Joanna Chmielewska - Wielki Diament. Tom II
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wielki Diament. Tom II» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wielki Diament. Tom II
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wielki Diament. Tom II: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wielki Diament. Tom II»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wielki Diament. Tom II — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wielki Diament. Tom II», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Kryśka, pamiętasz testament prababci…? No jakby co, możemy zajrzeć do ksero. Był tam jakiś zakaz sprzedaży?
– Wyraźnego nie zauważyłam. Bo co?
– Bo chyba sobie nie zdajesz sprawy, jaki majątek jest zawarty w tej cholernej bibliotece. Tu stoją oryginały, pierwsze wydania od Gutenberga poczynając, białe kruki. Masz pojęcie, ile by za to dali zbieracze? A w tamtym kącie, za jakieś dziesięć lat tam dojdziemy, ale rzuciłam okiem, stoją i leżą foliały ręcznie pisane. Słuchaj, to jest dzika forsa, gdybyśmy chciały puścić na aukcji. Okazy muzealne.
Krystynę moja uwaga zainteresowała. Zastanowiła się.
– Ja bym takiego wędzonego w skórze krokodyla nie kupiła, ale każdy ma swojego szmergla. Tylko… powiem ci…
Zawahała się.
– No? – pogoniłam ją, wiedząc już, co powie.
– Takie odniosłam wrażenie… Prababcia żadnej sprzedaży nie przewidywała, nawet jej nie zaświtało, dlatego nie zabroniła wyraźnie. I przyznam ci się, na szmal jestem chciwa jak Harpagon, ale czuję w sobie nakaz moralny. Do przełamania, ostatecznie, jednakże głupio…
Westchnęłam ciężko i wróciłam na stos książek. Miałam dokładnie takie samo wrażenie. Prababcia zobowiązała nas do pieczy nad tym chłamem nie po to, żeby go rozproszyć między ludźmi. Miał tkwić tutaj, zapewne tak długo, aż się zamek rozleci. No, być może, w ostatniej chwili należało go uratować, wynosząc gdzie indziej.
– Cholera – powiedziałam smutnie.
Krystyna wdała się już w ten arcydzięgiel, z zapałem przepisując notatki z kolejnych marginesów, żądając niekiedy mojej pomocy, bo staroświeckie pismo i język znałam lepiej niż ona. Za to nazwy różnych zielsk miała opanowane we wszystkich możliwych językach, wiedziała nawet, jak jest po grecku drapacz lekarski, mimo że język grecki znałam ja, a nie ona. Musiała się w tym Andrzeju zakochać naprawdę bez opamiętania.
Zabrałam się znów do roboty.
Po tygodniu z hakiem udało nam się wreszcie przejść na następną ścianę, za te segmenty przejrzane przez nasze prababki. Jako ostatnie, objawiły się chyba myszy, całe dwie półki lektur składały się prawie wyłącznie z drobnych strzępków, starannie poklejonych i zgoła niemożliwych do odczytania. Przez lupę badałyśmy tekst, zaniedbanie nie wchodziło w rachubę, Kryśka trafiła na jakieś himalajskie zioło i dostała istnego szału. Mania Andrzeja musiała być zaraźliwa…
Nic dziwnego, że na nic więcej nie miałyśmy ani czasu, ani siły. Własną namiętność do starych mebli zostawiłam na uboczu, do sekretarzyków, toaletek i biurek po prababciach żadna z nas nawet nie zajrzała.
Jednakże prababcia Karolina dostarczyła nam odrobiny ułatwienia, zostawiła mianowicie na odpracowanych już półkach porządne spisy zawartości i to mogłyśmy ominąć. Jej ewentualne zdobycze postanowiłyśmy odnaleźć i sprawdzić później. Brudne byłyśmy nieziemsko, bo nawet w zamkniętych szafach kurz leżał wiekowy, dobrze chociaż, że wszystkie instalacje w zamku działały i mogłyśmy się myć pięć razy dziennie.
Za to kwestie uczuciowe zelżały nieco, bo moja siostra miała dość rozumu, żeby od razu zadzwonić do ukochanego maniaka. Andrzej, wedle jej relacji, zawahał się mocno. Ostatecznie mógł z tym Tybetem trochę poczekać, ciągnęły go tam wielkie nadzieje, tak roślinne, jak finansowe, ale osobliwości naszej biblioteki zainteresowały go kto wie czy nie bardziej i na razie postanowił zostać, jadąc ewentualnie z drugą częścią ekspedycji. Głupi pomysł, że Krystyna łże, na szczęście nie zaświtał mu w głowie, co Kryśka natychmiast wykorzystała. Trochę na wyrost przyobiecała mu olśniewające sukcesy zielarskie i chwilowo zapobiegła osobistym dramatom.
