P. James - Czarna Wieża

Здесь есть возможность читать онлайн «P. James - Czarna Wieża» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarna Wieża: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarna Wieża»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Adam Dalgliesh, wyższy oficer policji, postanawia się wybrać do prywatnego ośrodka dla nieuleczalnie chorych, dokąd zaprosił go zaprzyjaźniony stary pastor. Na miejscu okazuje się jednak, że pastor kilka dni wcześniej zmarł.
Adam zatrzymuje się w ośrodku na pewien czas, by uporządkować odziedziczony po przyjacielu księgozbiór, i poznaje pensjonariuszy oraz łączące ich stosunki, z pozoru tylko proste i bezkonfliktowe. Wydarzenia, które później następują, utwierdzają go w przekonaniu, że w ośrodku dzieje się coś złego…

Czarna Wieża — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarna Wieża», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Powinien zdawać matematykę i jeszcze jeden przedmiot ścisły, przynajmniej na podstawowym poziomie. Gdybyś mógł mu pomóc, Victorze…

– Bez laboratorium?

– Mógłbyś coś urządzić w gabinecie. Przecież nie będzie zdawał przedmiotów ścisłych w ramach głównej specjalizacji.

– No jasne. Zdaję sobie sprawę, że moje przedmioty miałyby tylko stwarzać pozory akademickiej równowagi. Ale chłopca powinno się nauczyć myślenia ścisłego… Oczywiście, znam różnych dostawców sprzętu laboratoryjnego. Chyba mógłbym coś wymyślić.

– Ja, rzecz jasna, zapłacę.

– Właściwie to sam mógłbym zapłacić, lecz bardzo sobie cenię, kiedy ludzie płacą dla własnej satysfakcji.

– Jennie i Ursula też mogłyby skorzystać.

Henry sam nie rozumiał, dlaczego to zasugerował. Współczucie – bo przecież nie miłość – złagodziło jego charakter.

– Niech Bóg broni! Nie mam zamiaru zakładać szkółki. Ale chłopaka mogę uczyć matematyki i podstaw innych przedmiotów ścisłych.

Holroyd dawał trzy lekcje w tygodniu, a każda z nich trwała dokładnie godzinę. Jednak jakość jego nauczania nie budziła najmniejszych zastrzeżeń.

Skłoniono ojca Baddeleya, by nauczał chłopca łaciny. Sam Henry zajął się literaturą angielską i historią, a poza tym czuwał nad ogólnym przebiegiem kursu. Zauważył, że Grace Willison najbieglej włada francuskim i choć na początku nie wyrażała zbytniej ochoty, zgodziła się jednak udzielać Peterowi korepetycji dwa razy w tygodniu. Wilfred z pobłażaniem przyglądał się tym przygotowaniom. Osobiście nie brał w nich aktywnego udziału, ale nie zgłaszał też żadnych obiekcji. Nagle wszyscy byli zapracowani i szczęśliwi.

Sam Peter wykazywał raczej posłuszeństwo niż zapał. Pracował jednak bardzo szczerze, chyba lekko rozbawiony ich zbiorowym entuzjazmem. Miał dar długotrwałej koncentracji, co jest cechą typową dla naukowców. Trudno byłoby zadać mu tyle materiału, by nie mógł się go nauczyć z przemęczenia. Był wdzięczny, uległy, lecz zachowywał dystans. Czasami Henry spoglądał na jego spokojną dziewczęcą twarz i dochodził do przerażającego wniosku – to nauczyciele byli siedemnastolatkami, chłopak zaś wykazywał smutek wieku dojrzałego.

Henry wiedział, że nigdy nie zapomni tej chwili, gdy wreszcie, z radością, przyznał się do miłości. Był ciepły, wczesnowiosenny dzień, czy rzeczywiście minęło zaledwie sześć miesięcy? Siedzieli razem w tym samym miejscu, gdzie siedzi teraz, w blaskach południowego słońca, na kolanach trzymali książki, gotowi do lekcji historii o drugiej trzydzieści. Peter miał na sobie letnią koszulę. Henry zaś podwinął rękawy swojej, by czuć, jak ciepło słońca dotyka włosów na jego przedramieniu. Siedzieli w milczeniu. Nagle, nie patrząc na niego, Peter dotknął delikatną dłonią ręki Henry'ego i powoli, jakby każdy ruch stanowił część rytuału, afirmacji, splótł swe palce z jego palcami, tak że wnętrza ich dłoni również się zetknęły. Pamięć o tej chwili zostanie w nerwach i krwi Henry'ego do samej śmierci. Szok, ekstaza, ów przypływ czystego, niczym nie zmąconego szczęścia, pomimo wzrastającego podniecenia, paradoksalnie polegał na uczuciu spełnienia i spokoju. Odniósł wrażenie, że wszystko, co zaszło w jego życiu, praca i choroba, przyjazd do Folwarku Toynton, wiodło w sposób nieunikniony do tego miejsca, do tej miłości. Wszystko – sukces, porażka, ból, frustracja – prowadziło tutaj i tu znajdowało swe uzasadnienie. Nigdy jeszcze nie był tak mocno świadom obecności czyjegoś ciała, bicie pulsu w szczupłym nadgarstku; labirynt niebieskawych żył obok jego dłoni, krew płynąca w rytm jego krwi, delikatne, nieprawdopodobnie miękkie ciało chłopięcego przedramienia; kości młodych palców spoczywające z ufnością w jego dłoni. W obliczu intymności tego pierwszego dotyku wszystkie poprzednie miłostki były bez znaczenia. Siedzieli więc w ciszy przez niezmierzony, niezgłębiony czas, po czym spojrzeli sobie w oczy, najpierw poważnie, a potem z uśmiechem.

