– Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Zawsze byłam zapracowana.
– Zawsze?
– Nie zawsze. Kiedy Bonnie… Znów mnie pan wypytuje, Logan.
– Przepraszam, jestem ciekaw, jaka pani jest i co panią porusza. Oczywiście oprócz naszych przyjaciół, którzy już odeszli – dodał, spoglądając na postument. – Po śmierci córki z nikim się pani nie zaprzyjaźniła.
– Byłam zajęta.
– Może nie chce pani zbyt się zbliżać do ludzi, żeby się później nie rozczarować?
– Czy pan sądzi, że zaskoczy mnie swą wspaniałą przenikliwością? Doskonale zdaję sobie sprawę, że unikam bliższych kontaktów z ludźmi. I wiem dlaczego.
– Nie wątpię. Jest pani genialną kobietą. Dlaczego nie chce pani tego zmienić?
– Bo nie chcę.
– Nawet za cenę pełniejszego i ciekawszego życia?
– Nie wie pan, jak bardzo moje życie jest pełne i ciekawe w porównaniu z tym, które wiodłam przedtem. Byłam stracona, a teraz się odnalazłam. Topiłam się w smutku i żalu – powiedziała drżącym głosem – i udało mi się wydostać na suchy ląd. To wystarczy, Logan.
– Nie. Nadszedł czas, aby pójść naprzód.
– Nie rozumie pan.
– Staram się.
– Dlaczego?
– Bo panią lubię.
– O co panu chodzi? – spytała, przyglądając mu się podejrzliwie.
– O nic. Lubię poznawać nowych ludzi i się z nimi zaprzyjaźniać, nawet jeśli istnieje ryzyko, że coś nas rozdzieli. Lubię panią i podziwiam. Pomyślałem, że powiem to pani.
– Nim znów mnie pan wykorzysta?
– Aha.
– Jest pan niemożliwy. – Eve wróciła wzrokiem do monitora. – Czy pan się spodziewa, że teraz się przeprosimy i pójdziemy się bawić w piaskownicy?
– Nie, niczego się nie spodziewam i niczego nie planuję. Dla odmiany chciałem być wobec pani szczery. Przepraszam, jeśli wytrąciło to panią z równowagi. Proszę wracać do pracy.
– Już wracam.
– Myślałem, że więcej pani zrobi do tej pory.
Eve ucieszyła się, iż ten dziwny moment intymności minął i Logan znów jest sobą. Rzeczywiście wyprowadził ją z równowagi.
– Czyszczenie Bena trwało dłużej, niż myślałam – odparła, rzucając okiem na Kesslera, który siedział przy stole w drugim końcu laboratorium. – Gary nie jest zadowolony. Nie może się doczekać, żeby wreszcie zacząć swoją pracę, a ja potrzebuję jeszcze czaszki do weryfikacji.
– Po co robiła pani zdjęcia w Barrett House?
– Dla pewności.
– Jak długo potrwa nałożenie? To miejsce jest za bardzo na widoku. Chciałbym jak najprędzej się stąd wynieść.
– Staram się jak mogę.
Eve przesunęła kamerę wycelowaną w czaszkę na postumencie, po czym lekko poprawiła drugą kamerę, wycelowaną w jedną z fotografii Bena Chadbourne’a, którą Logan dał jej jeszcze w Barrett House.
– Ile czasu to zajmie? – powtórzył.
– To zależy. Czasami najdłużej trwa ustawianie, a ja w dodatku nie znam tego sprzętu. Myślę, że teraz będzie dobrze.
– Na czym to polega?
– Nie ma pan nic innego do roboty?
– Bardzo mnie to interesuje. Czy pani przeszkadzam?
– Niespecjalnie – powiedziała obojętnie Eve, przesuwając kamerę. – Jak pan widzi, jedna kamera jest skierowana na czaszkę, druga – na fotografię. W obu wypadkach kąt ustawienia musi być taki sam. Później obie kamery podłączy się do miksera, który połączyłam także z wideo. Dzięki temu widzimy obraz na ekranie. Mikser może dzielić obraz na ekranie poziomo i pionowo, symetrycznie i cząstkowo. Ale ja muszę stworzyć obraz znikający.
– Co to takiego?
– Coś jak projekcja marzenia na filmie. Wie pan, kiedy jeden widok blednie, a na jego miejscu pojawia się drugi. Jedno wyobrażenie nakładam na drugie i widzi się zarówno zdjęcie, jak i czaszkę pod nim, jakby skóra tej osoby była przezroczysta.
– Może mi to pani pokazać?
– Proszę.
