– A łapówka?
– Czasami jest konieczna.
– Tak jak w przypadku Fundacji Adama? – spytał z uśmiechem.
– Właśnie tak.
– Nawet jeśli ją wykorzystałem, żeby panią oszukać?
– Nie, to było nie w porządku – odparła, spoglądając mu w oczy. – Ale pozwoliłam panu na to. Nie jestem głupia. Wiedziałam, że jest w tym wszystkim coś podejrzanego, a mimo to zaryzykowałam. Z innych powodów niż pan. Nie bałam się, że ktoś naciśnie przez pomyłkę jakiś guzik i wylecimy w powietrze. Chciałam tych pieniędzy. Myślałam, że pomogą, i skłonna byłam zaryzykować. Gdybym z panem nie pojechała, nic by się nie zdarzyło. Nie miałabym kłopotów, a matce nie groziłoby niebezpieczeństwo. – Eve wzruszyła ramionami. – Chciałabym zrzucić winę na pana, wszyscy jednak musimy być odpowiedzialni za to, co robimy.
– Odniosłem zupełnie inne wrażenie – powiedział sucho. – Chciała mnie pani zamordować.
– Czasem nadał chcę. Popełnił pan błąd, ale ja też źle zrobiłam i muszę z tym żyć. Nie chcę tylko, żeby ktoś jeszcze cierpiał za mój błąd.
– Jest pani bardzo szczodra.
– W żadnym wypadku – zaprzeczyła. – Staram się jednak trzeźwo patrzeć na świat. Dawno temu przekonałam się, że najłatwiej jest mieć pretensje do innych, kiedy powinno się mieć pretensje wyłącznie do samego siebie.
– Bonnie?
– Byłyśmy na szkolnym pikniku w parku niedaleko domu. Chciała pójść po loda. Rozmawiałam z jej nauczycielką i pozwoliłam jej pójść samej. Wszędzie pełno było dzieci i dorosłych, a stoisko z lodami znajdowało się bardzo blisko. Myślałam, że jest bezpieczna. Nie była.
– Na litość boską, jaka w tym pani wina? – spytał szorstko.
– Powinnam z nią pójść. Fraser ją zabił, ale to ja jej nie dopilnowałam.
– I przez wszystkie te lata nosi pani włosiennicę?
– Trudno jest nie mieć do siebie pretensji, kiedy popełnia się taki błąd.
– Dlaczego mi pani o tym opowiedziała? – spytał po chwili.
Dlaczego? Na ogół unikała rozmów o tamtym dniu, którego wspomnienie nadal było straszną, otwartą raną.
– Nie wiem. Zmusiłam pana, żeby mi pan opowiedział o swojej żonie. Chyba… Chyba było panu przykro. Przypuszczam, że w ten sposób wyrównałam rachunki.
– A pani ma obsesję na punkcie sprawiedliwości, co?
– Staram się, choć nie zawsze mi się udaje. Czasami zamykam oczy i chowam się w ciemności.
– Tak jak z Quinnem?
– Nie chowałam… – Kłamała. Nie chciała znać wszystkich szczegółów z życia Joego. Jego wizerunek był dla niej zbyt ważny. – Być może. Zazwyczaj tego nie robię.
– Wierzę.
– A Millicent Babcock? – spytała Eve. – Czy coś jej grozi, jeśli się okaże, że Joe zdobył od niej próbkę DNA?
– Nikomu nic by z tego nie przyszło. Żyje jeszcze ciotka Chadbourne’a i trzech jego bliskich krewnych. Nie mogą zamordować ich wszystkich bez wzbudzenia podejrzeń. Poza tym stuprocentowym dowodem jest tylko DNA Chadbourne’a. Jego siostrze przypuszczalnie nic nie grozi.
Przypuszczalnie.
Przypuszczalnie jej matka jest bezpieczna. Przypuszczalnie Gary’emu nic się nie stanie. Przypuszczalnie Millicent Babcock nie zginie.
Przypuszczalnie to za mało.
Eve zamknęła oczy. Niech to wystarczy. Niech nikt więcej nie umiera.
Waszyngton 23.05
– Pan Fiske? – Lisa schyliła się do okna samochodu i uśmiechnęła. – Mogę wsiąść? Nie chcę stać na widoku.
Fiske rozejrzał się i wzruszył ramionami.
– Mnie się wydaje, że tu jest dość pusto.
– Dlatego wybrałam to miejsce. W tej okolicy wszystkie biura federalne zamykają o piątej. – Lisa usiadła na miejscu obok kierowcy i zamknęła drzwi. – Rozumie pan, że nie mogę ryzykować. Ludzie często rozpoznają mnie na ulicy.
