– Z opowieści Miriam mogłabym sądzić, że…
– Miriam! – Po raz pierwszy wyczuła w jego głosie zniecierpliwienie. – Wtedy to nie było z naszej winy. No, prawie. Pewnego dnia przyszedł pracownik jugosłowiańskiego przedstawicielstwa i zaproponował, że może odsprzedać alkohol kupiony bez cła w sklepie dla dyplomatów. Wtedy w Izraelu nie było jeszcze takiego wyboru alkoholi. Stanęła umowa, że zyskami podzielimy się po połowie. Cały układ działał bez zarzutu prawie rok i wszyscy byli zadowoleni – jugosłowiański dyplomata, my i klienci. Rzecz się wydała, kiedy raz sprzedał nam rieslinga w glinianych butelkach. Doszło do zatrucia ołowiem. Dwie osoby trafiły do szpitala i wszczęto przeciw nam postępowanie. Lubicz postanowił skorzystać z pomocy prawnej i zwrócił się do kancelarii Adler, Awraham i Brill. Tam pracował Hornsztyk. Był wtedy młodym adwokatem, dopiero co ukończył aplikację. Udało mu się wyciągnąć Lubicza z tego bagna i zdobyć rękę jego pięknej córki, niech spoczywa w pokoju.
– Jak zdołał wyciszyć całą aferę?
– Niczego nie wyciszał. Co tu jest do wyciszania? Gdzie? Kogo to w ogóle interesuje?
– Tych, którzy się zatruli. Co się z nimi stało?
– Jeden się wylizał, a drugi ma uszkodzoną nerkę.
Goldner podszedł do lodówki, wyciągnął butelkę wódki, nalał sobie następny kieliszek i z powrotem usadowił się na stosie skrzynek. Lizzi siedziała cicho, czekając, aż się uspokoi.
Przed sklepem zatrzymał się samochód. Goldner zerwał się na nogi i zaczął ładować do bagażnika skrzynki z alkoholem, które dotąd służyły mu za miejsce do siedzenia. Kierowca niecierpliwił się, gotów odjechać, ale Goldner uparł się wystawić rachunek i kwit.
– W sprawach finansowych bardzo uważam – powiedział po odjeździe klienta.
– Pomylił pan się kiedyś?
– Ja? Uchowaj Boże! Z reguły nawet nie zajmuję się rachunkami. W ogóle się na tym nie znam, muszę przyznać. To sprawa Aszbela. To przez to ma wrzody żołądka. – Zaśmiał się.
– Co się stało z tym jugosłowiańskim dyplomatą?
– Aj, aj, aj! Nie będziesz składał fałszywego świadectwa! Udało się pani zrobić ze mnie plotkarza. Bez urazy. Sam gadałem.
Wpatrywał się w pusty kieliszek, który cały czas trzymał w ręku. Wódka zaczęła już na niego działać i Lizzi zastanawiała się, w jakim stanie dotrze pod koniec dnia do domu. Czy wybrał tę pracę, bo dawała mu możliwość napicia się, czy przeciwnie – to ona go zmieniła.
– Tak czy owak, moja droga, co ma być, to będzie. Nie spotkałaś mnie i nie rozmawiałaś ze mną.
Goldner ma córki, które trzeba wydać za mąż.
Najmądrzejszy człowiek na świecie, znany nam już Hornsztyk, dzięki swojemu sprytowi zamienił pozew o odszkodowanie w incydent dyplomatyczny, który szybko wyciszono. Stworzył wrażenie, że oto z powodu tego zatrutego wina grozi nam wybuch trzeciej wojny światowej. Naprawdę! W takiej atmosferze się to odbywało. Włączyło się Ministerstwo Spraw Zagranicznych, dyplomata został usunięty, chorzy zyskali opiekę lekarską i dla dobra ojczyzny nabrali wody w usta, a dzielny Hornsztyk nie tylko zdobył rękę księżniczki, ale i dziesięć procent dochodów Lubiczów.
– Czy to złości Aszbela i Miriam?
– Co to znaczy „złości”? Nie złości! To pieniądze Lubicza, a on, póki żyje, może z nimi zrobić, co zechce, nie?
Zadzwonił telefon i Goldner ryknął do słuchawki: „Firma Lubicz, słucham!”, natychmiast jednak ściszył głos, mówiąc „tak”, „nie”, „w porządku”.
– Pan Lubicz? – spytała Lizzi, kiedy odłożył słuchawkę.
– Tak.
Jego ożywienie nagle wyparowało. Zaczął porządkować sklep, przenosić skrzynki, napełniać pudełka. W pomieszczeniu unosił się duch właściciela.
