– To nie jest żart?
– Czy ukrywałabym się, gdyby to był żart?
– Wielki Boże, Chadbourne – powiedział Kessler, wpatrując się w wymodelowaną twarz. – O ile to Chadbourne – dodał. – Wiedziałaś, nad kim pracujesz?
– Nie. Robiłam na ślepo. Nie miałam pojęcia, dopóki nie skończyłam.
– Czego chcesz ode mnie?
– Dowodu.
– DNA – stwierdził, marszcząc brwi. – Skąd mam wziąć materiał? Przypuszczam, że znów pracowałaś na autentycznej czaszce? Nie wiadomo, co zniszczyłaś.
– Była całkiem czysta. Wypalona.
– To co mam, twoim zdaniem, zrobić?
– Myślałam… o zębach. Szkliwo powinno zabezpieczyć DNA. Mógłbyś rozłupać ząb i wziąć próbkę. Czy to jest możliwe?
– Możliwe. Już tak robiono. Ale to nic pewnego.
– Spróbujesz?
– Niby dlaczego? To mnie nic nie obchodzi i może mnie wpędzić w kłopoty.
– Popilnuję cię, jak będziesz pracował – odezwał się Joe. – I jestem pewien, że pan Logan hojnie cię wynagrodzi.
– W granicach rozsądku – powiedział Logan.
Zachowują się kompletnie bez sensu – pomyślała niecierpliwie Eve. Gary się zdecydował, kiedy zobaczył twarz. Należało tylko trochę mu pomóc.
– Nie chcesz wiedzieć, czy to jest naprawdę Chadbourne, Gary? Nie chcesz być tym, który to udowodni?
Kessler milczał przez chwilę.
– Może.
Pewno, że chciał. Eve widziała podniecenie, które starał się ukryć.
– To będzie potwornie trudne – mówiła. – Myślę, że starczyłoby ci materiału na książkę.
– Wcale nie takie znów trudne – zaprotestował. – Chyba że zęby też spieprzyłaś.
– Starałam się ich w ogóle nie dotykać – powiedziała z uśmiechem. – Wiesz, że to, co robię, nie szkodzi twojej pracy. Wszystko tu jest. Czeka.
– Dokładnie wiem, o co ci chodzi – powiedział, podnosząc wzrok znad czaszki. – Nie myśl sobie.
– Nie myślę. No dobra, zrobisz to, czy mamy zawieźć czaszkę do Crawforda w Duke?
– Straszenie mnie konkurencją też ci nic nie pomoże. Wiem, że jestem najlepszy. Ale może zrobię ci tę przysługę, Duncan. Lubię cię.
– Zrobiłbyś to, nawet gdybyś mnie nienawidził. Nie będę cię jednak oszukiwać. Sytuacja jest znacznie bardziej niebezpieczna, niż wchodzenie w konflikt z prawem.
– Tyle się domyśliłem – powiedział, wzruszając ramionami. – Jestem starym człowiekiem. Przyda mi się coś, od czego podskoczy mi adrenalina. Czy mogę pracować w swoim laboratorium?
– Wolelibyśmy tego uniknąć. Wydaje się nam, że na razie jesteśmy bezpieczni, ale nie chcemy ryzykować. Czy masz jakieś inne miejsce?
– Utrudniasz, jak możesz. A w moim domowym laboratorium? – spytał po namyśle.
Eve potrząsnęła głową.
– Mam przyjaciela, który jest profesorem na Uniwersytecie Stanowym w Kennesaw, jakieś czterdzieści minut jazdy stąd. Użyczy mi swojego laboratorium.
– Świetnie.
– A co z moim asystentem?
– Niech cię zastąpi na zajęciach. Ja ci pomogę.
– Przypuszczalnie sam sobie poradzę. Ale musisz zdrapać całą tę glinę – dodał zgryźliwie. – Chcę mieć porządną, czystą powierzchnię.
– Dobrze. Najpierw jednak muszę zrobić nałożenie.
– A ja co? Mam siedzieć z założonymi rękami i czekać?
– Pospieszę się. Nałożenie jest konieczne, Gary. Zęby są bardzo ważne, a nie wiemy, ile będziesz musiał usunąć. Nie mamy dostępu do danych dentystycznych i nie możemy rezygnować z żadnego dowodu.
– Dobrze – zgodził się niechętnie. – Choć wiesz, że moje DNA wszystko załatwi.
– Wiem. Czy możesz dla nas wypożyczyć sprzęt wideo z działu dokumentacji? Mam mikser.
– Niezłe wymagania. Nie wolno wynosić cennego wyposażenia poza teren uniwersytetu.
– Nie mów, że zabierasz sprzęt poza teren.
– I tak będą narzekać.
– Wykorzystaj swój czar i wdzięk osobisty.
– Pomyślą, że zwariowałem. Raczej ich postraszę i zaszantażuję.
– Masz rację, nie powinieneś zachowywać się inaczej niż zwykle.
