Joanna Chmielewska - Wielki Diament. Tom II
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Wielki Diament. Tom II» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wielki Diament. Tom II
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wielki Diament. Tom II: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wielki Diament. Tom II»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wielki Diament. Tom II — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wielki Diament. Tom II», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wewnątrz znajdowały się bardzo ładne rzeczy. Wachlarz z malowanego jedwabiu w doskonałym stanie, naszyjnik z muszelek, bogaty i nader artystycznie wykonany, dwie pary długich rękawiczek, grzebień wysadzany perełkami i czerwona poduszka do igieł, aksamitna, obramowana lśniącymi, perłowymi muszelkami. Brakowało natomiast kapelusza.
– Coś mi to przypomina – powiedziałam, wyjmując jedną ręką naszyjnik, a drugą poduszkę, podczas gdy Krystyna rozkładała wachlarz. – Czy przypadkiem nie to właśnie ma na sobie Antoinette na portrecie?
– To, oczywiście – odparła moja siostra i powachlowała najpierw siebie, a potem mnie. – Nawet sprawdzać nie trzeba. Pozostałości po niej, osławiona poduszeczka. Poduszeczka, cha, cha! To cały jasiek!
– Może i Jasiek, ale mnie to przypomina więcej. Nic ci się nie kojarzy? Widziałyśmy coś zbliżonego. Zawartość sepecika…
Wachlarz znieruchomiał w ręku Krystyny.
– O, niech skisnę, masz rację…!
Skleroza nas nie dopadła, pamięć nam działała. Strzępki identycznego aksamitu i takie same muszelki znalazłyśmy w pamiątkowym sakwojażyku po jubilerskim narzeczonym. Zatem nie suponowaną przeze mnie sakieweczkę Antoinette wykonała samodzielnie, chałupniczo i własną ręką, tylko poduszeczkę do igieł. Zostały jej po tym procesie produkcyjnym drobne resztki surowca, których nie wiadomo dlaczego nie wyrzuciła, tylko starannie zadołowała w owym relikcie po eksnarzeczonym. Miało to jakiś związek, jedno z drugim…? Uczuciowy…? Bo praktycznie owszem, takie muszelki, wyjątkowo ładne i raczej rzadko spotykane, mogła zostawić, w ostateczności także ścinki aksamitu, dla ewentualnej naprawy, ale na diabła jej była gąbka i włosie? W razie uszkodzenia przedmiotu wypchać go można czymkolwiek. Sentyment jakiś specjalny do tych śmietków żywiła czy co…?
Naszyjnik przestał mnie interesować, wrzuciłam go z powrotem do pudła. Krystyna odłożyła wachlarz i wyjęła mi z ręki czerwone i pękate rękodzieło.
– Symbol gospodarności francuskiej Antosi – powiedziała z powątpiewaniem. – Myślisz, że co…?
– Nic. O czwartej nad ranem z myśleniem miewam lekkie kłopoty. Może była to jedyna rzecz, jaką udało się jej wyprodukować do końca, osiągając sukces. Inne prace ręczne wychodziły jej gorzej.
– A może adorator układał na tym strudzoną głowę? Rzecz jasna, wyjąwszy przedtem igły i szpilki… Rozmiar prawie się nadaje.
Obracała poduszeczkę w palcach, odebrałam jej przedmiot i obejrzałam ponownie.
– To w ogóle wygląda na elegancki wyrób fabryczny i gdyby nie te resztki, do głowy by mi nie przyszło, że zrobiła to sama. Uważałabym, że kupiła w sklepie i cześć. Ale i tak podejrzewam, że szyła na maszynie, maszyny do szycia istniały już pod koniec wieku.
– Jako nowość, musiały być drogie. Stać ją było?
– A diabli wiedzą. Ale muszelki przyszywała ręcznie, wcale się nie upieram przy maszynie. One w tamtych czasach umiały pięknie szyć.
– Albo mamusia szyła! – ożywiła się nagle Krystyna. – I była to jedyna pamiątka po mamusi!
No owszem, pamiątka po mamusi stanowiłaby jakieś wyjaśnienie, nawet dla tych resztek. Nie potrzeba praktyczna, tylko rzeczywiście czysty sentyment.
Poduszeczka wyglądała jak nowa. Zabierałyśmy ją sobie wzajemnie, nie mogąc się jakoś od niej oderwać. Miękka była i elastyczna, ale porządnie zgnieść się nie dawała. Muszelki na obramowaniu połyskiwały wdzięcznie.
– Wydaje się ogólnie mało używana – zauważyła Krystyna w zadumie. – Nie wyblakła wcale i żadnych dziur w niej nie ma. Mam na myśli takie ślady po igłach.
– Bo może jednak uszyła to sama tuż przed ślubem z Marcinem, w ramach wyprawy? I potem już żadnym szyciem się nie zajmowała, dzieci nie mieli, niemowlęce kaftaniki odpadały… Na dobrą sprawę gryzą mnie te szczątki. Dlaczego w sakwojażyku po byłym narzeczonym…?