To prawda, gdy tylko zsunęła z głowy obramowany aksamitem kaptur brązowej peleryny, Fiske natychmiast ją poznał.
– To naprawdę pani. Nie byłem pewien…
– Był pan na tyle pewien, żeby wskoczyć do samolotu i przylecieć do Waszyngtonu na spotkanie.
– Zaciekawiła mnie pani swoją propozycją, która, jak pani sama powiedziała, miała mnie zaintrygować. Zawsze jestem zainteresowany poprawą swej pozycji.
– Poza tym pochlebiło panu to, że skontaktowałam się z panem bezpośrednio, pomijając Timwicka, prawda?
– Nie. – Zarozumiała dziwka myślała, że Fiske wpadnie w zachwyt, bo dzwoni do niego żona prezydenta. – Dla mnie jest pani taką samą osobą jak inni. To nie ja pani potrzebuję, lecz pani potrzebuje mnie. Dlatego pani tu jest.
– Ma pan rację – odparła z uśmiechem. – Doceniam pański wyjątkowy wręcz talent i zdolności. Mówiłam Timwickowi, że genialnie rozwiązał pan sprawę Barrett House. Niestety Timwick nie jest tak sprawny – dodała po chwili – a ostatnio postępuje nerwowo i irracjonalnie. Rozczarował mnie. Wie pan z pewnością, że do tej pory wykonywał wyłącznie moje rozkazy?
– A nie prezydenta?
– Na pewno nie prezydenta. Prezydent nie ma z tym nic wspólnego.
Fiske poczuł się zawiedziony. Myślał, że będzie pracował dla najważniejszego człowieka w wolnym świecie.
– Powinienem zatem zażądać więcej pieniędzy.
– Dlaczego?
– Jeśli prezydent nie wie o pani poczynaniach, jest potencjalnym zagrożeniem. Gdyby brał w tym udział, mógłby mnie chronić. Pani nic nie może.
– Szuka pan ochrony, Fiske? Nie sądzę. Czytałam pańskie akta i wiem, że nie to jest dla pana najważniejsze. Nie jest pan człowiekiem, który liczy na innych.
Spojrzał na nią z nagłym zainteresowaniem. Sprytna.
– Pieniądze są ochroną.
– Pańskie honoraria są ogromne. Przypuszczalnie ma pan tyle pieniędzy w szwajcarskich bankach, żeby żyć jak król przez resztę życia.
– Zapracowałem na swoje honoraria.
– Oczywiście. Zwracam tylko uwagę, że już dawno mógł się pan wybrać na zawodową emeryturę. Dlaczego zatem ryzykuje pan życie i robi to, co robi?
– Pieniędzy nigdy nie jest za dużo.
– Nie. Pan to po prostu lubi. Ryzyko, grę. Im trudniejsza gra, im większe ryzyko, tym lepiej, tym większą czuje pan satysfakcję z wykonania zadania, którego nikt inny nie potrafiłby wykonać. Najtrudniej jest popełnić morderstwo i nie dać się złapać, prawda? To jest najwyższe wyzwanie.
O kurczę, chyba jest trochę za sprytna.
– Może – powiedział ostrożnie.
– Niech pan nie będzie taki skromny. Wszyscy mamy własne plany na życie. Moim zdaniem pańska filozofia jest całkowicie rozsądna i w dodatku doskonale odpowiada moim potrzebom. Dlatego pana wybrałam.
– Pani mnie wybrała? Nic podobnego. Wybrał mnie Timwick.
– Timwick zaproponował mi kilka osób i uważa, że razem dokonaliśmy wyboru. To ja pana wybrałam, Fiske. Wiedziałam, że jest pan odpowiednim człowiekiem. Człowiekiem, który mnie potrzebuje – dodała z uśmiechem.
– Nikogo nie potrzebuję.
– Ależ tak. Tylko ja mogę podnieść panu poprzeczkę, uczynić grę trudniejszą. Ja mogę panu dać zadanie, jakiego pan jeszcze nigdy nie wykonywał. Czyż nie jest to ekscytujące?
Fiske milczał.
– Pewno, że jest – odpowiedziała za niego Lisa. – Na pewno ma pan dość pracy dla Timwicka. Lubi pan posunięcia, które są wynikiem zdecydowanego i logicznego myślenia. Ja nie będę truć panu za uszami.
– Pozbywa się pani Timwicka?
– Chciałabym, żeby pojechał pan do Atlanty i sprawdził Kesslera. Na pozór będzie pan słuchał Timwicka, ale odpowiadał wyłącznie przede mną.
– Łatwiej mógłbym się zdecydować, gdybym wiedział, o co chodzi.
Читать дальше