– Jestem waszym gorylem – poprawił ją Pilton i skłonił się grzecznie Sandrze. – Witam panią.
– Nie grzeszy pan posturą – stwierdziła Margaret. – Co zresztą nie przeszkadza. Ja też wolę małych. Gdybym jednak wcześniej pana zobaczyła, poprosiłabym o kogoś innego. Wysocy i silni mają swoje zalety. Choć podobno ma pan doskonałą opinię.
– Dziękuję.
Samochód ruszył.
– Dokąd jedziemy? – powtórzyła Sandra. – Czy tu też nie możemy rozmawiać?
– Samochód jest w porządku. Należy do firmy ochroniarskiej, ale na moją prośbę Pilton sprawdził, czy nie ma w nim podsłuchu. Jedziemy na promenadę.
– Na promenadę?
– Na promenadę North Lakę. Tam, na wszelki wypadek, zmienimy samochód. Wejdziemy jednymi drzwiami, wyjdziemy drugimi.
– A potem?
– Nad jezioro Lanier. Wynajęłam mały domek. Będzie tam pani dobrze i bezpiecznie.
Jezioro Lanier. Mieliśmy zamiar wybrać się tam z Ronem na Święto Pracy – pomyślała w zadumie Sandra. Mówił, że zatrzymają się w hotelu na Pine Island. Ron nie był zwolennikiem odpoczynku na łonie natury. Ona, w gruncie rzeczy, też nie. Mimo różnic mieli ze sobą wiele wspólnego.
– Coś się stało? – spytała Margaret, przyglądając jej się uważnie.
– Nie. To wszystko wydaje mi się jakimś złym snem.
– Mnie również – przyznała Margaret, ściskając dłoń Sandry. – Proszę się nie martwić. Razem damy sobie radę.
– Chyba nas śledzą – powiedział Pilton. Sandra zesztywniała i obejrzała się do tyłu.
– Gdzie?
– Ciemnoniebieski mercury.
– Jest pan pewien?
– Niech się pani nie przejmuje. Tego się spodziewaliśmy. Zgubimy ich na promenadzie.
Ktoś ich śledził. Ktoś, kto chce jej zrobić krzywdę – pomyślała Sandra i zadrżała. Po raz pierwszy groźba stała się realna.
Fiske obserwował samochód, który zaparkował na wolnym miejscu przy promenadzie North Lakę. Trzy osoby szybko weszły do środka południowym wejściem. Nie zamierzał się zatrzymywać. Postanowił, że objedzie promenadę i sprawdzi, czy wyjdą z drugiej strony.
Nie było to pewne, bo było kilka wejść i wyjść, ale Fiske się nie martwił. Jego ulubione urządzenie podsłuchowe sprawdziło się po raz kolejny. Wiedział, dokąd się wybierają, choć Margaret Wilson mogłaby dokładniej określić cel ich podróży. Na ogromnym terenie nad jeziorem Lanier było tysiące domków do wynajęcia.
Powinien od razu zabrać się za szukanie. Wyjął z ucha elektroniczną słuchawkę i wystukał na komórce numer Timwicka.
– Zabierają matkę Duncan do wynajętego domu nad jeziorem Lanier. Dom wynajęła Margaret Wilson, przypuszczalnie wczoraj lub dzisiaj. Muszę znać dokładny adres.
– Załatwione.
Timwick odłożył słuchawkę.
Fiske postanowił wynająć tymczasem pokój w hotelu i poczekać. Wszystko układało się bardzo dobrze. Wcześniej nie chciał wyjeżdżać z Atlanty, dopóki nie zakończył swoich spraw, ale teraz sytuacja rozwijała się obiecująco.
– W porządku – poinformowała Margaret Logana przez telefon. – Zmieniliśmy samochody i jesteśmy w drodze nad jezioro Lanier.
– Zadzwoń, jak dojedziecie na miejsce.
– Mówiłam ci, że wszystko jest w porządku. Pilton jest pewien, że już nas nikt nie śledzi.
– Pilton?
– Kierowca i goryl w jednej osobie. Chociaż nie jest chyba większy ode mnie.
– Nie szkodzi. Zawsze wybrałbym ciebie, a nie kogoś większego.
– Dlatego nie zwolniłam jeszcze Piltona. Dobra, zadzwonię później. Coś jeszcze?
– Nie pokazujcie się za bardzo.
„Wszystko w porządku” – powiedziała Margaret, a mimo to Logan odczuwał jakiś niepokój. Nie spodziewał się, że wywiezienie Sandry Duncan z domu pójdzie tak gładko.
