„To się robi nie do zniesienia - wymamrotał wybraniec Fortuny. - Proszę wybaczyć, pójdę na mały spacer” - i ruszył w stronę drzwi, ale Mrs Clebere dźwięcznie zawołała: „Przecież to pan Fandorin z naszego salonu! Jest tam, o tam! W białym smokingu z czerwonym goździkiem w butonierce! Monsieur Fandorin, dokąd pan ucieka? Wygrał pan grand prix!”
Cała sala spojrzała na dyplomatę i zaczęła klaskać jeszcze głośniej niż przedtem, a czterej stewardzi już wnosili główną nagrodę - wyjątkowo paskudny zegar stojący w kształcie Big Bena. Szkarada rzeźbiona w dębie, wysoka na blisko dziesięć stóp i ważąca nie mniej niż cztery kamienie. Zdawało mi się, że w oczach Mr Fandorina zabłysło przerażenie. Trudno go za to osądzać.
Dalsza rozmowa stała się niemożliwa; wróciłem do siebie, żeby napisać ten list.
Czuję, że nadciągają groźne wydarzenia, pętla coraz ciaśniej zaciska mi się na szyi. Ale nie poddam się tak łatwo, drodzy prześladowcy!
Późno już, pora dokonać pomiarów.
Do widzenia, moja miła, słodka, bezgranicznie uwielbiana Emily!
Kochający Panią do szaleństwa
Reginald Milford-Stokes
Renata Clebere
Renata zaczaiła się na Burka (tak nazywała Gauche’a, odkąd wyjaśniło się, co z niego za typ) pod drzwiami kajuty. Sądząc z wymiętej twarzy i rozczochranej czupryny, dopiero co wstał z łóżka - widać padł zaraz po obiedzie i chrapał aż do kolacji.
Zręcznie złapała detektywa za rękaw, stanęła na palcach i wypaliła:
- Ale mam dla pana wiadomość!
Burek spojrzał na nią pytająco, złożył ręce na piersi i niewróżącym niczego dobrego tonem powiedział:
- Bardzo jestem ciekaw. Już dawno zamierzałem uciąć sobie z panią pogawędkę.
Renatę ton komisarza zbił nieco z tropu, ale pomyślała, że to głupstwo, Burek ma kłopoty z żołądkiem albo może przyśnił mu się zdechły szczur.
- Wykonałam za pana całą robotę - pochwaliła się i rozejrzała na boki, czy czasem ktoś nie nadchodzi. - Wejdźmy do pańskiej kajuty, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
W sztabie Burka panował idealny porządek: na środku stołu znajoma czarna teczka, obok równiutko ułożona ryza papieru i zatemperowane ołówki. Zaciekawiona Renata omiotła kajutę wzrokiem; dostrzegła i szczotkę do butów z pudełkiem szuwaksu, i schnące na sznurku kołnierzyki. Skąpiradło, sam czyści buty, sam pierze - pewnie żeby nie dawać służbie napiwków.
- No, to słucham, co tam pani wymodziła - burknął poirytowany jej wścibstwem Burek.
- Wiem, kto jest mordercą - oświadczyła dumnie.
Rewelacja nie wywarła na detektywie spodziewanego wrażenia. Westchnął i zapytał:
- Kto?
- Ślepy pan jest? Przecież to widać gołym okiem! - Renata klasnęła w dłonie i usiadła w fotelu. - Wszystkie gazety pisały, że morderca jest wariatem. Normalny człowiek nie zrobiłby czegoś takiego, prawda? A teraz niech pan pomyśli, kto siedzi przy naszym stole. Faktycznie, same ładne kwiatki, nudziarze i paskudy, ale wariat tylko jeden.
- Niby baronet?
- Wreszcie się pan domyślił. - Pokiwała współczująco głową. - Przecież to oczywiste. Widział pan kiedyś, jak on na mnie patrzy? To przecież bestia, potwór! Boję się sama chodzić korytarzem. Wczoraj spotkałam go na schodach, a wokoło ani żywej duszy. Aż mi się słabo zrobiło! - Złapała się za brzuch. - Już od dawna go obserwuję. W nocy zawsze siedzi przy zapalonym świetle, a story szczelnie zasuwa. Wczoraj zostawił malutką szparkę. Zajrzałam z pokładu: sterczy na środku kajuty, wymachuje rękami, stroi dzikie miny i wygraża komuś palcem. Koszmar! Później, już w nocy, złapał mnie atak migreny, wyszłam więc na świeże powietrze. Nagle patrzę - nasz wariat stoi na dziobówce, z głową zadartą do nieba, i gapi się na księżyc przez jakieś żelastwo. Wtedy do mnie dotarło! - Renata nachyliła się do komisarza i ściszyła głos do szeptu. - Księżyc w pełni, okrągły. W sam raz dla szaleńców. To maniak, podczas pełni budzi się w nim żądza krwi. Czytałam o takich. Co pan tak na mnie patrzy jak na jakąś idiotkę? Zaglądał pan do kalendarza? - Renata tryumfalnie wyciągnęła z torebki kalendarzyk. - Proszę, jak pan nie wierzy, wszystko sprawdziłam. Piętnastego marca, kiedy na rue de Grenelle zamordowano dziesięcioro ludzi, była akurat pełnia. Czarno na białym napisane: „pleine lune”.
