– Dzień dobry, inspektorze. Cóż nowego?
Wtem Japończyk padł na ziemię. Uderzył w nią dłońmi, stuknął głucho czołem o dywan. Erast Pietrowicz podskoczył, zrywając z szyi serwetkę.
– Co się dzieje?
– Nie dowierzając mi, miał pan rację – wyrecytował, nie podnosząc głowy, Asagawa. – To ja jestem wszystkiemu winien. Minister zginął z mojej winy.
Wbrew pełnej skruchy pozie powiedziane to było jasno i precyzyjnie, bez ogródek i uprzejmości, właściwych inspektorowi w zwykłej rozmowie.
– Co? Co? Dość tych japońskich ceremonii, proszę wstać!
Asagawa nie wstał, lecz wyprostował się, oparł ręce na kolanach. Jego wzrok – Fandorin dopiero teraz ujrzał to w pełni – płonął szaleńczym, niegasnącym światłem.
– Z początku byłem urażony. Myślałem: „Jakże on śmiał podejrzewać japońską policję! Z pewnością przeciek pochodził od nich samych, cudzoziemców, u nas jest bowiem porządek, a u nich porządku nie ma”. Ale dzisiaj, gdy doszło do katastrofy, nagle otworzyły mi się oczy. Rzekłem sobie: „Sierżant Lockston i rosyjski wicekonsul mogli wygadać się przed kimś o świadku zabójstwa, o zasadzce w godaunie, o odciskach palców, ale skąd mieliby wiedzieć, kiedy dokładnie zdjęto ochronę i o której wyruszał rano minister?”.
– Proszę mówić! Proszę mówić! – ponaglił go Fandorin.
– Szukaliśmy wspólnie trójki Satsumczyków, ale spiskowcy solidnie przygotowali swój zamach. Była jeszcze jedna grupa, złożona z sześciu zabójców, a być może jeszcze inne, rezerwowe. Czemu nie? Wrogów minister miał w bród. Ważne jest co innego. Wszyscy ci fanatycy, ilu by ich tam było, otrzymywali rozkazy z jednego centrum i działali w porozumieniu. Ktoś udzielał im najściślejszych informacji. Wystarczyło, by minister zrezygnował z ochrony, a już się zaczaili, cios zaś wymierzyli od razu, ledwie jego ekscelencja opuścił rezydencję bez eskorty. Cóż to znaczy?
– Że spiskowcy otrzymywali informacje z najbliższego otoczenia Ōkubo.
– Otóż to! Od kogoś, kto znajdował się o wiele bliżej niego niż my dwaj! I gdy tylko to zrozumiałem, wszystko wskoczyło na swoje miejsca. Pamięta pan język?
– Jaki język?
– Odgryziony. Wciąż mi nie dawał spokoju. Pamiętam, że dobrze sprawdziłem hami. Tasiemka była bez zarzutu. Przegryźć by jej Semushi nie zdołał, rozwiązać też się nie mogła – moje węzły się nie rozwiązują… Rano byłem w magazynie policyjnym, gdzie trafiły dowody rzeczowe w sprawie bandy Suchorękiego: broń, odzież, rzeczy osobiste – wszystko, co może dać nam szansę ustalenia personaliów jej członków i wykrycia związków. Starannie zbadałem hami. Oto on, proszę spojrzeć.
Inspektor wyciągnął z kieszeni drewniany knebel z wiszącymi tasiemkami.
– Przecięta! – krzyknął Fandorin. – Ale jak to się mogło stać?
– Proszę sobie przypomnieć, jak to było. – Asagawa wreszcie wstał i zbliżył się do Fandorina. – Podszedłem do pana, stanęliśmy, o, właśnie tak, rozmawiając. Pan prosił mnie o wybaczenie, a on zatrzymał się przy Garbusie, jakby sprawdzając pęta. Pamięta pan?
– Suga?! – wyszeptał radca tytularny. – Nie do wiary, przecież był z nami! Ryzykował życie! Błyskotliwie opracował i przeprowadził operację.
Japończyk uśmiechnął się gorzko.
– W istocie. Chciał być na miejscu i upewnić się, iż żaden ze spiskowców nie trafi nam w ręce żywcem. Pamięta pan, jak Suga wyszedł z chramu, wskazał na Garbusa i krzyknął hami? To dlatego, że Semushi zwlekał, wciąż nie mógł się zdecydować…
– P-przypuszczenie, nic więcej. – Radca tytularny pokręcił głową.