Nie miałam tak dobrze. Też pozwoliłam sobie na telefon, ale głównie przepełniały mnie niepokój i niepewność, aczkolwiek nikłe szanse wyjścia jawiły mi się z półki na półkę…
Te nasze pierwsze małżeństwa, entuzjastycznie zawarte… Okropne rozczarowanie, bunt, rozwód, następne lata, nieufność i ostrożność, tęsknota do właściwego mężczyzny… Głupie próby i zniechęcenie. Wszystko to miałam za sobą, trafiłam nareszcie na obiekt, zdawałoby się, właściwy i rozdzielało mnie z nim życie, a może wcale nie życie, tylko charakter…
Spadek po prababci dostarczył nadziei, ale na razie tylko nadziei…
Na Brantome'a trafiła Krystyna na ścianie za stołem. Siedziałam akurat przy nim, porządkując, dla chwili wytchnienia, katalogowe fiszki. Potraktowałyśmy sprawę poważnie i zdecydowałyśmy się na katalogi podwójne, jeden ogólny, a drugi w kawałkach, przyczepiony do półek i szaf. Widniejące w perspektywie przepisanie wszystkiego też stanowiło niezłą robotę, ale Krystyna uparła się kupić przedtem jeśli już nie komputer, to chociaż elektryczną maszynę do pisania. Przyznałam jej słuszność.
Na stole leżał już cały stos rozmaitych dzieł, zawierających w sobie upragnione informacje przyrodnicze. Krystyna szalała ze szczęścia, twierdząc, że ma dla Andrzeja istne skarby wiedzy, ale przestała to przepisywać. Musiałaby później przepisywać jeszcze raz, na maszynie, dała zatem spokój robocie głupiego, gromadząc to tylko w jednym miejscu i wtykając, gdzie należało, zakładki. Z łatwością umiałam sobie wyobrazić, w jakiej fazie znajdowałaby się któraś prababcia, gdyby zechciała przepisywać to od razu i porządnie. W szczątkowej pod każdym względem. Nic dziwnego, że żadna do tego miejsca nie doszła.
Doszła za to Krystyna.
– Ty, Joaśka! – zawołała za moimi plecami głosem wyraźnie rozweselonym. – Niech ja się skicham, pornografia! Istniało coś takiego w średniowieczu? Wypisz, wymaluj, jak współczesna, tyle że rysuneczki, a nie zdjęcia! Nie do wiary!
Równocześnie coś mi sfrunęło na ramię, jakaś zapisana kartka. Złapałam ją odruchowo i obejrzałam się na Kryśkę. Podeszła do stołu, odwracając kartki, rozśmieszona.
– To nie średniowiecze, tylko renesans – skorygowałam od pierwszego rzutu oka – Żywoty pań swawolnych. Pokaż… Fakt, pomysły mieli niezłe.
– Zdaje się, że coś mi z tego wyleciało – zauważyła moja siostra z roztargnieniem, przeglądając nadal frywolne dzieło. – A, złapałaś… No, wygląda mi na to, że epoka rzeczywiście była mocno rozrywkowa… Opisz to, skoro już tu siedzisz. Szczególnie że po włosku. Co tam jest, na tej kartce?
Rozłożyłam podwójną kartkę, gęsto zapisaną ze wszystkich stron.
– Korespondencja naszych przodków – mruknęłam i zaczęłam czytać.
W chwilę potem czytałyśmy już obie, zainteresowane znacznie bardziej niż przy renesansowej pornografii.
„Drogi mój przyjacielu – pisał ktoś pismem staroświeckim i nieco wyblakłym. – Spełniłem twoje życzenie i postarałem się o szczegóły tej całej historii. Faktem jest, że wicehrabia de Noirmont postąpił dość lekkomyślnie, ale z przykrością muszę stwierdzić, że pani de Blivet też nie była bez winy. Jednakże to wicehrabia odstąpił ją radży Biharu i dostał za nią największy diament świata, tak zwany Wielki Diament. Pani de Blivet wydawała się obrażona, a co się z nią dalej stało, nie wiadomo. Wicehrabia natomiast stracił ów diament, bezsprzecznie należący do niego, skoro stanowił dobrowolną zapłatę. Był ranny w czasie szturmu, wyniesiono go z bitwy i już powoli wraca do zdrowia, ale bez diamentu. Ktoś go zrabował, tak sądziliśmy. A otóż byłem przypadkowym świadkiem sceny, dającej wiele do myślenia. W czasie transportu rannych ku wybrzeżu przyplątał się krajowiec, szukał wicehrabiego, usłyszałem słowa, jakie mu przekazał w imieniu radży, czego nie poczytuję sobie za ujmę, bo stało się to rzeczywiście absolutnym, niezawinionym przeze mnie przypadkiem. Musieli być zaprzyjaźnieni, co wyraźnie świadczy o skrytych powiązaniach, ale dajmy spokój polityce. Rzekł mu takie słowa: «Twoją własność ukryłem razem z moją w świątyni Siwy. Oto słowa mego pana». Wicehrabia, mimo słabości, okazał żywe poruszenie, ale posłaniec znikł od razu. Wydaje mi się, że chodziło o diament, a wicehrabia zna ową świątynię. Może jeszcze odzyska swój kamień, co będę uważał za wielką niesprawiedliwość, bo pani de Blivet, mimo wszystko, nie była jego własnością.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wielki Diament. Tom II»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wielki Diament. Tom II» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wielki Diament. Tom II» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.