Joanna Chmielewska - Wielki Diament. Tom II
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wielki Diament. Tom II» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wielki Diament. Tom II
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wielki Diament. Tom II: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wielki Diament. Tom II»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wielki Diament. Tom II — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wielki Diament. Tom II», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nasze tereny zajęli Anglicy. Niejaki kapitan Blackhill…"
Na tym list się urywał. Popatrzyłyśmy na siebie.
– Ejże…? – powiedziała Krystyna podejrzliwie.
Wiedziałam, co ma na myśli.
– Sądzisz…? – spytałam niepewnie. Usiadła koło mnie i ze zmarszczonymi brwiami zaczęła ponownie studiować kartkę.
– Odnoszę wrażenie, że niejaki kapitan Blackhill zalicza się do naszych przodków – zauważyła cierpko. – Panieńskie nazwisko prababci Karoliny, wpadło mi w oko w testamencie…
Podniosłam się bez słowa, udałam na górę i przyniosłam kserokopię testamentu prababci.
„Ja, Karolina de Noirmont, de domo Blackhill"…
– Jeden pradziadek podwędził diament drugiego pradziadka…? – powiedziałam z dużym powątpiewaniem.
Krystyna spróbowała pokiwać się na krześle, ale było zbyt ciężkie. W zadumie wpatrywała się w ścianę naprzeciwko.
– Ciekawe. On nie zginał. Jest. Może go odnajdziecie. Nie cytuję prababci, streszczam. Wielki majątek. Nie widzi ci się przypadkiem, że prababcia miała na myśli ówże diament, rodzinny podwójnie? Co za różnica w końcu, który z naszych pradziadków zdołał nim zawładnąć?
– Wnioskując z radży Biharu, wydarzenie miało miejsce w Indiach – odparłam, również popadając w zamyślenie. – Kto wie? A może…?
Znów popatrzyłyśmy na siebie, rozumiejąc się bez słów. Korespondencja tajemniczego nadawcy, skierowana do równie tajemniczego adresata, rysowała na horyzoncie wielkie nadzieje.
Siedziałyśmy obok siebie bardzo długo w milczeniu, a w środku coś nam rosło i wręcz czułam, jak w niej rosło to samo co we mnie. Niemożliwe było uwierzyć tak od razu w równie imponującą tajemnicę przodków. Nikt za naszego życia o niczym takim nie wspominał, nikt o żadnym diamencie nie wiedział, żadne słowo na ten temat do naszych uszu nie dotarło. Osobliwy list stanowił zaskoczenie i gdyby nie zostały w nim wymienione doskonale nam znane nazwiska, potraktowałybyśmy go lekceważąco. Ale od razu skojarzył się ostro z tą dziwną, pośmiertną korespondencją prababci, skierowaną do jej prawnuczek, i jakby rzucił się na nas.
Wicehrabia de Noirmont, niewątpliwie nasz przodek, wywinął jakiś numer z podejrzaną damą, pozbywając się jej nader korzystnie. Ekwiwalent za damę, wbrew pozorom, nie przepadł. Gdzieś tam został zabezpieczony. No i co? Wrócił do niego czy nie…?
No i prababcia Karolina zapierała się zadnimi łapami, że on jest. Zapierała się, co prawda, fragmentarycznie i w sposób niejasny, ale uparcie nawiązywała do niego, zwalając w dodatku na nas jakby klątwę, czy też przeznaczenie. Miałyśmy go odnaleźć, załatwiwszy bibliotekę, co ma piernik do wiatraka, wrócił do pradziadka i został ukryty w bibliotece…? Nonsens, w co drugim kawałku listu prababcia twierdziła, że go tu nie ma, gdzie w tym sens, gdzie logika?! Ale może jednak, mimo wszystko, pisząc owe tajemnicze słowa, miała na myśli coś, co nosiło nazwę Wielkiego Diamentu i co powinno należeć do rodziny? I nam przypadło w spadku…?
Poczułam, jak robi mi się gorąco i dreszcz przeleciał mi po kręgosłupie. Jak on napisał, ten nadawca…? Największy diament świata…
Ciekawe, jaki rozmiar może mieć największy diament świata…
– Cullinan ważył pi razy oko przeszło trzy kilo – wymamrotała nagle Krystyna. – Porąbali go na kawałki.
Spojrzałam na nią z roztargnieniem. Znów nasza myśl biegła tą samą drogą. Uczynić założenie, że coś takiego istnieje i spróbować odnaleźć? Nęcące, owszem, ale głupie, kto w dzisiejszych czasach trafia na wielkie diamenty, poniewierające się po kątach, on już pewnie dawno przepadł w mrokach historii. Jednakże należałoby się zastanowić…
– Kto do kogo, do cholery, pisał ten list? – zaczęła Krystyna po chwili. – Pradziadek de Noirmont występuje tu jako osoba trzecia. Skąd to się tu wzięło?