– No owszem, dziwne. I głupie. Powinna je trzymać w jakimś pudełku z nićmi albo co. Chyba że narzeczony to uszył, poduszeczkę dał panience, a resztek nie zdążył wyrzucić i tak zostały…
Znów zaczęłam oglądać owo czerwone rękodzieło, które bardziej zasługiwało na nazwę poduchy niż poduszeczki. Krystyna miała rację, to był Jasiek do igieł, na upartego dałoby się na tym spać. Trochę mogły przeszkadzać muszelki, wpijające się na przykład w ucho…
Zarazem próbowałam się zastanowić, o co mi właściwie chodzi z tym pchającym się natrętnie skojarzeniem. Sakwojażyk i poduszeczka, sakwojażyk i poduszeczka… Przecież, gdyby nie te szczątki surowców w sakwojażyku, dałabym spokój poduszeczce od razu, nie zawracając sobie głowy dociekaniami…
– Poduszeczka jako przedmiot szczególnej troski – powiedziała nagle Kryśka. – Tajemnicze, przedśmiertne zwierzenia Antosi. Resztki z poduszeczki w sakwojażyku. Coś ona chyba myślała…?
Podjęłam męską decyzję.
– No trudno. Pamiątka, nie pamiątka, na wszelki wypadek bym to rozpruła. Jakoś możliwie delikatnie.
– Dlaczego delikatnie?
– Własność Kacperskich – zwróciłam jej uwagę z naganą – i, bądź co bądź, zabytek, niedługo miałaby sto lat, a może już ma. Niszczyć ich rodzinne pamiątki, to mi się wydaje nieprzyzwoite. Rozprujemy tak, żeby potem łatwo zeszyć.
– O rany! – jęknęła moja siostra. – Łatwo zeszyć, oszalałaś! Gdzie nam do tego ich szycia. Też pomyślałam, żeby rozbebeszyć, ale w remonty krawieckie wcale nie chcę się wdawać!
– Nie wygłupiaj się, nie bądźmy świnie. Jutro skombinujemy czerwoną nitkę. Czekaj, gdzie by tu…
– Na krawędzi, tuż przy muszelkach. Zamaskują chyba nawet najbardziej toporny szew. Czymś ostrym, bo się nam wysiepie…
Niczego ostrego na strychu nie było, poszłam na dół, do pokoju, po własne narzędzia do manikiuru, i poświęciłam nożyczki. Ostrożnie przecięłam czerwony aksamit, pilnując, żeby przypadkiem nie zaczepić o nitki muszelek. Poduszeczka była okrągła, przejechałam zaledwie jedną trzecią obwodu i już zaczęło z niej wyłazić włosie i kawałki mocno ściśniętej gąbki.
– Ciekawa rzecz, dlaczego ona pocięta, a nie cała? – zastanowiła się na głos Krystyna. – Łatwiej byłoby przecież obszyć gąbkę w całości…?
Odebrała mi poduszeczkę, sięgnęła palcami w głąb i nagle znieruchomiała.
– Chryste Panie… – wyszeptała cichutko.
Odepchnęłam jej rękę i sięgnęłam sama. Wymacałam coś twardego, wyciągnęłam to coś. Bryła, owinięta cieniutkim jedwabiem, który sam się z niej ześlizgnął…
Zaparło nam dech.
Potwornej wielkości diament lśnił, migotał i jaśniał blaskiem w świetle niezbyt mocnej żarówki, która przy nim przestała się liczyć. Był niesamowity. Dwa kurze jajka, wtopione w siebie wzajemnie, iskrzące się w miejscu zespolenia dodatkowym ogniem, identyczne, nieskazitelnie czyste…
– Odwołuję wszystkie kalumnie, jakie na niego rzucałam – powiedziała Krystyna po długiej chwili, uroczyście i głosem nieco zdławionym.
Przemogłam niemoc górnych dróg oddechowych.
– Gdyby nie był prawdziwy, przysięgłabym, że musi być sztuczny – oznajmiłam dość słabo.
Krystyna spojrzała nagle na mnie, chwyciła bryłę z mojej dłoni, rozejrzała się wokół i rzuciła ku połamanej szafie, w której tkwił jeszcze duży kawałek szyby. Z rozmachem przejechała po szybie diamentem.
Ostra rysa zaświadczyła o prawdziwości kamienia.
– Dedukuję logicznie i nie próbuj mnie straszyć – powiedziała gniewnie, z miejsca odzyskawszy siły. – Kurz na tym strychu wyraźnie wskazuje… nie, bądźmy ściśli, wskazywał, swoje półwieczne pochodzenie. Ludzka noga i ręka tu nie weszła, nikt nie mógł tego podrzucić w ostatnich czasach i na nowo wszystkiego zakurzyć, taka sztuka odpada. A w czasach dawniejszych nie istniał materiał twardszy od diamentu i nie umiano go wyprodukować. Teraz, w obliczu podróży kosmicznych, nie dałabym za to głowy, ale podejrzewam, że on ciągle bije rekordy…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wielki Diament. Tom II»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wielki Diament. Tom II» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wielki Diament. Tom II» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.