– Myślałam, że to sprawa nabyta. Wiesz, jak ze szparagami, kiedy byłyśmy małe. Nienawidziłam ich wtedy, a teraz uwielbiam.
– Może powinnaś próbować trochę dłużej. Szparagi polubiłaś po dwudziestu latach.
Valerie zastanawiała się nad tym, skubiąc ciastko.
Do kuchni weszła babka.
– Co słychać? Straciłam coś ciekawego?
– Jemy babeczki – wyjaśniłam.
Babka wzięła sobie jedną i usiadła z nami.
– Jechałaś już motorem Stephanie? – zwróciła się do Valerie. – Ja jechałam dziś wieczorem i doznałam mrowienia w narządach płciowych.
Valerie o mało się nie udławiła.
– Może zechcesz dać sobie spokój ze skłonnościami lesbijskimi i kupisz harleya – podsunęłam siostrze.
Do kuchni weszła matka. Spojrzała na talerz z babeczkami i westchnęła.
– Miały być dla dziewczynek.
– My jesteśmy dziewczynki – powiedziała babka.
Matka usiadła przy stole i wzięła sobie babeczkę. Wybrała waniliową z kolorową posypką. Patrzyłyśmy w osłupieniu. Moja matka nigdy nie zjadła doskonałej babeczki z posypką. Moja matka zjadała zawsze nadgryzione połówki i sztuki z nieudaną polewą lukrową. Zjadała połamane pierniki i naleśniki przypalone na krawędziach.
– O rany, zjadłaś nienaruszoną babeczkę – zauważyłam.
– Zasługuję na to – odparła matka.
– Założę się, że znów oglądałaś program Oprah Winfrey – wtrąciła babka. – Zawsze wiem, kiedy go oglądasz.
Matka bawiła się papierkiem od babeczki.
– Jest coś jeszcze…
Przestałyśmy jeść i wlepiłyśmy w nią wzrok.
– Wracam do szkoły – wyjaśniła. – Złożyłam podanie do Trenton i właśnie dostałam odpowiedź, że mnie przyjęli. Będę się uczyć na kursach wieczorowych.
Wyrwało mi się westchnienie ulgi. Już się bałam, że chce sobie przekłuć język albo zrobić tatuaż. Albo że zamierza uciec z domu i wstąpić do wędrownego cyrku.
– To wspaniale! – zawołałam. – Jaki program wybrałaś?
– Na razie ogólny – powiedziała. – Ale któregoś dnia chcę zostać pielęgniarką. Zawsze uważałam, że byłabym dobrą pielęgniarką.
Była prawie dwunasta w nocy, kiedy dotarłam do mieszkania. Adrenalina już opadła, pojawiło się wyczerpanie. Napchana babeczkami i opita mlekiem, chciałam jak najszybciej wskoczyć do łóżka i spać przez tydzień. Wsiadłam do windy i gdy postawiłam nogę na swoim piętrze, zamarłam jak kamienny posąg, nie wierząc własnym oczom. Na korytarzu, pod moimi drzwiami, siedział Eddie DeChooch. Na głowie miał ręcznik przewiązany paskiem od spodni, klamra była zapięta fantazyjnie na skroni. Spojrzał, kiedy ruszyłam w jego stronę, ale nie podniósł się, nie uśmiechnął ani nie przywitał. Siedział tylko i patrzył na mnie.
– Musi cię chyba porządnie boleć głowa – zauważyłam.
– Przydałaby mi się aspiryna.
– Dlaczego nie wszedłeś po prostu do środka? Wszyscy tak robią.
– Brak narzędzi. Potrzeba sprzętu, żeby otworzyć odrzwi.
Dźwignęłam go na nogi i pomogłam mu wejść do mieszkania. Potem posadziłam go na fotelu i wyciągnęłam opróżnioną do połowy butelkę whisky, którą babka zostawiła schowaną w szafie, kiedy nocowała u mnie.
DeChooch łyknął trzy naparstki i nabrał trochę kolorów.
– Chryste, już myślałem, że mnie wypatroszysz jak gęś na niedzielny obiad – wyznał.
– Niewiele brakowało. Kiedy się ocknąłeś?
– Kiedy zaczęłaś gadać o żebrach. Jezu. Jak sobie to przypomnę, to jaja mi się kurczą ze strachu. – Znów łyknął z butelki. – Zwiałem, jak tylko zeszłyście po schodach do piwnicy.
Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Przemknęłam przez kuchnię tak szybko, że nie zauważyłam nawet nieobecności Eddiego.
– I co teraz? Opadł na fotel.
– Jeździłem jakiś czas w kółko. Chciałem zwiać, ale bolała mnie głowa. Baba odstrzeliła mi pół ucha. I jestem zmordowany. Jezu, jeszcze jak. Ale wiesz co? Nie czuję już depresji. Więc pomyślałem sobie, do cholery, zobaczę, co może dla mnie zrobić mój adwokat.
