– I to wszystko zrobiła w pięć minut?
– W trzy.
Brakuje ludzi w wywiadzie. Wciąż brakuje. Dlatego dowódca specgrupy Szyrmanow musi przyklejać sobie wąsy. Po spotkaniu odlepia wąsy i melduje Chołowanowowi:
– Kapitan Kabaława, komendant specpociągu towarzysza Berii donosi, że towarzysz Beria nie rozumie, co się wydarzyło nad jeziorem Seliger. Podobnie Zawieniagin i Seriebriański. Wszyscy są przekonani, że to sprawka Mazura, który zabija wzrokiem.
– Dobra, to na dziś wszystko.
Rankiem Gryf odbył spotkanie ze swoim nowym agentem Seriebriańskim. Meldował dokładnie to samo, co do joty. Dobrze, jeżeli informacje z różnych źródeł się pokrywają.
Dyrektrzy skończyli robotę dobrze po północy. Chyba nigdy tak się nie uchetali. W Moskwie taka akcja ma nawet nazwę: niedziela czynu partyjnego. Zdarzało się, że nawet towarzysz Lenin osobiście dźwigał polano po Kremlu. Co z tego, że nadmuchane.
No i co, lwy finansjery? Zmęczeni? To z braku wprawy. Ale na sercu radośniej. Lubi człowiek po robocie usiąść sobie, choćby na podłodze, wywalić jęzor jak zgoniony pies i popodziwiać własne dzieło.
A jest co podziwiać.
Koło północy zaniepokojone małżonki dyrektorów spotkały się w westybulu banku. Nigdy nie widziały u swoich mężów takiego zamiłowania do pracy. Wewnątrz cały bank wypucowany na sto dwa: wszystko lśni i błyszczy. Ktoś przywiózł beczułkę hiszpańskiego piwa San Miguel – znaczy się święty Michał. Nikt nie ma ochoty wracać do domu. Wypili jak kumple, żal tylko, że nie ma nic na ząb.
– Senortta Anastasia, gdzie pani mieszka?
– Nigdzie.
– Jak to nigdzie?
– Gdzie popadnie: na plaży, na kamyczkach. Dyrektorzy naradzili się przed wyjściem. Uznali, że z Balericas i tak nie ma czego ukraść, a poza tym senorita nie wygląda na taką, co by miała chrapkę na kancelaryjne biurko.
– Senorita Anastasia, dyrektor generalny ma na zapleczu, za swoim gabinetem, mały pokoik. Stoi tam skórzana kanapa. Jeżeli nie boi się pani zostać tu sama na noc…
Frau Bertina wezwała Rudiego do gabinetu. Późnym wieczorem. Gdy wszyscy spali. Przepuściła ucznia przodem, przekręciła klucz w drzwiach.
– Podejdź do mnie. Zbliżył się.
– Jesteś niedobrym chłopcem, Rudi. Piszesz z błędami. Nadstaw rękę.
Nadstawił.
Przymknęła z rozkoszą powieki. Na jej ustach błąkał się tajemniczy uśmiech rozpustnej Giocondy. Frau nabrała zamachu, zdzieliła go linijką w rękę i z jej piersi dobył się namiętny jęk:
– A-a-ch!
Gryfowi nieraz przychodzą do głowy rozmaite pomysły.
– Towarzyszu Stalin, próby z bronią SA pomyślnie dobiegły końca. Podczas likwidacji celu ćwiczebnego czołowi liderzy NKWD przebywali w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Ani jeden z nich nie zrozumiał, co się naprawdę wydarzyło. Dlatego broni SA można używać do zadań bojowych, nie obawiając się, że policje obcych państw wpadną na jej trop. Naturalnie, pod warunkiem, że ktoś nie zdradzi…
Stalin podniósł te swoje tygrysie oczy.
– Kto mógłby zdradzić?
– Towarzyszu Stalin, o istnieniu broni SA wie bardzo ograniczony krąg ludzi. Jednego z nich trudno uznać za waszego sprzymierzeńca. Mam na myśli Jeżowa. To on podsunął pomysł…
Stalin przeszedł się po gabinecie. Wystukał popiół z fajki. Kiwnął:
– Miałem zamiar pozwolić mu pochodzić jeszcze parę miesięcy. Aresztowania Jeżowa nie wolno powierzać towarzyszowi Berii. Jeżów ze swoją tajemnicą nie ma prawa dostać się w ręce NKWD. Towarzyszu Chołowanow, zajmijcie się tym.
