- Rok nienagannej służby poszedł za tysiąc franków? - Rosyjski dyplomata się uśmiechnął. - Niedrogo. Upust za hurt.
Stołownicy zaczęli komentować historię, wypowiadając najzupełniej sprzeczne sądy, Renata natomiast z ciekawością zerknęła na monsieur Gauche’a, który z widocznym zadowoleniem otworzył czarną teczkę i popijając ostygłą czekoladę, szeleścił papierami. Interesujący typ, bez dwu zdań. Co on może tam nosić? I jeszcze łokciem zasłania.
Renatę pytanie to dręczyło już od dawna. Kilkakrotnie, korzystając z przywilejów przyszłej matki, usiłowała zajrzeć Gauchowi przez ramię, kiedy ten wyczyniał czary w ukochanej teczce, ale wredny wąsacz bezceremonialnie zatrzaskiwał jej swoje archiwum przed nosem i jeszcze groził palcem - ani się waż.
Dzisiaj jednak sprawy zaszły dalej. Kiedy monsieur Gauche, jak zwykle wcześniej niż inni, wstał od stołu, z tajemniczej teczki bezszelestnie wypadła samotna kartka i cichutko osiadła na podłodze. Rentier, pogrążony w jakichś podejrzanych rozmyślaniach, nie zauważył jej i wyszedł z salonu. Ledwie zamknęły się za nim drzwi, Renata szparko uniosła nad krzesłem ociężałe w talii ciało. Ale nie ona jedna okazała się spostrzegawcza. Dobrze wychowana miss Stamp, rącza angielska klacz, pierwsza dopadła kartki.
- O, zdaje się, że monsieur Gauche coś zgubił! - krzyknęła, zwinnie podnosząc papier i wpijając się w niego ostrymi oczkami. - Dogonię go i oddam.
Ale madamme Clebere wczepiła się już chwytnymi paluszkami w łup i ani myślała puścić.
- Co to takiego? - zapytała. - Wycinek z gazety? Bardzo ciekawe!
Chwilę później obecni stłoczyli się wokół obu dam, tylko cymbał Japończyk dalej wymachiwał wachlarzem, a Mrs Truffo gromiła wzrokiem tak bezceremonialne naruszenie „privacy”.
Wycinek wyglądał jak następuje:
Zbrodnia stulecia
Bestialskie zabójstwo dziesięciu osób dokonane trzy dni temu na rue de Grenelle nadal bulwersuje mieszkańców Paryża. Dotychczas brano pod uwagę dwie wersje wydarzeń: sprawcą miał być lekarz maniak bądź sekta krwiożerczych fanatycznych Hindusów, wyznawców boga Śiwy Jednak nasz „Soir”, prowadzący niezależne śledztwo w tej sprawie, zdobył nową informację, która być może okaże się przełomowa dla śledztwa. Otóż w ciągu ostatnich dwóch tygodni lorda Littleby dwukrotnie widziano w towarzystwie międzynarodowej skandalistki, Marii Saintfontaine, osoby doskonałe znanej policji w wielu krajach. Baron de M., bliski przyjaciel zamordowanego, zeznał, że milord, zafascynowany pewną kobietą, prawdopodobnie zamierzał udać się wieczorem 15 marca do Spa na romantyczne spotkanie. Czyżby właśnie z panią Saintfontaine? Niestety, nieszczęsnemu kolekcjonerowi pomieszał szyki fatalny atak podagry. Redakcja nie śmie przedstawiać własnej wersji wydarzeń, czuje się jednak w obowiązku zwrócić uwagę komisarza Gauche’a na tę interesującą okoliczność. Więcej informacji wkrótce.
Epidemia cholery w odwrocie
Miejski departament zdrowia informuje, że ogniska cholery, z którą walczymy od lata, zostały ostatecznie zlokalizowane. Energiczne działania profilaktyczne podjęte przez paryskich lekarzy przyniosły pozytywne rezultaty i można mieć nadzieję, że ta niebezpieczna epidemia, która wybuchła jeszcze w lipcu, zostanie zażegnana.
- Do czego mu to potrzebne? - Renata, zakłopotana, zmarszczyła czoło. - Jakieś zabójstwo, jakaś cholera...
- Cholera akurat po nic - powiedział profesor Sweetchild. - Tak mu się strona wycięła. Chodzi oczywiście o morderstwo na rue de Grenelle. Nic pani nie słyszała? To głośna sprawa, pisały o niej wszystkie gazety.
- Nie czytam gazet - odpowiedziała z godnością madamme Clebere. - W moim stanie nie powinnam się denerwować. Szczególnie takimi okropnymi historiami.
- Komisarz Gauche? - zapytał podejrzliwie Regnier, jeszcze raz przebiegając wzrokiem notatkę. - Czy to aby nie nasz pan Gauche?
