– Przy Bramie Miłości. Myślę, że powinieneś tu przyjechać.
– Okej, będę za piętnaście minut.
Wyskoczył z łóżka i pognał pod prysznic. Line sennie spojrzała na puste miejsce w łóżku.
– Co się dzieje? – spytała zaspana.
– Muszę jechać, praca wzywa. Pocałował ją w czoło.
– Zadzwonię później – zawołał i kilkoma susami pokonał schody prowadzące na parter. Musi zdążyć zjeść choć kanapkę, kawa będzie musiała poczekać, co było dla niego poświęceniem niemal nieludzkim. Kawa była jego eliksirem życia, który każdego dnia napełniał go energią.
Jechał w stronę portu tak szybko, jak potrafił i dalej wzdłuż muru, aż do małego prześwitu w zachodnim murze, który nazywano Bramą Miłości. Gdy przybył na miejsce, spory kawał terenu był już odgrodzony.
– Co się stało? – spytał Sohlmana, który wyjrzał przez bramę, gdy usłyszał Knutasa.
– Dziś rano znalazł to pewien mężczyzna.
Sohlman trzymał w ręku plastikową torebkę z portfelem z czarnej skóry.
– Nic z niego nie zginęło, więc możemy definitywnie wykluczyć teorię morderstwa na tle rabunkowym.
– Portfel Wallina – powiedział do siebie Knutas.
– Musiał go zgubić podczas szarpaniny, gdy go napadnięto. Wiele śladów wskazuje na to, że właśnie tu został zamordowany. Na murze są ślady krwi, znaleźliśmy też niedopałek tej samej marki, co na miejscu znalezienia ciała. Lucky Strike. Jest to dość rzadko spotykana marka, przynajmniej tu, na Gotlandii.
– Po telefonie nie ma śladu?
– Niestety.
– Można przyjechać tu też samochodem – zauważył Knutas i rozejrzał się dookoła. – Ale pewnie nie zachowały się ślady opon.
– Nie jest to wykluczone. Śnieg nie padał od tamtego wieczoru, a tu samochody praktycznie nie jeżdżą. Przynajmniej nie zimą. Mamy szczęście.
– Najprawdopodobniej morderca śledził go aż z ulicy Snäckgärdsvägen. Pozostaje pytanie, dokąd zmierzał. Z pewnością do miasta, ale dokładnie?
– Musiał być z kimś umówiony. Najprawdopodobniej w jednej z restauracji, które są otwarte w soboty do późna w nocy, albo w którymś z hoteli. Trudno mi wyobrazić sobie inne miejsce.
– Chyba, że było to u kogoś w domu – powiedział Knutas. – Mógł chcieć się spotkać w tajemnicy z kimś z miejscowych.
– Jeśli nie był to sam morderca, z którym był umówiony.
– Oczywiście, tak też mogło być.
Knutas westchnął.
– W każdym razie cieszę się, że znaleźliśmy miejsce morderstwa. Gdzie jest świadek?
– Na przesłuchaniu – odpowiedział Sohlman. – Wracam do pracy.
– Okej, zawiadomię wszystkich, których złapię, o spotkaniu po południu. Mam nadzieję, że uda się nam zachować to w tajemnicy przed mediami.
– Będzie ciężko – powiedział Sohlman. – Przez większość dnia musimy mieć odgrodzony dość duży obszar. Mam nadzieję, że uda nam się dokładnie ustalić, którędy szedł.
– Odnoszę wrażenie, że morderca dość dobrze orientował się w terenie – stwierdził Knutas z namysłem. – Być może jest to Gotlandczyk.
Gdy był już na komendzie, zadzwonił do Line i powiedział, że będzie musiał pozostać w pracy przez większą część dnia.
Nawet jeśli nie mógł doczekać się weekendu, cieszył się, że w końcu coś się działo. Jak tylko śledztwo przez kilka dni stało w miejscu, zaczynał powątpiewać, że uda im się znaleźć mordercę. Niecierpliwość zwiększała się wraz z wiekiem.
Nie trwało długo i zadzwonił do niego Sohlman. Wrócił na komendę, żeby poddać badaniu technicznemu zawartość portfela Wallina.
– Możesz zejść do mnie?
– Pewnie.
Knutas pospiesznie zszedł schodami do działu technicznego, znajdującego się na parterze.
Sohlman rozsypał zawartość portfela na stole, nad którym zawieszone były silne jarzeniówki.
