W stalinowskiej poczekalni antyszambruje młody konstruktor lotniczy: w szerokiej klapie marynarki w pasy ma wpięty Order Lenina. Jeden order. Jest też były zastępca ludowego komisarza przemysłu obronnego. Bez orderów. Na audiencję u towarzysza Stalina przywłekli go wprost z Amurłagu. Siedzi w fufajce. Przyleciał z Chołowanowem „Stalinowskim Szlakiem”. W czasie lotu byłego zastępcę narkoma karmiono ananasami i perliczkami, bowiem na pokładzie „Stalinowskiego Szlaku” każdy pasażer otrzymuje taką samą rację. Bez różnicy – zastępca narkoma, czy były zastępca.
Jak już powiedzieliśmy, ten jest bez orderów. Na piersi mieszkańca Amurłagu zamiast odznaczeń widnieją wielocyfrowe numery. I na plecach. Zmienił się nie do poznania. W ogóle trzeba powiedzieć, że lokatorzy Amurłagu nadzwyczaj szybko zrzucają wagę i dawną powierzchowność. Były zastępca ludowego komisarza przemysłu obronnego w niczym nie przypomina dawnego siebie. Więc pozostali interesanci go nie poznają. Wyglądają przez okno, albo uważnie analizują spękania na kremlowskich murach. Naprawdę trudno poznać byłego możnowładcę, który żelazną ręką dowodził gigantycznymi fabrykami od Woroneża po Komsomolsk. Gęsia szyja ze sterczącym jabłkiem Adama, ogolony czerep i uszy odstające jak u dzbanka.
Poza nimi siedzi w poczekalni wąsaty komandarm. Na piersi cztery Ordery Czerwonego Sztandaru. Jeden na drugim. I Order Lenina, sztuk jeden.
Niespodziewanie z gabinetu Stalina wyprysnęła filigranowa fryga. Chuchro przepasane pasem oficerskim. Dwa Leniny na piersi biją po oczach złotem i platyną. Polarnica z wypraw za koło podbiegunowe, albo szpiegówa z wrogiego obozu.
Wszyscy trzej powiedli za nią wzrokiem: ostra babka!
Towarzyszu Stalin, jakie polecenia odnośnie grupy hiszpańskiej?
– Feniks zostaje wyłączona ze składu. Nie ma tam nic do roboty. Macie ją szkolić indywidualnym tokiem. Odpowiedzialny za szkolenie będzie Mazur, natomiast wy, Chołowanow, od tej chwili osobiście odpowiadacie za dyslokację agenturalną.
– Tak jest.
– Grupie hiszpańskiej dajcie trzy dni luzu. Dopilnujcie, żeby wszystkie wypoczęły. Nie potrzebuję zajeżdżonych kobył. Zresztą wam też, towarzyszu Chołowanow, przydałoby się więcej snu. Według moich informacji nie stosujecie się do rozkazu, nie odsypiacie przepisowych czterech godzin na dobę. Taka gorliwości zamiast pomagać powoduje spadek wydajności pracy. Rozkazuję odpocząć.
– Tak jest. Rozkaz odpocząć.
– Po trzydniowym wypoczynku kontynuować szkolenie grupy hiszpańskiej według wariantu „B”. Zezwalam na ujawnienie grupie hiszpańskiej celu szkolenia. Nie mówić, oczywiście, że to wariant „B”.
Witaj, Feniks. Jestem czarodziejem. Będziesz moją uczennicą. – Jak się masz, czarodzieju.
Nasuwa się zrozumiałe pytanie: czy Komitet Centralny Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) ma prawo mianować kogoś na stanowisko hiszpańskiej infantki?
Muszę w tym momencie wyznać całą prawdę: Komitet Centralny Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) ma prawo mianować na każde stanowisko.