Eve wprowadziła oba obrazy na ekran i zaczęła przekształcanie.
– Dlaczego wybrała pani…
– Proszę być cicho. Pracuję.
– Przepraszam.
Prawie o nim zapomniała, pochłonięta trudnym zadaniem. Przesunąć. Za bardzo. Wrócić. Poprawić. Znowu. Znowu. I jeszcze raz.
– Mój Boże! – wykrzyknął Logan, pochylając się do przodu i wpatrując w niesamowity, połączony w jedno wizerunek. – To niesłychane.
– Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
– Mogę coś powiedzieć?
– Nic innego pan nie robi.
– Dlaczego wybrała pani zdjęcie, na którym Chadbourne się uśmiecha?
– Ze względu na zęby. Zęby rzadko są doskonałe i każdy zestaw ma swoje ułomności. Jeśli zęby pasują, wygraliśmy. Dlatego musiałam to zrobić, nim Gary zacznie usuwać zęby.
– I tutaj zęby pasują?
– O tak – odparła z satysfakcją. – Niewątpliwie. Nie widzi pan?
– Nie jestem ekspertem. I przeszkadza mi ten dziwny podwójny obraz.
– Wszystko do siebie pasuje – powiedziała Eve, wskazując na ekran. – Niech pan spojrzy. Linia szczęki czaszki pokrywa się z linią warg na zdjęciu. A to – postukała w otwór nosa – jest tego samego kształtu i rozmiaru co nos. Gałki oczne są w tym samym miejscu. Jest jeszcze kilka innych punktów stycznych i wszystkie do siebie pasują.
– I co teraz?
– Wydrukuję kilkanaście odbitek obrazu z ekranu i zajmę się następną fotografią.
– Przecież powiedziała pani, że wszystko doskonale pasuje.
– Dla zwykłego człowieka. Nie dla prezydenta Stanów Zjednoczonych. Każda cecha musi być potwierdzona. Muszę zrobić lepsze ujęcie z boku kanału usznego i połączenia mięśni z boku…
– Rozumiem – przerwał jej Logan, podnosząc ręce. – Czy mogę pani jakoś pomóc?
– Niech pan idzie porozmawiać z Garym i trochę go uspokoi. Za chwilę zacznie mnie poganiać.
– Dobrze, już idę – zgodził się, wstając. – Ostatnio nic innego nie robię, tylko uspokajam. Bardzo deprymuje mnie fakt, że sam nie mogę działać.
– Wolę, kiedy jest pan w fazie pasywnej – odparła sucho Eve. – Za każdym razem, kiedy zaczyna pan działać, wpadam w kłopoty.
– No comment.
Eve wróciła wzrokiem na ekran. Wiedziała, że nakładanie obrazów potwierdzi to, co osiągnęła, modelując czaszkę, ale mimo to czuła się podekscytowana. To był kolejny fragment muru składającego się z dowodów.
– Niedługo skończymy, Ben – szepnęła i nacisnęła guzik drukarki.
3.35.
Padał deszcz.
Eve nie zdawała sobie z tego sprawy, kiedy pracowała w laboratorium. Teraz stanęła w otwartych drzwiach budynku, spoglądając na wypielęgnowane trawniki uniwersyteckiego miasteczka. Z przyjemnością wciągnęła do płuc chłodne, wilgotne powietrze. Powinna odczuwać zmęczenie, tymczasem nadal wibrowała energią.
– Nie stój tutaj – powiedział Joe, oparty o ceglany murek niedaleko drzwi. – Wracaj do środka.
– Muszę odetchnąć świeżym powietrzem.
– Skończyłaś?
– Skończyłam nakładanie. Gary dopiero co zaczął wydobywać DNA. Jesteś cały mokry – spostrzegła, patrząc na jego ubranie.
– Nie cały. Chroni mnie gzyms. Trochę chłodu nie zawadzi – powiedział z uśmiechem. – Jest mi gorąco, dosłownie i w przenośni.
– Zauważyłam. Nie powinieneś mieć pretensji do Logana. To ja podjęłam się tej pracy. Wiedziałam, że istnieje ryzyko, bo za dużo płacił.
– Założę się, że nie miałaś pojęcia, o jakie ryzyko chodzi, dopóki się zupełnie nie zaangażowałaś.
– Nadal sama podejmowałam decyzję. – Właściwie dlaczego broni Logana? Joe miał rację, krytykując jego metody, a Eve była tak samo wściekła, kiedy się zorientowała, jak bardzo Logan ją wykorzystał. – Już późno – powiedziała, zmieniając temat. – Nie powinieneś tu tkwić. Dianę będzie się martwić.
Читать дальше