Burek spojrzał, ale bez szczególnego entuzjazmu.
- I co pan tak ślepia wytrzeszcza jak jakiś puchacz?! - zirytowała się Renata. - Komisarzu! Dzisiaj jest pełnia! Pan tu będzie dumał, a on zaraz kogoś zadźga! I nawet wiem kogo, przecież on mnie nienawidzi! - Głos jej zadrżał histerycznie. - Na tym parszywym statku wszyscy czyhają na moje życie! A to Murzyn się na mnie rzuca, a to Azjata gapi się i mamle szczękami, teraz jeszcze ten pomylony baronet!
Burek patrzył na nią ciężkim, nieruchomym spojrzeniem; Renata pomachała mu ręką przed nosem:
- Halo! Monsieur Gauche! Zasnął pan?
Francuski prostak mocno chwycił ją za nadgarstek i odsunął rękę.
- Słuchaj no, moja panno. Nie rób ze mnie idioty. Rudym zajmę się sam, a ty lepiej opowiedz mi o strzykawce. Tylko gadaj prawdę, bez żadnego kręcenia! - Warknął tak, że aż schowała głowę w ramiona.
* * *
Kolację jadła ze wzrokiem wbitym w talerz. Smażonych węgorzy prawie nie tknęła, a przecież zawsze dopisywał jej znakomity apetyt. Oczy miała czerwone, zapuchnięte. Drżące wargi.
Za to Burek zachowywał się dobrodusznie i nawet wesoło. Rzucał Renacie przez stół surowe spojrzenia, choć raczej ojcowskie niż oskarżycielskie. Nie taki komisarz straszny, jakim się maluje.
- Solidna rzecz - powiedział, patrząc z zawiścią na imitację Big Bena ustawioną w kącie salonu. - Farci się co poniektórym.
Monumentalna nagroda nie zmieściła się w kajucie Fandorina i chwilowo rezydowała w „Windsorze". Dębowa wieża ogłuszająco tykała, poszczękiwała, pokaszliwała i co godzinę biła na trwogę z takim entuzjazmem, że zaskoczone ofiary chwytały się za serce. A podczas śniadania, kiedy Big Ben z dziesięciominutowym opóźnieniem obwieścił, że już dziewiąta, doktorowa omal nie połknęła łyżeczki. W dodatku wieża u podstawy była wyraźnie węższa i przy dużej fali zaczynała niebezpiecznie tańczyć. Również teraz, kiedy świeży wiaterek wydął białe firanki w oknach, Big Ben rozkołysał się na całego.
Rosjanin najwyraźniej wziął szczery zachwyt komisarza za ironię i zaczął się tłumaczyć:
- M-mówiłem im, żeby zegar też oddali upadłym kobietom, ale pan Drieu był nieugięty. Przysięgam na Chrystusa, Allaha i Buddę: kiedy zawiniemy do Kalkuty, zapomnę zabrać ten koszmar ze statku. Nikt mi go nie wciśnie na siłę!
Bojaźliwie obejrzał się na Regniera, ale oficer dyplomatycznie milczał. Wówczas poszukał zrozumienia u Renaty, jednak napotkał tylko ponure spojrzenie spode łba. Nie miała humoru, a poza tym od jakiegoś czasu był u niej na cenzurowanym.
To cała historia.
Zaczęło się od tego, że Renata zauważyła, jak cherlawa Mrs Truffo rozkwita w pobliżu ślicznego dyplomaty. A i monsieur Fandorin ewidentnie należał do gatunku przystojniaków, którzy w każdej szarej myszy potrafią dostrzec coś pikantnego, żadną nie pogardzą. Renata w zasadzie traktowała takich mężczyzn z szacunkiem; nawet jej się podobali. Ciekawe, jaką to rodzynkę znalazł niebieskooki brunet w wyblakłej doktorowej. Bo że interesował się nią, i to bardzo, było oczywiste.
Читать дальше