– Wygląda na to, że niczego nie brakuje: są karty kredytowe, pieniądze, karty upominkowe. Portfel wpadł w dołek i był zupełnie przykryty śniegiem, nic więc dziwnego, że nikt wcześniej go nie znalazł.
– Myślisz, że świadek mógł zatrzeć ślady?
– Był to starszy mężczyzna, który spacerował z psem. Kundel wyczuł portfel pod śniegiem. Świadek od razu rozpoznał Egona Wallina na zdjęciu przy prawie jazdy, rzucił więc portfel na ziemię i zadzwonił po nas. Gdy dotykał portfela, miał na rękach rękawiczki. Widział w telewizji, jak się to robi. Potem stał tam i pilnował portfela aż do naszego przybycia. Możemy być za to wdzięczni wszystkim programom kryminalnym w telewizji. Jednak portfel leżał tak długo pod śniegiem, że nie będzie na nim żadnych odcisków palców, ale to już inna sprawa.
– Co znalazłeś?
– Jest tu jedna rzecz, która daje trochę do myślenia.
Sohlman chwycił pęsetą kartkę papieru leżącą na stole. Była to żółta samoprzylepna karteczka, na której widniały cztery cyfry.
– Wygląda to jak jakiś kod – domyślał się Knutas. – Może jego pin do bankomatu?
– Byłoby to dość nierozsądne nosić go w portfelu razem z kartą, tak widoczny i łatwo dostępny – powątpiewał Sohlman. – Pewnie że ludzie czasem robią takie głupoty, ale nie wydaje mi się to pasować do Wallina.
– Masz rację – przyznał Knutas. – Musi to być coś innego. Mieli jakiś kod do drzwi w galerii? Na wypadek gdyby zapomnieli klucza?
Sohlman spojrzał na niego z powątpiewaniem.
– Wallin prowadził galerię od dwudziestu pięciu lat. Był tam codziennie. Nawet jeśli niedawno zmienili kod, powinien znać go na pamięć.
– Jednak musimy sprawdzić wszystkie możliwości – powiedział Knutas. – Zleć to Kihlgårdowi. Przynajmniej będzie musiał pomyśleć o czymś innym niż tylko o jedzeniu.
Erik Mattson pomału przychodził do siebie. Słyszał dochodzący z oddali szum prysznica i inne dźwięki, których nie rozpoznawał. Hałas uliczny był jakiś inny, bardziej intensywny niż za jego oknem na ulicy Karlavägen. Powietrze w pokoju było ciężkie, jak w długo niewietrzonych pomieszczeniach, a łóżko, na którym leżał, było bardziej miękkie i zapadnięte niż jego ekskluzywny Duxkomfort, do którego był przyzwyczajony. Ciało miał obolałe, przede wszystkim w kroczu. Głowa mu pękała.
Otworzył oczy i od razu się zorientował, że znajduje się w hotelu. Przypomniał sobie poprzedni wieczór i zanim zdążył prześledzić w myśli przebieg wydarzeń, w drzwiach do łazienki pojawił się rosły mężczyzna. Wycierał ogoloną głowę, przyglądając się Erikowi leżącemu w łóżku. Był zupełnie nagi i wycierał się bez żadnego skrępowania, członek znajdował się w stanie spoczynku. Erik widział, jak pod niespotykanie białą skórą jego dobrze wytrenowanego ciała poruszały się mięśnie. Mężczyzna prawie w ogóle nie miał owłosienia, nawet w kroczu. Na ramieniu widniał wytatuowany mały żółw. Wyglądało to śmiesznie.
Spotkali się w jednym z bardziej dekadenckich klubów dla gejów, do którego Erik zwykł chodzić w piątki. Wystarczyło pół drinka i kilka dłuższych spojrzeń, żeby ten rosły mężczyzna okazał zainteresowanie. Bardzo mu się spieszyło, zdążyli wypić tylko kilka drinków i od razu chciał iść do hotelu. Gdy Erik powiedział mu, że to kosztuje, zdenerwował się i odszedł. Nie trwało jednak długo, gdy wrócił i spytał o cenę. Najwyraźniej mu odpowiadała, bo opuścili razem lokal i wzięli taksówkę do jego hotelu. Był szorstki i zdecydowany, prawie że gwałtowny. Kilka razy Erika ogarnął strach, ale mężczyzna nigdy nie przekroczył granicy. Choć był blisko. Gdy zrobił przerwę i poszedł do toalety, Erik szybko połknął dwie żółte tabletki, żeby zagłuszyć ból i przetrzymać resztę nocy. Klient nie okazywał żadnych oznak zaspokojenia, wydawał się nie mieć miary.
Читать дальше