Miss Stamp pisnęła:
- Niemożliwe!
Nawet doktorowa w końcu podeszła. Zapowiadała się prawdziwa sensacja, wszyscy zaczęli mówić jeden przez drugiego.
- Policja, w to jest zamieszana francuska policja! - krzyczał podekscytowany sir Reginald.
Regnier wymamrotał:
- To dlatego kapitan ciągle wypytuje mnie o salon „Windsor”...
Mr Truffo jak zwykle tłumaczył rozmowę żonie, Rosjanin natomiast wziął wycinek i uważnie go studiował.
- Fanatycy hinduscy to oczywista bzdura - oświadczył Sweetchild. - Od początku tak mówiłem. Po pierwsze, nie istnieje żadna seksta krwiożerczych wyznawców Śiwy. A po drugie, statuetka, jak wiadomo, szczęśliwie się odnalazła. Czy fanatyk religijny wrzuciłby ją do Sekwany?
- Tak, zagadkowa sprawa z tym złotym Śiwą - przytaknęła miss Stamp. - Pisali, że to perła kolekcji lorda Littleby Pan też tak uważa, panie profesorze?
Indolog lekceważąco wzruszył ramionami.
- Jak by to pani powiedzieć... Kolekcja lorda Littleby liczy sobie zaledwie dwadzieścia lat. W tak krótkim okresie trudno zdobyć prawdziwe rarytasy. Mówią, że nieboszczyk nieźle się obłowił podczas tłumienia powstania sipajów w pięćdziesiątym siódmym roku. Na przykład sławetnego Śiwę „podarował” lordowi pewien maharadża, któremu za knowania z buntownikami groził sąd polowy. A Littleby sporo lat przepracował w indyjskiej prokuraturze wojskowej. Jego kolekcja bez wątpienia zawiera sporo cennych okazów, tyle że jest bardzo chaotyczna.
- Ale powiedzcie mi w końcu, dlaczego zamordowano tego waszego lorda? - zażądała Renata. - Monsieur Aono też chciałby wiedzieć, prawda? - zwróciła się o pomoc do stojącego nie co z boku Japończyka.
Japończyk ukłonił się z grzecznym uśmiechem, a Rosjanin zamarkował oklaski.
- Brawo, madamme Clebere. Doskonale sformułowała pani pytanie. Śledziłem tę sprawę w prasie. Najważniejszy jest, moim zdaniem, powód przestępstwa. Klucz do całej historii. Właśnie owo „dlaczego”! W jakim celu zamordowano dziesięciu ludzi?
- Ach, to akurat proste! - Miss Stamp wzruszyła ramionami. - Morderca zamierzał ukraść najcenniejsze eksponaty, ale stracił zimną krew, kiedy nieoczekiwanie wpadł na gospodarza. Sądził przecież, że lorda nie ma w domu. Zastrzyki zastrzykami, ale roztrzaskać człowiekowi czaszkę to już całkiem inna sprawa. Zresztą nie wiem, nigdy nie próbowałam. - Znów wzruszyła ramionami. - Przestępcy puściły nerwy i nie doprowadził sprawy do końca. A ten wyrzucony Śiwa... - Miss Stamp zamyśliła się.
Może to właśnie ten ciężki przedmiot, którym rozbito głowę lorda Littleby. Całkiem prawdopodobne, że przestępca nie jest tak znów zupełnie pozbawiony ludzkich uczuć i brzydził się albo po prostu bał trzymać w dłoniach zakrwawione narzędzie zbrodni. Doszedł do brzegu i cisnął je do Sekwany.
- Co do narzędzia zbrodni, całkiem możliwe - pochwalił dyplomata. - Też tak uważam.
Stara panna aż zarumieniła się z zadowolenia, a potem przygasła, widząc rozbawione spojrzenie Renaty.
- You are saying outrageous things - zbeształa Angielkę doktorowa, kiedy przełożono jej treść rozmowy. - Shouldn’t we find a more suitable subject for table talk? [1] [1]Shouldn't we find a more suitable subject for table talk? (ang.) - Mówi pan odrażające rzeczy… Czy nie powinniśmy znaleźć odpowiedniejszego tematu do rozmowy?
Ale apel bezbarwnej osoby pozostał bez odpowiedzi.
- Moim zdaniem najdziwniejsza jest w tym wszystkim śmierć służby! - włączył się do kryminalistycznej dysputy tyczkowaty indolog. - Jakim cudem pozwolili sobie wstrzyknąć to paskudztwo? Przecież nikt nie mierzył do nich z pistoletu! Było wśród nich dwóch strażników, każdy miał u pasa kaburę z rewolwerem. To jest sedno zagadki!
Читать дальше