, rozkazuję: wskakuj w skafander. Lecimy do Chabarowska.
Do Chabarowska leci się długo. Lądowanie w Kujbyszewie, tankowanie. Lądowanie w Nowosybirsku, tankowanie, nocleg. Potem Irkuck. I dopiero Chabarowsk.
Z karty lotu wynika, że niby lecą tranzytem dalej, do Władywostoku. Ma to swoje uzasadnienie.
Tymczasem są w powietrzu. W kabinie — Chołowanow, radiotelegrafista i mechanik pokładowy. W salonie tylko Nastia. Speckurier Strzelecka. Opatulona polarnym futrem kombinezonu.
X
Drugie międzylądowanie. W Nowosybirsku.
Wojskowe lotnisko ukryte w lesie.
Chołowanow odkołował samolot na specjalne stanowisko postojowe. Za trzema zasiekami drutów kolczastych. Ciągnik podholował cysternę paliwa. “Stalinowski Szlak” otoczyła ekipa wartowników. Inżynierowie i technicy ze śrubokrętami w rękach obiegli silnik.
Podjechał samochód emka, po mechanika i telegrafistę. To nie zwyczajny mechanik i telegrafista, lecz załoga samolotu stalinowskiego. Dlatego są zakwaterowani w hotelu dla pułkowników.
A dla Chołowanowa (osobisty pilot Stalina) i dla Nasti (speckurier KC) — inny samochód i inny hotel. Rządowy.
W drugą stronę. W lesie. Otoczony zielonym płotem i drutem kolczastym. W pobliżu lotniska, ale w zupełnie innym świecie.
XI
Kraj się buduje, powstają fabryki-giganty. Na przykład największe na świecie zakłady lotnicze. Wokół zakładów powstaje miasto Komsomolsk. Siłami amerykańskich inżynierów. Ale żeby nie trzeba było się wstydzić radzieckich ziemianek i baraków, w malowniczym lasku w pobliżu przyszłego Komsomolska, za drutami i zielonym płotem buduje się amerykańskie miasteczko. Projekty amerykańskie, technologia amerykańska, amerykańskie materiały budowlane. Małe, przytulne, jednopiętrowe domki. Żeby można było przyjemnie mieszkać i pracować: siedem, osiem pokoi, salon, kuchnia z jadalnią, pokój stołowy, bawialnia, kryty basenik, drugi większy w ogrodzie, garaż na trzy samochody. W sam raz na dwu, trzyosobową rodzinę. Uliczka niedużych, ślicznych domków, kino, amerykański sklepik, mała restauracja, przychodnia — ot i całe miasteczko.
Wokół ochrona.
Inny przykład. W Magnitogorsku buduje się supernowoczesny kombinat metalurgiczny. Naród radziecki potrzebuje stali pancernej. W pobliżu, w uralskim lesie, za zielonym płotem — miasteczko dla amerykańskich inżynierów.
W Czelabińsku powstaje fabryka czołgów. W pobliżu małe amerykańskie miasteczko.
I tak w całym kraju.
A dla przywódców radzieckich, również amerykańskie miasteczka.
Według amerykańskich projektów. Zgodnie z amerykańską technologią. Z amerykańskich materiałów budowlanych.
Tak będą żyć ludzie w dwudziestym trzecim wieku. Wszyscy — pod warunkiem, że się nie namnożą ponad miarę. A tymczasem budujemy tak tylko dla towarzyszy na najbardziej odpowiedzialnych odcinkach. Dla tych, którzy prowadzą ludzkość ku Rewolucji Światowej, ku powszechnemu szczęściu i równości.
Kierowca otworzył drzwi wozu, wytoczyła się Nastia w futrze. Puszysta, jak polarnik. A Chołowanow! Ten dopiero jest puszysty!
Przed nimi pałacyk. Biały w syberyjskiej błękitnej tajdze. Amerykański projekt. Czytelne, proste linie. Żadnych ekstrawagancji. Jak mówią architekci: obiekt o orientacji horyzontalnej. Biały granit. Takiego nie znajdzie się u kapitalistów nawet ze świecą. No i dobrze. Trzeba budować na stulecia. Tak, żeby przyszłe pokolenia nie musiały się wstydzić swoich przodków.
XII
Pokojówka zaprowadziła Nastię do pokoi w północnym skrzydle, a Chołowanowa we wschodnim.
Nazywa się to hotel, więc każdy podświadomie spodziewa się szerokich korytarzy i czerwonych dywanów rozłożonych na lśniących posadzkach. No i drzwi po obu stronach korytarza.
Nic podobnego.
Rozkład pomieszczeń jest nieoczekiwany. Jak przystało na pałac albo futurystyczny statek kosmiczny. Główne założenie projektanta: nie pozwolić, by wzrok ogarnął wszystko od razu. Dlatego zatarte zostały granice między pokojami i salonami, dlatego korytarze płynnie przechodzą w schody, a pokoje w galeryjki i balkoniki. Dlatego za każdym zakrętem muru odkrywa się nowa perspektywa. Dlatego drzwi poszczególnych pokoi nie wychodzą na prosty jak aleja Gorkiego korytarz, ale do sal nieokreślonych kształtów z wielkimi kominkami, z szerokimi sofami i fotelami, ze strumykiem wijącym się między kamieniami pośród tropikalnych orchidei, ze szklaną ścianą wychodzącą na zalesione urwisko i huczący syberyjski wodospad.
Читать дальше