Chyba że oni także chcieli jej się pozbyć z Atlanty. Łatwiej jest wykończyć kogoś, kto się ukrywa. Pod warunkiem, że go znajdą.
– Kazałem panu zostać z Eve – powiedział Quinn.
– A ona kazała panu pilnować Kesslera.
– Kessler już idzie.
– A ja jestem w odległości stu metrów od laboratorium.
– O sto metrów za daleko.
– Musiałem zadzwonić. Poza tym wydawało mi się, że Eve wolała, abym zostawił ją samą.
– Zupełnie jej się nie dziwię.
Nadeszła pora, żeby zasypać trochę dzielącą nas przepaść – pomyślał Logan.
– Ma pan rację. Eve ma prawo mnie nie lubić. Tak samo jak pan. Ale nie będzie mi pan rozkazywał. Jesteśmy w tej samej drużynie i zrobię wszystko, co będę mógł, pracując jednak razem z panem, a nie u pana.
– I nie przeciwko mnie, tak? Co jej pan o mnie powiedział?
– To, co musiałem, żeby bronić mojej pozycji. Zapewniam pana, że mówiłem samą prawdę.
– Według definicji Johna Logana.
– Chyba się pan domyśla. Wyobrażam sobie, że starannie ukrywał pan to przed nią od lat.
– Niech to szlag trafi!
– Uważam, iż miałem prawo się bronić. Pan stawał się trochę niebezpieczny. Załóżmy, że zawrzemy umowę. Pan będzie ze mną współpracował co najmniej chętnie, a ja nie będę wspominał przy Eve o pańskim drugim wcieleniu.
– Odpieprz się pan – powiedział po chwili Joe.
Ominął Logana i wszedł do budynku.
Logan odetchnął. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że wstrzymywał oddech. Spotkał w życiu wielu niebezpiecznych mężczyzn, Quinn był jednak mistrzem. To dziwne, że Eve sama na to nie wpadła.
A może i nie tak bardzo dziwne. Quinn był jej obrońcą, człowiekiem, który uratował jej życie i na którym mogła stale polegać.
Trudno jest widzieć w jednej osobie zbawcę i zabójcę.
Uniwersytet Stanowy w Kennesaw
– Jak idzie? – spytał Logan, przykucając przy krześle Eve. – Ma pani wolną chwilkę?
– Nie, nie mam. Zbyt wiele czasu zabrało mi przygotowanie całej aparatury – odparła, ustawiając kamerę. – Dopiero zaczęłam.
– Margaret dzwoniła z Lanier. Mam ich numer telefonu. Myślałem, że zechce pani porozmawiać z matką.
– Czemu pan od razu nie mówił? Pewnie, że chcę. Logan wystukał numer i podał Eve swój telefon.
– Jak się czujesz, mamo?
– Jestem zmęczona. Denerwuję się o ciebie. O siebie też. Poza tym wszystko świetnie. Kiedy to się skończy, Eve?
– Nie mam pojęcia. Jaki jest ten domek?
– Ładny. Nad wodą. Fantastyczny widok.
Pochwały Sandry nie brzmiały jednak zbyt przekonująco. Trudno jej się dziwić – pomyślała Eve. Została nagle wyrwana z wygodnego i przyjemnego życia, na które sobie zasłużyła.
– Spróbuj się rozluźnić i odpocząć. Masz coś do czytania?
Margaret przywiozła parę kryminałów, ale wiesz, że marna ze mnie czytelniczka. Jest tu duży telewizor. Myślisz, że mogłabym zadzwonić do Rona? Nie powiem mu, skąd dzwonię.
– Nie, nie rób tego, mamo. Naprawdę. Postaram się, żebyś za kilka dni mogła wrócić do domu.
– Dobrze – zgodziła się Sandra przygaszonym głosem. – Czuję się trochę samotna. Ale to nic. Uważaj na siebie.
– Obiecuję. Dobranoc, mamo. Będę do ciebie dzwonić codziennie.
Eve oddała telefon Loganowi.
– Dzięki. Teraz mi lepiej.
– O to mi chodziło. Jak się czuje pani matka?
– Jest przygnębiona. Chce wrócić do swojego życia – powiedziała Eve, wpatrując się tępo w monitor. – Zasłużyła sobie na dobre życie. Po ciężkich czasach wreszcie trochę jej się poprawiło. Spotkała kogoś, na kim jej zależy. Matka zawsze lubiła żyć wśród ludzi.
– A pani nie?
Eve wzruszyła ramionami.
Читать дальше