– Czy Hornsztyk dziedziczy po żonie?
– Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Nie należę do rodziny. Według prawa powinien. Mąż dziedziczy po żonie, prawda?
– Aszbel i Miriam nie lubią Hornsztyka.
– Zarabia na tym interesie, nie wkładając żadnego wysiłku. Możliwe, że to drażni Aszbela. Poza tym szwagrowie nigdy się nie lubią, prawda? To skomplikowana sprawa, rodzina. Masz męża?
– Nie.
– Taka miła dziewczyna, dlaczego?
Lizzi uśmiechnęła się, onieśmielona. Już od wielu lat zadawała sobie to pytanie.
– Z Polski?
– Z Egiptu.
– Więc?
Wzruszyła ramionami i wstała z miejsca. Rozmowa zaczęła zmierzać w kierunku, który jej nie odpowiadał. Podziękowała Goldnerowi za sok i za rozmowę i pożegnała się. Stojąc w drzwiach, obróciła się jeszcze.
– Może przypadkiem pamięta pan nazwiska ludzi, którzy się zatruli?
– Nie pamiętam tego, co wyzdrowiał. Ten z uszkodzoną nerką nazywa się Pinchas Hornsztyk.
– W dupie mam choroby Hornsztyka, a ta historia o zatrutym rieslingu jest cholernie stara.
Lizzi nie lubiła takich wyrażeń i miała ochotę powiedzieć Arielemu, żeby się do niej grzeczniej zwracał, ale się nie odważyła.
– Jesteś tam jeszcze, Badihi?
– Tak.
– Zbieraj dalej informacje. Daj mi znać, kiedy odkryjesz naprawdę coś.
– Sędzia zamieszany w uciszenie przestępstwa, który dostaje za to odsetki, to chyba naprawdę coś.
– Nie masz żadnych dowodów. Chcesz nas wmieszać w sprawę o oszczerstwo?
– Co?
– Mowa o sędzi okręgowym!
Arieli trzasnął słuchawką i Lizzi poczuła się, jakby dostała w twarz. Była trzecia po południu. Kiedy wróciła do redakcji, poszła prosto do swojego pokoju i przesłuchała taśmę. Powtórzyła w myślach całą rozmowę z Goldnerem i usiadła, żeby napisać artykuł. Wiedziała, że ma dobrą historię, i rozmowa z Arielim ją zdenerwowała.
Dahan i Szibolet poszli godzinę temu na obiad i obiecali przynieść jej kanapki. Opustoszała redakcja wprawiała ją w przygnębienie. Z odległych biur dochodziły stłumione ludzkie głosy, z korytarza słychać było skrzypienie windy. Kiedy tamtych dwoje wróciło, Lizzi właśnie wkładała papiery do szuflady biurka.
– Wahaliśmy się między jajkiem na twardo a tuńczykiem, ale w końcu przeważyło jajko – oznajmiła Szlbolet. – Przynieśliśmy ci też puszkę soku.
– Dziękuję.
Lizzi była głodna. Bez słowa zjadła kanapkę.
– Lizzi, co się stało? – spytał Dahan.
– Arieli nie chce drukować mojego tekstu.
– Powiedział dlaczego?
– Boi się sprawy o zniesławienie.
– Żartujesz!
– Jestem śmiertelnie poważna.
– Wygląda na to, że trafiłaś na coś poważnego.
Lizzi spojrzała na niego zdziwiona. Oczywiście. Dahan ma rację. Przecież jej artykuł zawierał wszystkie składniki, jakimi powinien się odznaczać dobry tekst: intrygi, miłość, pieniądze, rodzinę. A jednak Arieli nie chciał go wydrukować, obawiając się grubszej afery. Przypomniała sobie teraz, że powiedział: „Zbieraj dalej informacje”.
Cholerny cham!
– No? Słońce znowu zaświeciło? – zapytał Dahan, obserwując grę zmiennych uczuć na jej twarzy.
– A co z moim ogrzewaczem wody?
– Obiecałem monterowi, że dam mu znać, kiedy będziesz w domu.
– Wcześnie rano. Ale dzień chcę ustalić z góry.
– Już do niego dzwonię.
– Dziękuję, mój drogi.
– Nie słyszałem tego od niej od pięciu lat – powiedział Dahan do Szibolet, po czym znów zwrócił się do Lizzi: – Znalazłaś moją karteczkę?
– Jaką karteczkę?
– Nowa premiera teatralna w Beer Szewie. Konferencja prasowa z reżyserem.
– Kiedy?
– O czwartej.
Читать дальше