– Pamiętaj, masz wziąć w garść ten swój chudy tyłek i szybko się ze wszystkim uporać.
– Nie będę się z tobą sprzeczać.
– To dziwne. Ile czasu zabierze ci oczyszczenie czaszki?
– Godzinę do dwóch. Muszę bardzo uważać.
– Załatwię sprzęt i poszukam mojego asystenta. Powiem mu, że wyjeżdżam na kilka dni. – Kessler ruszył do wyjścia. – Zapakuj swego przyjaciela prezydenta. Zaraz wracam.
– Dzięki, Gary. Będę twoją dlużniczką – powiedziała cicho Eve.
– O tak, i na pewno oddasz mi dług.
– Dobrze to pani rozegrała – powiedział Logan, kiedy drzwi zamknęły się za Kesslerem.
– Znamy się od dawna. Joe, idź za nim, dobrze? Nie chciałam robić z tego sprawy, wolałabym jednak, żeby się sam nie kręcił.
– Mówiłaś, że na niego nie wpadną.
– Nie szkodzi. Wolę się zabezpieczyć. Namówiłam go, żeby nam pomógł, i czuję się za niego odpowiedzialna.
– A ja czuję się za ciebie odpowiedzialny.
– Proszę cię, Joe.
– Nie… – Urwał gwałtownie, gdy zobaczył wyraz jej twarzy. – Niech pan z nią zostanie, Logan. Jeśli coś jej się stanie, skręcę panu kark.
Joe energicznie zamknął za sobą drzwi. I znów groźba przemocy. Eve niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w czaszkę.
– Jest pani gotowa? – spytał Logan.
– Jeszcze nie. Muszę zapakować Bena, a potem poszukam tu czegoś do zdjęcia gliny – odparła Eve, podchodząc do szafy. – Mógłby pan zadzwonić do Margaret i sprawdzić, kiedy moja matka znajdzie się w bezpiecznym miejscu.
– Mogę zadzwonić stąd.
– Plącze mi się pan pod nogami. Niech pan wyjdzie na korytarz i dzwoni stamtąd.
– Z przyjemnością spełniłbym pani prośbę, ale muszę się słuchać Quinna. Wolałbym nie narażać życia.
– Teraz ja panu rozkazuję. Przeszkadza mi pan. Proszę wyjść i dowiedzieć się o to, o co prosiłam, bo inaczej pojadę do domu i sama sprawdzę. I tak chciałabym tam wstąpić.
Logan podniósł ręce.
– Już idę.
Po jego wyjściu Eve odetchnęła z ulgą. Musiała na chwilę zostać sama, żeby nabrać dystansu i spojrzeć na wszystko z pewnej perspektywy. Jedynie praca mogła jej w tym pomóc. Im szybciej dotrą do tego laboratorium w Kennesaw, tym lepiej.
Znalazła trzy drewniane narzędzia, które były dostatecznie ostre, aby zdrapać glinę, a jednocześnie na tyle tępe, żeby czegoś nie zniszczyć, gdyby obsunęła się jej ręka. Włożyła je do torebki i ostrożnie zapakowała Bena do torby.
– Przepraszam cię, Ben, ale muszę zdjąć z ciebie całą tę glinę. Nakładam i zdejmuję. Całe to zamieszanie nie jest w porządku, co? Cóż nam jednak pozostało?
– Pani Duncan? Proszę otworzyć. Jestem Margaret Wilson.
Sandra uważnie przyjrzała się pulchnej kobiecie przez wizjer i porównała jej twarz ze zdjęciem.
– Pani Duncan?
– Słyszałam. – Sandra otworzyła drzwi. – Proszę wejść.
– Nie, samochód czeka. Wyjeżdżamy. Jest pani gotowa?,- Wezmę tylko walizkę. Dokąd jedziemy? – spytała Sandra, kiedy wróciła z walizką.
– Tu nie możemy rozmawiać – poinformowała Margaret, schodząc po schodach. – Niech się pani nie martwi, na pewno będzie pani bezpieczna.
– Dlaczego nie możemy tu rozmawiać? Nie… Ach, podsłuch. Myśli pani, że mój dom jest na podsłuchu?
– Tak mi powiedziano. Niech się pani pospieszy.
– Coś takiego, podsłuch – mruczała Sandra, zamykając drzwi. – Co się dzieje, do cholery?
– Miałam nadzieję, że się pani orientuje. Myślałam, że wymienimy się informacjami i dojdziemy do jakiegoś wniosku. Zazwyczaj nie mam nic przeciwko temu, żeby działać w ciemno, ale tym razem mam wątpliwości. Niech pani wsiada – powiedziała Margaret, otwierając drzwi od strony pasażera. – To jest Brad Pilton – dodała, wskazując kierowcę. – Pracuje w firmie ochroniarskiej i pilnował pani w ciągu ostatnich paru dni. Ma być naszym gorylem.
Читать дальше