Jeśli człowiek jest zatwardziałym łgarzem, przejawia się to nawet w drobiazgach, pomyślał filozoficznie Fandorin, przypomniawszy sobie, jak nieboszczyk kłamał, że nigdy nie uda mu się uzbierać pieniędzy na zegarek.
Jeden z kowbojów, obejrzawszy się ukradkiem, podniósł złoty krążek, obejrzał i splunął rozczarowany.
– Żeby taką rzecz zniszczyć!
Erast Pietrowicz zainteresował się i podszedł bliżej. Zegarek nie miał szkiełka, wskazówki były pogięte, a na odwrotnej stronie koperty widniało wgniecenie po kuli. Bardzo znanego kalibru – takiego samego jak herstal.
Teraz ciąg logiczny był już pełny. W historii nie pozostało białych plam.
W ciągu kilku sekund nawykły do dedukcji mózg detektywa odtworzył kolejność wydarzeń.
* * *
Cork Cullighan bardzo potrzebował pieniędzy, dużych pieniędzy. Pułkownik mówił, że stary Irlandczyk, rozbudowując swoje bydlęce imperium, mocno się zadłużył. Kompletnie go nie urządzało żałosne dziesięć tysięcy, które proponował mu Maurice Star za Dream Valley. Pojawił się jednak pewien pomysł. Kto na niego wpadł – sam Cork, jego przedsiębiorcza córeczka czy Ted Grzechotnik – nie wiadomo, a zresztą nie to jest ważne. Tak czy inaczej, działali ręka w rękę. Najpierw należało stworzyć wrażenie, że jakaś tajemnicza siła za wszelką cenę chce przepędzić z doliny wszystkich mieszkańców. Tak pojawiła się banda Czarnych Chust, skompletowana z największych zabijaków z rancza Cullighanów. Jednocześnie objawił się Jeździec bez Głowy.
Znając pułkownika, spiskowcy byli pewni, że ten nie opuści w biedzie swych rodaków i zechce się dowiedzieć, komu się narazili. Logika wskazywała, że Star zwróci się o pomoc do najbardziej doświadczonego miejscowego detektywa – Melvina Scotta. On zaś już był wciągnięty w spisek. Zdemaskowałby efektownie zamysły „bandytów”, zameldowałby zleceniodawcy o złotej żyle i Star zapłaciłby za dolinę nie dziesięć tysięcy, lecz o wiele więcej.
Spryciarze nie wzięli jednak pod uwagę jednej rzeczy: wspólnota „Promień Światła” za nic nie chciała wpuścić do siebie Amerykanina, a tu jeszcze w gazetach zaczęto pisać o genialnym detektywie pochodzenia rosyjskiego. Kiedy pułkownik postanowił zaangażować do przeprowadzenia śledztwa tego obcego, cała intryga została zagrożona.
Zaproszenie wysłano jednakże kanałami agencji i Cullighanowie się o tym dowiedzieli – zapewne właśnie od Melvina Scotta, który miał przyjaciół w nowojorskiej filii.
Rozdęta przez dziennikarzy sława bostońskiego detektywa tak wystraszyła konspiratorów, że postanowili usunąć niebezpiecznego człowieka jeszcze przed rozpoczęciem śledztwa. W tym celu wysłali do Nowego Jorku Scotta, który próbował zabić Fandorina, strzelając mu w plecy, a zamiast tego stracił zegarek. To dlatego „pink” tak się rozzłościł, kiedy gracz w saloonie zapytał: „Gdzie się podziewałeś? Wyjeżdżałeś czy co?”.
Kiedy się okazało, że z bostończykiem niełatwo sobie poradzić, wspólnicy wystraszyli się jeszcze bardziej. Na wagon, którym Fandorin jechał z Cheyenne do Crooktown, napadła już cała banda. I znów bez rezultatu!
Wtedy do akcji wkroczyła miss Cullighan. Bez wątpienia umyślnie kręciła się naprzeciw domu pułkownika, i jej radość z możliwości przejażdżki cudowną karetą wcale nie była udawana. Młoda Dalila miała zapewne za zadanie uwieść nowo objawionego Samsona, a w każdym razie dopilnować, żeby nie uniknął spotkania z Tedem Grzechotnikiem. W takim mieście bezprawia jak Splitstone nietrudno sprowokować kłótnię z obcym przybyszem, a o werdykt przysięgłych można się nie obawiać.
Przyjrzawszy się jednak wielkiemu i groźnemu „Fendorinowi”, bystra Ashleen zrozumiała, że wcale nie jest taki groźny. Co więcej, że tego mądralę można wykorzystać dla sprawy. To nawet jeszcze lepiej. Rodakowi Star chętniej uwierzy.
