– Dzwoniłem do niej.
– Jeśli jej powiedziałeś, że jesteś ze mną, też będzie się martwić. Na pewno widziała wiadomości w telewizji.
– Nie mówiłem, że jestem z tobą.
– Oszukałeś Dianę?
– Nie, powiedziałem, że muszę dłużej popracować.
– To prawie kłamstwo. Ja byłabym wściekła, gdybyś nie był ze mną szczery.
– Nie jesteś Dianę. Ona woli nie wiedzieć, kiedy dzieje się coś nieprzyjemnego. Nigdy się nie przyzwyczaiła do tego, że jest żoną gliniarza. Chciałaby, żebym odszedł z policji i znalazł sobie bardziej prestiżowe zajęcie.
– Sytuacja z pewnością nie należy do najprzyjemniejszych, ale i tak dałabym ci w łeb. Małżeństwo powinno być związkiem dwojga partnerów.
– Są różne rodzaje małżeństw.
– Właściwie nie powinnam się dziwić. Mnie też wszystkiego nie mówisz. – Eve odwróciła głowę, wpatrując się w ciemność. – Na przykład nigdy nie wspominałeś, że na służbie zabijałeś ludzi.
– W twoim życiu dość było gwałtu i przemocy.
– Tak właśnie postanowiłeś? Podobnie jak w wypadku Dianę? Żeby chronić delikatne kobiety przed nieprzyjemnymi sytuacjami?
Czy chciałem cię chronić? Do diabła, tak! Ale chciałem także chronić samego siebie. Wiedziałem, że tak zareagujesz. Nie chciałem, żebyś widziała we mnie Frasera.
– Nigdy by mi to nie przyszło do głowy. Znam cię. Jestem pewna, że robiłeś tylko to, co musiałeś.
– Odwróć się i pokaż mi swoją twarz.
Eve wzięła się w garść, odwróciła głowę i spojrzała na Joego.
– Cholera! – mruknął przez zęby.
– Muszę się przyzwyczaić do tej myśli. Czuję się tak, jakbym cię naprawdę nie znała.
– Znasz mnie najlepiej ze wszystkich ludzi, tak samo jak ja znam ciebie najlepiej ze wszystkich.
– To dlaczego nie powiedziałeś mi…
– Dobrze, powiem ci. – Joe zacisnął pięści. – Chcesz znać dokładną liczbę? Trzech. Dwóch było handlarzami narkotyków. Trzeci lubił zabijać i przypominał mi Frasera. Często się później zastanawiałem, czy działałem w obronie własnej. Może nie chciałem, żeby dłużej chodził po tej ziemi. I nigdy nie czułem z ich powodu wyrzutów sumienia – dodał, zniżając głos. – Czy teraz znasz mnie lepiej?
– Joe, ja nie…
– Chcesz, żebym ci opowiedział o służbie w jednostce specjalnej? Nie, widzę z twojej twarzy, że nie chcesz. Masz dość. Nie chcesz żyć w pobliżu kogoś, kto ma śmierć na sumieniu. Wiedziałem o tym. Od śmierci Bonnie nie słuchasz wiadomości ani nie czytasz gazet. Musiałem tylko zapewnić sobie dyskrecję kolegów. I dziś zrobiłbym to samo. Nie jestem policjantem z serialu, który pomaga biednym ludziom, ale ty tego nie możesz zaakceptować. Nasz pan Logan niepotrzebnie narozrabiał.
– Nie powinieneś był mu grozić.
– Wiem. Głupio się zachowałem. Byłem wściekły i pozwoliłem, żebyś to zobaczyła. A może tylko sam siebie oszukuję – powiedział z beztroskim uśmiechem. – Może zrobiłem to celowo. Może byłem już zmęczony ciągłym…
Jak długo mogę tłumić w sobie wszystko bez… – Joe odetchnął głęboko. – Eve, nie psuj tego, co mamy. Przyjaźnimy się od wielu lat. Znasz mnie.
– Naprawdę? – szepnęła.
– Dobrze, zaczniemy od początku. Będę z tobą szczery, nawet jeśli miałoby cię to zniszczyć. Zadowolona jesteś? – Joe odwrócił się od niej. – Bo ja nie. Ale ja jestem do tego przyzwyczajony. Na tym polega moje życie.
– O co…
– To do niczego nie prowadzi. Muszę pójść i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Nie martw się za bardzo. Jeśli spotkam jakichś przestępców, potraktuję ich nadzwyczaj łagodnie. Nie chcielibyśmy, żebym miał krew na rękach, prawda?
Joe był na nią zły. Może miał rację. To przyjaciel, ktoś bliższy nawet niż brat, a ona potraktowała go jak obcego. Joe znał ją zbyt dobrze, żeby nie zdawać sobie sprawy z jej odczuć. Eve jednak tak dobrze go nie znała. Okazało się, że nie miała pojęcia o wszystkich tych rzeczach, które przed nią ukrywał.