Gryf zapewnił, że tylko jeden człowiek może zdradzić tajemnicę SA. Teraz ugryzł się w język: w istocie jest ich dwoje. Przecież Feniks też zna sekret systemu. A Feniks wyłamał się spod kontroli. Tajemnica broni SA jest zagrożona. Dlatego następna w kolejności jest właśnie ona…
Straszliwy ból przeszył dłoń. Rudi zagryzł wargę. Nie wiedział, dlaczego nie wolno mu krzyczeć. Po prostu: tak postanowił.
Nastia usnęła tak, jak zawsze: momentalnie wpadła w otchłań. Przed jej oczami zachrobotał ciężkim łańcuchem straszny bury wilczur, nie wiedzieć czemu bardzo podobny do Saszy-Gryfa. A ona, Nastia, puszysty biały pies, kąsała go zapamiętale, domagając się miłości. I dawał jej miłość. Dawał jej dużo miłości.
Krzycz – szepnęła. – Krzycz.
Ból ponownie przeszył go aż do pięt. Przygasła zielona lampa pod sufitem. Nie wiedział, na jak długo.
Najpierw poczuł policzek na szorstkim dywanie. Potem ucho i lewe oko. Zamrugał.
Jej szczupłe palce pianistki delikatnie ujęły i odwróciły jego dłoń:
– Rudi, teraz naprawdę będzie bardzo bolało. Krzycz.
Chciał zobaczyć wzniesioną pod sufit linijkę. Szukał jej wzrokiem. Ale zamiast linijki zobaczył jej oczy.
Rankiem szerokie ludowe masy runęły do centrali banku Balericas.
W świecie bankowości najważniejsze są dwa czynniki: zaufanie klienta i wiara w cuda. Nie, lud hiszpański nie wpłaca pieniędzy na konta Balericas: sakiewki dawno już są puste, od sześciu miesięcy nie wypłacono poborów. A mimo to ludzie tłoczą się wokół banku. I zaglądają do środka: a gdzie jest ona?
A ona tymczasem śpi na skórzanej dyrektorskiej sofie, za ciężką zasłoną, która chroni ją przed promieniami hiszpańskiego słońca za lśniącymi szybami. Przez sen obejmuje poduszkę i szepce niezrozumiałe słowa. Nikt jej nie niepokoi. Odsypia wiele tygodni nużących zajęć z czarodziejem, noc na kamienistej plaży, trudne dni tułaczki po spalonym słońcem mieście.
Obudziła się pod wieczór i długo nie mogła zrozumieć, gdzie rzucił ją los. Potem usiadła na kanapie. Przeciągnęła się i słodko ziewnęła. Przypomniała sobie strzępy snów, później cały wczorajszy dzień. Spostrzegła, że w pokoju wypoczynkowym dyrektora nie zdążyli wszystkiego posprzątać: w koszu na śmieci nadal leżały jakieś papierzyska.
Podsunęła kosz. Listy. Wczoraj wyrzucono całą tonę listów o podobnej treści: „Wielce szanowny Senor! Trzy lata temu mieliśmy przyjemność udostępnić Panu linię kredytową na łączną kwotę… Seńor zgodzi się bez wątpienia, że czas rozważyć zasady spłaty…”. Do niedawna bank rozsyłał takie listy wagonami. Teraz przestał, nie ma pieniędzy na korespondencję. Dlatego Balericas TS już nie rozsyła upomnień swoim wierzycielom.
Nastia rozprostowała wymiętą kartkę. Przeczytała raz jeszcze.
I doznała olśnienia.
Podobno nazwa wiele mówi. To nieprawda. Nazwa mówi wszystko. Dobre restauracje nazywają się skromnie, na przykład „Jar” albo „Maxim”. Ale kiedy neon nad wejściem kusi, jak w bajce: „Złota Jaskinia”, „Monte Carlo”, „Los Angeles” – wtedy możecie sobie spokojnie darować. To śmierdząca spelunka. Gastronomiczna mina.
No ale gdzie, jak nie w takiej właśnie melinie miałby się spotykać kwiat byłej rosyjskiej gwardii carskiej? Oczywiście, że w „El Dorado” na ulicy Saint-Denis.
Oceniono wypracowania na temat „Jak podporządkować sobie sto milionów wolnych obywateli”. Referuje Chołowanow. Pięciuset dwudziestu trzech autorów i autorek poradziło sobie z tematem. Wypracowanie po raz kolejny wykazało systematyczny wzrost poziomu… Zgłoszono wiele interesujących inicjatyw, które zostaną wprowadzone w życie.
Читать дальше