– A to też przypuszczenie? – Asagawa wskazał przecięty sznur. – Tylko Suga mógł to zrobić. Proszę czekać, Fandorin-san, jeszcze nie powiedziałem wszystkiego. Nawet kiedy już legło przede mną tak straszne, nieodparte świadectwo, wciąż nie mogłem uwierzyć, że wiceintendent policji zdolny byłby do podobnego przestępstwa. To się nie mieści w głowie! Wybrałem się do Tokio do zarządu policji.
– P-po co?
– Naczelnik kancelarii to dawny przyjaciel mojego ojca, też z byłych yoriki. Powiedziałem mu, że zapomniałem zostawić sobie kopię jednego z posyłanych panu wiceintendentowi raportów.
Fandorin najeżył się.
– Jakich raportów?
– O każdym naszym spotkaniu i każdej rozmowie miałem obowiązek bezzwłocznie raportować przez umyślnego Sudze. Taki otrzymałem rozkaz i wypełniałem go ściśle. W sumie wysłałem osiem raportów. Gdy naczelnik kancelarii przekazał mi teczkę sprawy znalazłem tylko pięć swoich doniesień. Trzech brakowało: o tym, że pański sługa widział przypuszczalnego zabójcę, o zasadzce koło godaunu i o tym, że policja municypalna przechowuje odciski palców tajemniczego shinobi…
Teraz inspektor powiedział już chyba wszystko. Jakiś czas w pokoju panowało milczenie. Fandorin rozmyślał w skupieniu, Asagawa czekał, czym się to rozmyślanie skończy.
Zakończyło się ono pytaniem, zadanym cichym głosem, a poprzedzonym nieustępliwym spojrzeniem prosto w oczy.
– Czemu przyszedł pan z tym do mnie, a nie do intendenta policji?
Asagawa wyraźnie tego oczekiwał i przygotował sobie wcześniej odpowiedź.
– Intendent policji to zero, trzymają go na tym stanowisku tylko przez wzgląd na imponujący tytuł. A poza tym… – Japończyk stropił się. Widać było, że niełatwo przychodzi mu wyznać coś takiego cudzoziemcowi. – Skąd mam wiedzieć, kto jeszcze uczestniczył w spisku? Nawet w zarządzie policji niektórzy mówią otwarcie, że Satsumczycy to, oczywista, przestępcy państwowi, lecz jednak bohaterowie. Inni szepczą wręcz, że Ōkubo dostał, na co zasłużył. To pierwszy powód, dla którego zdecydowałem się zwrócić do pana.
– A drugi?
– Wczoraj poprosił mnie pan o wybaczenie, chociaż mógł pan tego nie robić. Jest pan szczerym człowiekiem.
W pierwszym momencie radca tytularny nie pojął, co ma do tego szczerość, lecz wnet doszedł do wniosku, że to sprawa nieścisłości przekładu. Zapewne angielskie wyrażenie sincere man, używane przez Asagawę, albo rosyjskie „człowiek szczery”, jakim sekretarz Shirota obdarzał Puszkina, marszałka Saigō i doktora Twiggsa, źle oddaje sens tak wysoko cenionej przez Japończyków cnoty. Być może znaczy to: człowiek „niezależny”, „prawdziwy”? Trzeba będzie spytać Wsiewołoda Witaljewicza…
– A jednak nie pojmuję, czemu pan przyszedł z tym do mnie – powiedział Erast Pietrowicz. – Cóż teraz można zmienić? Pan Ōkubo nie żyje. Jego przeciwnicy wzięli górę, teraz kierunek waszej polityce nadawać będą oni.
Asagawa zdziwił się strasznie.
– Jak to „co zmienić”! Na polityce się nie znam, to nie mój interes, jestem przecież tylko policjantem. Policjant to człowiek potrzebny, by złoczyńcy nie zostawali bezkarni. Zdrada, spisek i zabójstwo to ciężkie zbrodnie. Suga musi za nie odpowiedzieć. Jeśli nie zdołam go ukarać, to znaczy, że nie jestem policjantem. To, jak pan mówi, raz. Teraz dwa. Suga ciężko mnie zhańbił, zrobił ze mnie głupiego kociaka, skaczącego za rzuconym kłębkiem. Szczery człowiek nikomu na coś takiego nie pozwoli. Jeśli więc zbrodnia Sugi nie doczeka się kary, to po pierwsze, nie jestem policjantem, a po drugie – jestem człowiekiem nieszczerym. Kimże więc będę, jeśli wolno spytać?
„Nie! Sincere man to po naszemu «człowiek honoru»„ – domyślił się radca tytularny.
– A co? Chce go pan zabić?
Asagawa zaprzeczył gestem.
– Bardzo chcę, ale nie zabiję. Dlatego że jestem policjantem. Policjanci nie zabijają przestępców, tylko ich demaskują i przekazują w ręce sprawiedliwości.
Читать дальше