Powiem od razu, Feniks: byłem przeciwny twojej kandydaturze. Uważam, że jesteś bez wątpienia najlepsza, ale królowa hiszpańska z ciebie i tak nie wyjdzie. Jednak towarzysz Stalin jest innego zdania. Towarzysz Stalin polecił cię szkolić. Wypełnię jego wolę i postaram się w jak najkrótszym czasie nauczyć cię jak najwięcej. O jednym musisz pamiętać: jeżeli chcesz osiągnąć sukces, nie naśladuj nikogo. Można i trzeba uczyć się od innych. Ale nie wolno ich naśladować. Poeta, który usłyszy, że jego wiersze są równie dobre, jak wiersze Puszkina, nie powinien brać tego za komplement. Przeciwnie – powinien uważać to za obelgę. Bo to znaczy, że Puszkin jest numer jeden, a nasz poeta jest dopiero drugi. Co z tego, że tuż za Puszkinem? Lepiej być pierwszym Puszkinem, niż drugim Puszkinem. Pamiętaj, Feniks: masz być pierwsza! Dlatego trzeba szukać własnej drogi. Ścieżki Kopernika, Gogola, Forda, Magellana czy Ajwazowskiego wiodły do sukcesu tylko dlatego, że nikt wcześniej nimi nie chadzał. Każdy, kto podąży tamtędy jako drugi, trzeci czy setny, będzie już tylko naśladowcą. Sukces leży na szlakach, których nikt dotąd nie wydeptał. Dlatego wymagam od ciebie tylko jednej rzeczy: szukaj własnej drogi. Indywidualnej. Cokolwiek robisz, zawsze staraj się znaleźć swój styl, właściwe dla siebie podejście. Dostrzegam w tobie tę cechę charakteru. Zawsze starasz się unikać schematów. Postaraj się zachować tę zaletę. Twoja profesja to wywiad, to przejęcie i utrzymanie władzy. Staraj się to robić po swojemu. Szukaj własnych dróg, żeby nikt nigdy nie próbował cię z kimkolwiek porównywać, żeby wszyscy wiedzieli: jest pierwsza na tej drodze. Niech inni ciebie naśladują…
Bardzo łatwo to osiągnąć. Po prostu trzeba zawsze być sobą. Trzeba nauczyć się cenić własną wyjątkowość. Ty jesteś wyjątkowa. Wyjątkowa, jak… – zamilkł na chwilę, szukając właściwego słowa. – Jak śnieżynka.
Gryf ma na sobie jedwabną rubaszkę w kolorze szkarłatu. Jak policzki, zmarznięte na mrozie. Otrzepał buty, wkroczył do izby.
W piecu wesoło trzaskają sosnowe polana. Za oknem zacina lodowaty deszcz ze śniegiem. Wyje wichura. Wczesny zmierzch kryje tajgę.
– Macie tu kajety. Mówię od razu: za wypracowanie „Gdybym była carycą” każda dostała ocenę bardzo dobrą.
Dziewczyny rzucają się ku niemu, pomagają ściągnąć kompletnie przemoczony płaszcz. Wszystkie naraz. Każda chce pomóc, choćby przez moment być blisko, móc strzepnąć pyłek kurzu z rubaszki.
– Dobra już, dzięki. Siadajcie tu, bliżej paleniska. Opowiem wam teraz, dziewczyny, coś superciekawego.
Na placu dworcowym niesamowity tłok i ścisk. Co rusz zajeżdżają tramwaje, zgrzytają na zakrętach, dudnią, piszczą hamulcami, rzucają spod kół snopy iskier, brzęczą dzwonkami jak oszalałe. W każdym wagonie ludzie sprasowani jak szprotki w puszkach – w oleju, w sosie pomidorowym i w sosie własnym. Wisi lud moskiewski na wszystkich stopniach jak kiście winogron. Tory splątane w jeden wielki kłąb, suną przez nie w poprzek samochody i zwarty tłum ludzi.
Pasażerowie przyjeżdżają i odjeżdżają. Tragarze bluźnią, targając w każdej ręce po trzy walizki i po dwa worki przerzucone na każdym ramieniu. Knajacy rżną na harmoniach. Dzieci płaczą. Zwalista handlara w brudnym podartym fartuchu zachwala gumowe paszteciki. Dworcowy kot kręci wąsem, zachwycony tym rozgardiaszem. Kolejowe prostytutki rozwijają szyk, jak flotylla wielorybników w Cieśninie Beringa. Krążą kieszonkowcy.
Inżynier w okularach. Z teczką. Przybył wygłosić referat o tym, jak Rajczichłag przekracza normy produkcyjne. Komsomolcy z ochotniczych hufców pracy jadą w tajgę na brygadzistów w zonie. Razem z nimi tłum nieuków-entuzjastów z komsomolskimi skierowaniami wali objąć zaszczytne funkcje lagrowych nadzorców lub strażników na Bajkalsko-Amurskiej Magistrali. Brzęczą gitary, na peronie pląsają dziewczyny w chustkach na głowach.
Idź, Nastiu, do milicjanta, poproś żeby ci dał pistolet.
Nastia poszła.
– Daj pistolet!
Towarzyszu Stalin, wszystkie próby systemu SA zostały pomyślnie zakończone.
– Doskonale. Jesteście pewni, że kiedy z czterech kilometrów gruchniemy wrogowi w głowę, to świadkowie nie zorientują się, co się stało?
– Nikt się nie zorientuje.
Читать дальше