– Chcesz, żebym cię zabrała na policję.
DeChooch otworzył oczy.
– Skąd! Chcę, żeby zrobił to Komandos. Nie wiem i tylko, jak się z nim skontaktować.
– Po tym wszystkim, co przeszłam, należy mi się chyba satysfakcja z twojego aresztowania.
– A co ja przeszedłem? Spójrz na mnie, mam tylko pół ucha!
Westchnęłam głośno i zadzwoniłam do Komandosa.
– Potrzebuję pomocy – oświadczyłam na wstępie. – Ale to trochę dziwne.
– Jak zwykle.
– Jestem tu z Eddiem DeChoochem, a on nie chce być zatrzymany przez dziewczynę.
Usłyszałam, jak Komandos śmieje się cicho.
– To nic zabawnego – zauważyłam.
– Wręcz przeciwnie.
– Pomożesz mi czy nie?
– Gdzie jesteś?
– U siebie.
Nie była to pomoc, jakiej wcześniej oczekiwałam, i wydawało mi się, że nie spełnia warunków naszej umowy. Z drugiej jednak strony, z Komandosem nigdy nie wiadomo. Jeśli o to chodzi, nie byłam w ogóle pewna, czy mówił poważnie o swojej cenie za usługę.
Dwadzieścia minut później stał w moich drzwiach. Był ubrany w czarny kombinezon i miał założony pas ze sprzętem. Bóg jeden wie, od jakiej roboty go odciągnęłam. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się szeroko.
– Blondynka?
– Chwilowy impuls. Wiesz, jak to jest.
– Inne niespodzianki?
– Nic, o czym chciałabym ci mówić w tej chwili. Wszedł do mieszkania i spojrzał na Eddiego, unosząc brwi.
– Ja tego nie zrobiłam – powiedziałam.
– Coś poważnego?
– Przeżyję – odparł DeChooch. – Tylko boli jak cholera.
– Sophia się pojawiła i odstrzeliła mu ucho – wyjaśniłam.
– A gdzie jest teraz?
– W areszcie.
Komandos chwycił DeChoocha pod pachy i podniósł go z fotela.
– Na dole czeka Czołg w terenówce. Zawieziemy DeChoocha na pogotowie, zatrzymają go na noc. Będzie mu lepiej niż w więzieniu. Potrafią go tam przypilnować.
DeChooch wiedział, dlaczego chce być zatrzymany przez Komandosa. Komandos umiał załatwiać rzeczy niemożliwe.
Zamknęłam za nimi drzwi i zabezpieczyłam je starannie. Włączyłam telewizję i zaczęłam skakać po kanałach. Nie natrafiłam na zapasy ani hokeja. Ani na ciekawy film. Pięćdziesiąt osiem programów, a nie ma co oglądać.
Przychodziło mi do głowy mnóstwo rzeczy, ale nie chciałam myśleć o żadnej z nich. Krążyłam po mieszkaniu, poirytowana i jednocześnie zadowolona, że Morelli się nie odezwał.
Nie pozostało mi już nic do roboty. Znalazłam wszystkich. Nie czekały na mnie żadne sprawy. W poniedziałek miałam zgłosić się do Vinniego po honorarium za DeChoocha, które mogłam przeznaczyć na opłaty za kolejny miesiąc. Moja honda stała w warsztacie. Nie dostałam jeszcze rachunku. Przy odrobinie szczęścia ubezpieczenie pokryłoby szkodę.
Wzięłam długi prysznic, a potem zastanawiałam się, kim jest ta blondynka w lustrze. To nie ja, pomyślałam. Pójdę pewnie w przyszłym tygodniu do centrum handlowego i przefarbuję włosy na dawny kolor. Jedna blondynka w rodzinie wystarczy.
Powietrze wpadające przez okno w sypialni pachniało latem, więc postanowiłam włożyć do łóżka majteczki i T-shirt. Żadnych koszul nocnych aż do listopada. Wciągnęłam przez głowę białą koszulkę i wsunęłam się pod kołdrę. Zgasiłam światło i leżałam długi czas w ciemności, odczuwając samotność.
W moim życiu byli dwaj mężczyźni i nie wiedziałam, co mam o nich myśleć. Dziwne, jak układają się sprawy. Morelli pojawiał się i znikał od czasu, gdy ukończyłam sześć lat. Jest jak kometa, która raz na dekadę wkracza w obszar mojej grawitacji, okrąża mnie wściekle, a potem wystrzela z powrotem w przestrzeń. Nasze potrzeby, jak się zdaje, nigdy ze sobą nie współgrały.
Читать дальше