Teraz sam się dziwił, że tak nie docenił wówczas Wilfreda. Szczęśliwy i bezpieczny w wyznanej i odwzajemnionej miłości, traktował insynuacje i wymówki Wilfreda – kiedy dotarły do jego świadomości – z litościwą pogardą, sądząc, że są tuk mało realne i groźne jak pojękiwania łagodnego i nieudolnego nauczyciela, który uporczywie przestrzega swych uczniów przed nienaturalnymi skłonnościami.

– To dobrze, że poświęcasz Peterowi tyle czasu, ale powinniśmy pamiętać, że w Folwarku Toynton wszyscy stanowimy jedną rodzinę. Inni też chcieliby otrzymać cząstkę twojego zainteresowania. To chyba niezbyt grzeczne i mądre, jeśli stawia się wyraźnie kogoś wyżej niż inne osoby. Myślę, że Ursula i Jennie, a nawet biedny Georgie czasami czują się zaniedbani.

Henry prawie tego nie słyszał; w każdym razie nie raczył odpowiedzieć.

– Henry, Dot powiedziała mi, że zacząłeś zamykać pokój od wewnątrz, kiedy udzielasz Peterowi lekcji. Wolałbym, żebyś tego nie czynił. Jedna z naszych zasad głosi, że nigdy nie przekręcamy klucza w drzwiach. Gdyby nagle któremuś z was potrzebna była pomoc medyczna, sprawa przybrałaby bardzo niebezpieczny obrót.

Henry jednak nie przestał zamykać drzwi i zawsze nosił klucz ze sobą. On i Peter mogliby być właściwie jedynymi mieszkańcami Folwarku Toynton. Leżąc nocami w łóżku, zaczął snuć plany i marzenia, najpierw bez przekonania, a potem już w euforii nadziei. Za wcześnie i zbyt łatwo się poddał. Wciąż miał przed sobą przyszłość. Matka prawie nie odwiedzała chłopca, rzadko pisała listy. Czemu nie mieliby we dwójkę opuścić Folwarku Toynton i zamieszkać gdzieś razem? Miał przecież rentę i odłożył pewien kapitał. Mógłby kupić domek, na przykład w Oxfordzie albo Cambridge, i zaadaptować go dla dwóch wózków inwalidzkch. Jeśliby Peter studiował na uniwersytecie, potrzebowałby domu. Henry poczynił kalkulacje, napisał do dyrektora swojego banku, rozważył, jak wszystko zorganizować, aby ów plan sensownie i efektownie zaprezentować Peterowi. Wiedział, że istnieją niebezpieczeństwa. On będzie coraz bardziej schorowany, stan Petera, przy odrobinie szczęścia, może się poprawić. Musiałby tak wszystko zorganizować, by nigdy nie być dla chłopca ciężarem. Ojciec Baddeley tylko raz rozmawiał z nim wprost o Peterze. Przyniósł do Folwarku Toynton książkę, z której Henry chciał zadać uczniowi wypracowanie. Wychodząc, ksiądz powiedział łagodnie, jak zwykle uchylając się od nazywania rzeczy po imieniu:

– Twoja choroba postępuje, a Petera nie. Pewnego dnia będzie musiał radzić sobie bez ciebie. Pamiętaj o tym, mój synu. – Dobrze, będzie pamiętał.

W pierwszych dniach sierpnia pani Bonnington postanowiła zabrać Petera do domu na dwa tygodnie. Nazwała to wakacjami.

– Nie pisz – powiedział Henry. – Nigdy nie spodziewam się niczego dobrego po listach. Zobaczę cię znowu za dwa tygodnie.

Lecz Peter nie wrócił. Na dzień przed jego planowanym powrotem Wilfred oznajmił przy kolacji, starannie unikając wzroku Henry'ego:

– Ucieszycie się na pewno, że dla dobra Petera pani Bonnington znalazła mu miejsce bliżej domu. Chłopiec do nas nie wróci. Ona zamierza wyjść wkrótce za mąż i wraz z mężem chce częściej odwiedzać Petera oraz zabierać go czasami do domu na niedziele. W nowym miejscu Peter będzie kontynuował edukację. Wszyscy bardzo ciężko nad nim pracowaliście. Na pewno ucieszy was wiadomość, że wasz wysiłek nie pójdzie na marne.

Wszystko bardzo sprytnie zaplanowano; to należało oddać Wilfredowi. Musiały przecież odbywać się jakieś dyskretne rozmowy telefoniczne oraz układy z nowym domem, przesyłano też korespondencję. Peter musiał całymi tygodniami, może nawet miesiącami czekać na wolne miejsce. Henry nawet wyobrażał sobie, jakich używano argumentów.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarna Wieża»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarna Wieża» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czarna Wieża»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarna Wieża» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x