Właśnie dlatego sprytna panna udaremniła jego pojedynek z Tedem. Właśnie dlatego Scott nie pozwolił, by jego partner spadł w przepaść. Tym też należy tłumaczyć ospałość pogoni, urządzonej przez Czarne Chusty po tym, jak „tajemnica” kopalni została odkryta.
Namalować w ciemnawym podziemiu „żyłę złota” i nawet napełnić górną skrzynię prawdziwymi samorodkami to nic szczególnie trudnego.
Sympatyczny Wash Reed, bardzo zręcznie podsunięty bostończykowi, jak na zamówienie okazał się wytrawnym poszukiwaczem złota. To na wypadek, gdyby miastowy dyletant sam się nie zorientował, co takiego zobaczył w kopalni.
Cały ten obmyślany w najdrobniejszych szczegółach spektakl został wyreżyserowany po mistrzowsku.
Fandorin wspaniale odegrał rolę marionetki. (Na tę myśl Erast Pietrowicz poczerwieniał ze złości).
Geolog rzeczoznawca sporządził właściwą ekspertyzę. Pułkownik chciwie pochwycił przynętę. Jedynym czynnikiem, którego nie przewidzieli lalkarze, okazała się skrupulatność i drobiazgowość marionetki. Ale to można zrozumieć, nie wiedzieli przecież, z kim mają do czynienia…
Wszystkie te wnioski jak wicher przemknęły przez głowę Erasta Pietrowicza w niecałą minutę, kiedy kowboje zabierali trupa z pola widzenia – bez szczególnego szacunku, ale przynajmniej w grobowym milczeniu.
Do ogrodzenia podeszła Selma i wyciągnęła do Fandorina łabędzią szyję.
– Dziękuję, moja p-piękna – powiedział z powagą i pocałował klacz w aksamitny policzek.
Z ganku dobiegł dźwięczny śmiech.
– Całujesz się tylko z kobyłami?
Miss Cullighan stała, ująwszy się pod boki, i patrzyła na niego z góry. Oświetlona porannym słońcem, jarzyła się i migotała, jakby cała z roztopionego złota.
Przejrzysta zmiana taktyki, pomyślał Erast Pietrowicz, ale patrzył z zachwytem.
– Chodź tutaj. Boisz się mnie?
Wyciągnęła do niego wąskie dłonie z długimi i ostrymi jak szpony paznokciami.
Chyba rzeczywiście się boję, pomyślał.
– Rozumiem, panno Cullighan, że po tym, co się stało, nie jest pani najlepszego zdania o moich zdolnościach umysłowych. Niemniej, będąc na pani miejscu, działałbym nieco subtelniej.
Ashleen wybuchnęła śmiechem, odrzucając do tyłu głowę.
– W stosunkach między kobietą i mężczyzną subtelności tylko zawadzają. Uważasz, że udaję? Chcę cię zwabić, żeby przegryźć ci gardło?
– Coś w tym rodzaju. Jeszcze kilka minut wcześniej patrzyła pani na mnie z zupełnie innym wyrazem twarzy. Szczerze mówiąc, nienawidzi pani z większym talentem, niż uwodzi.
Co było absolutną nieprawdą. Mówiąc te w najwyższym stopniu rozsądne słowa, Fandorin podchodził coraz bliżej, jak przyciągany niewidzialną, ale bardzo mocną nicią.
Ashleen zbiegła ze schodów, nadal nie odrywając od niego błyszczących triumfalnie oczu, ale teraz patrzyła nań nie z góry, lecz z dołu.
– Tak, kilka minut temu gardziłam tobą a kochałam Rattlera. A teraz odwrotnie. On uciekł jak ostatni tchórz. Jest słabszy niż ty. Nie potrzebuję takiego narzeczonego. Chcę ciebie!
Do diabła, ona mówi to szczerze, zrozumiał Fandorin, doznając dziwnych uczuć. Pochlebiało mu to, a zarazem budziło obawę.
– Ożeń się ze mną – powiedziała śmiała panna i wzięła go za ręce. – I tak nie znajdę nikogo lepszego od ciebie. A ty na całym świecie nie znajdziesz takiej jak ja. Przyjrzyj mi się dobrze. Tylko nie oczami rozumu, ale oczami serca. Potrzebujesz właśnie mnie. Każdy dzień twojego życia będzie walką i świętem. Ze mną nigdy nie będzie ci nudno. A jakie będziemy mieli dzieci! Chłopców jak lwy i dziewczynki jak pantery.
Jednak Amerykanie to mistrzowie reklamy – potrafią świetnie pokazać towar, próbował jeszcze ironizować w duchu Erast Pietrowicz, ale był już na przegranej pozycji. Na przykład instynkt samozachowawczy podpowiadał mu, by odwrócił oczy, ale było to niemożliwe. Jej wzrok mocno trzymał jego spojrzenie i nie wypuszczał go ze szmaragdowej uwięzi. A im dalej, tym gorzej.
Читать дальше