Doznałam czegoś w rodzaju jasnowidzenia.
– Adresatem był wielbiciel pani de Blivet – powiedziałam w natchnieniu. – Przybył do naszego pradziadka i rzucił mu korespondencję w twarz, żądając pojedynku. Co do pojedynku, nie mam zdania, ale pradziadek czytał sobie akurat Brantome'a dla rozrywki, może jeszcze nie wydobrzał po egzotycznych bitwach, listu użył jako zakładki. I cześć. Zostało.
– Może masz rację, nie będę się sprzeczać. Korci mnie prababcia…
– W jakim sensie?
– Tak mi się wydaje, że musiała wiedzieć więcej niż ujawniła w tym dziwnym liście do nas. Skąd…? Nie z tego przecież…?
Potrząsnęła trzymanym w ręku arkusikiem. Już otworzyłam usta, żeby zadać głupie pytanie, ale okazało się, że nie ma potrzeby, znów zgadłam, co ma na myśli. Do Brantome'a prababcia nie dotarła i korespondencji przodka nie czytała, gdyby znalazła list, nie zostawiłaby go w książce, bądź co bądź był to cenny dokument, świadczący o prawie własności.
– Miło ze strony pradziadka, że nie rąbnął klejnotu w wirze bitwy, mordując radżę – zauważyłam marginesowo. – Zdaje się, że nasi protoplasci, oddając się lekturze, nagminnie zostawiali w niej zakładki z tego, co mieli pod ręką. Co tam było? Zaproszenie na piknik…
– Pół zaproszenia.
– W Molierze, o ile pamiętam…
– I cała kartka dziękczynnych głupot…
W części nie tkniętej poszukiwaniem zapisków istotnie znalazłyśmy kawałki korespondencji, tkwiącej od wieków między kartkami książek. W części przejrzanej nie było nic. Nie stanowiło to wprawdzie żadnego dowodu, ale pozwalało na supozycje.
– Zabytkowej korespondencji, ogólnie rzecz biorąc, powinno być tu więcej… – zaczęłam, ale Krystyna mi przerwała.
– Mnie ten diament interesuje – oznajmiła stanowczo. – Przemawiają do mnie nadzieje prababci, a kto wie, może i rzeczywiście on gdzieś istnieje i uda nam się go znaleźć. Spróbowałabym… Co ty na to?
– Właśnie ruszyłam temat i przerwałaś mi na wstępie – wytknęłam z irytacją i usiadłam przy stole naprzeciwko niej. – W każdym normalnym, współczesnym domu poniewiera się jakaś korespondencja, pamiątkowa albo taka, którą zapomniano wyrzucić, albo zostawiono ze względu na znaczki…
– Jezus Mario…!!! – wrzasnęła strasznie Krystyna i zerwała się z miejsca.
Ściśle biorąc, chciała się zerwać i nawet dokonała próby, ale te krzesła były naprawdę cholernie ciężkie. Siedzisko, zamiast się odsunąć, podcięło jej nogi, runęła na nie z powrotem i teraz już przechył się jej udał, poleciała razem z meblem do tyłu. Odruchowo zerwałam się również i nastąpiło dokładnie to samo, chwalić Boga jednakże byłyśmy młode i dosyć wygimnastykowane, żadna z nas nie rąbnęła jak wór i nie rozbiła sobie potylicy. Udało nam się przekręcić w locie, stłukłam sobie łokieć, a ona biodro. Pozbierałyśmy się wśród licznych krzepiących słów.
– Mogę grzecznie zapytać, co ci się stało, idiotko? – stęknęłam, podnosząc krzesło i ustawiając je na miejscu. – Pozabijamy się tu…
Znów mi przerwała. Krzesło niemal furknęło jej w rękach.
– Idiotka, masz rację, tak! Boże, co za kretynka, nie masz siostry, masz oślicę! Głupia jestem bezdennie!
– Chętnie się zgodzę z twoim zdaniem…
Usiadła wreszcie i pomasowała sobie biodro.
– Możesz mi dać po pysku, jeśli chcesz…
– Akurat nie chcę. Łokieć mnie boli. O co chodzi?
– O znaczki. Wtedy, kiedy je zbierałam…
W czasach kiedy koniecznie chciałyśmy różnić się od siebie, ja maniacko haftowałam krzyżykami, ona zaś wpadła w filatelistykę. Miałyśmy po trzynaście lat. Mnie hafty rychło przeszły, jej znaczki pozostały znacznie dłużej. Zazdrościłam jej nawet, też korciło mnie kolekcjonerstwo, ale nie mogłam jej przecież naśladować, interesowałam się tym w wielkiej tajemnicy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wielki Diament. Tom II»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wielki Diament. Tom II» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wielki Diament. Tom II» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.