Z drugiej strony wcale nie chciała o nich wiedzieć. Policjanci codziennie mają do czynienia z przemocą i powinna przyjąć do wiadomości, iż Joe nie jest wyjątkiem.
„Nie chciałem, żebyś patrząc na mnie widziała Frasera”.
Mimo protestów tak właśnie pomyślała, kiedy Logan poinformował ją o ludziach, których zabił Joe. Ta myśl była niesprawiedliwa i nieracjonalna, ale przyszła jej do głowy i nic się nie dało na to poradzić.
Kolejna fala, która zakłóciła jej życie, spowodowana przez Logana. Tym razem jednak nie była to fala z jeziora, ale fala morskiego przypływu.
Trzeba o tym zapomnieć. Dość miała problemów i kłopotów. Łatwo powiedzieć, trudniej zapomnieć, że rozgniewała Joego. A jeśli nie tylko go rozgniewała, lecz także zraniła? To byłoby straszne. Nie mogła pozbyć się tej myśli, ale mogła odłożyć ją na później. Joe był dla niej zbyt ważny. Jeśli zacznie się nim martwić, nie zdoła zająć się niczym innym.
Pójdzie i spróbuje pomóc Gary’emu. Niech to wszystko wreszcie się skończy, wtedy będzie mogła wrócić do normalnego życia z normalnymi problemami.
Eve odwróciła się i ruszyła do laboratorium.
– Wszystko w porządku? – spytał Kessler na jej widok.
– Jasne. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem. Jak ci idzie?
– Niedobrze. – Kessler spojrzał na ząb, którym się zajmował. – Biedak zostanie bez zębów, nim znajdę dość materiału. To już trzeci, który obrabiam.
– Chcesz, żebym ci pomogła?
– I odebrała mi część sławy?
– Obiecuję, że nikomu nie powiem.
– Akurat. Obiecanki cacanki, a głupiemu radość. Idź stąd.
– Jak chcesz. – Eve nie ruszyła się z miejsca, obserwując, jak Kessler delikatnie nacina emalię zęba. – Pomyślałam, że jak zdobędziemy próbkę DNA, powinieneś na chwilę wyjechać. Może do domu nad oceanem?
– Chcesz mnie chronić, Duncan? Masz wyrzuty sumienia?
– Aha.
– Dobrze. Wyrzuty sumienia są bardzo pożyteczne. – Kessler zmarszczył brwi, przyglądając się zębowi. – Nie łudź się jednak, że robię to dla ciebie. Dzięki tej pracy stanę się sławny. Zawsze chciałem być na świeczniku.
– I dlatego właśnie pracujesz jak szalony, a żyjesz jak pustelnik.
– Zupełnie jak ty. Jeszcze drobne pięćdziesiąt lat i zamieszkasz w laboratorium, odżywiając się zimną pizzą.
– I kłamiąc, że chcę zostać sławna. Przyznaj, że jesteś po prostu ciekaw.
– Po części – przyznał, otwierając ząb.
– A reszta?
– Czy wiesz, że kiedy byłem dzieckiem, w latach trzydziestych, mieszkałem w Monachium?
Eve potrząsnęła głową, przyglądając mu się ze zdumieniem.
– Nigdy o tym nie mówiłeś.
– Rozmawiamy wyłącznie o pracy, prawda? Kości, zmarli… – Kessler poprawił okulary na nosie. – Moja matka była Żydówką, ale ojciec był czystym Aryjczykiem i miał znajomości na wysokim szczeblu. Naziści kazali mu się rozwieść, ojciec jednak odmówił. Był właścicielem niewielkiej piekarni i przez dwa miesiące, codziennie, wstawiał wybite szyby. Mimo to nadal odmawiał rozwodu. Pewnego wieczoru nie wrócił z piekarni do domu. Powiedziano nam, że przejechała go ciężarówka. Stracił nogę i spędził dziewięć miesięcy w szpitalu. Kiedy doszedł do siebie, wszystko się skończyło. Sklep nie miał klientów, a naziści zaczęli wyłapywać Żydów. Udało nam się uciec do Szwajcarii, a później do Ameryki.
– To straszne, Gary. Bardzo mi przykro.
– Mnie nie było przykro. Byłem wściekły. Przyglądałem się tym skurwysynom, jak rządzili całym sąsiedztwem, bijąc każdego, kto im się przeciwstawił. Zabierając wszystko, dzięki czemu można było jakoś przeżyć. A ci, którzy to zrobili – kiwnął głową w stronę czaszki – są tacy sami jak naziści. Chcą rządzić całym światem. Doprowadzają mnie do szału. Tym razem im się nie uda.
Читать дальше