Lizzi włożyła magnetofon do szuflady, zdjęła plastikowe kolczyki i poszła do łazienki. Zezłościło ją, że woda jest letnia. W zeszłym miesiącu wydała prawie jedną trzecią pensji na naprawy urządzeń ogrzewczych w budynku. Trudno. Pojutrze założą jej grzejnik i przynajmniej jeden problem w końcu zostanie rozwiązany.
„Intymny związek między zamordowaną a miejscowym pianistą”. Lizzi wpatrywała się w nagłówek „Dziennika”, jak gdyby za moment litery miały się zamienić w olbrzymie skorpiony i pożreć ją żywcem. Była tak zła, że znaki tańczyły jej przed oczami i nie mogła przeczytać całego artykułu. Ten wąż Adulam! Arieli i te jego rady!
Siedziała w swoim mieszkaniu i czekała na montera, który oczywiście nie przyszedł. Czy w ogóle jakikolwiek pracownik w tym kraju był w stanie zjawić się na czas? To nie Szwajcaria. Mała ziemia pionierów, wszystko improwizowane, zero porządku. Na pewno przyjdzie, może nie dzisiaj, ale w końcu przyjdzie, a ona będzie miła i zaproponuje mu coś do picia. On powie jej na próbę jakiś komplement, żeby sprawdzić, czy w ogóle jest o czym mówić. Ona zaś – doświadczona w takich sytuacjach – będzie starała się tak odpowiedzieć, żeby się nie obraził i jeszcze założył jej piecyk.
Dopiero o dziesiątej dotarła do redakcji. Szibolet powiedziała, że szuka jej inspektor Bencijon Koresz, a Dahan zapytał, co się stało.
– Wstałam o szóstej rano, żeby być gotowa na wizytę tego twojego montera, ale się nie doczekałam.
– Jak to, nie przyszedł? – Czuł się obrażony, jeśli rzeczywistość zaprzeczała stwierdzeniu: „Dahan wszystko załatwi”. Patrzył na nią wzrokiem wiernego spaniela, którego porzucił właściciel. Mało brakowało, a Lizzi zaczęłaby go naprawdę żałować.
– Jedno ci mogę obiecać. Już nigdy go nie zatrudnię.
Poszła do swojego pokoju i zadzwoniła do Benciego. Okazało się, że Jackie Danzig został przesłuchany i przyznał się do znajomości z Lizzi Badihi, z którą – jak wiadomo – przyszedł na przyjęcie do domu Hornsztyków.
– Prosił mnie, żebym się za nim wstawiła. Żebyś go nie bił.
– Dlaczegoż miałbym go bić?
– Nie mam pojęcia.
– To twój przyjaciel, Lizzi?
– Nienawidzę go.
– Był twoim chłopakiem?
– No wiesz!
– Był twoim chłopakiem?
– Nie.
– To dlaczego mówi, że między wami coś jest?
– Żebyś go nie bił.
– Nagrałaś rozmowę w „Niebieskim Pelikanie”?
– Tak.
– Przynieś mi taśmę.
– Chcę ją zatrzymać.
– Przyjdź do mnie do biura. Przegram sobie i zwrócę ci oryginał.
– W porządku.
„Biuro” inspektora Koresza stanowił betonowy pokoik dwa metry na trzy, podobny do więziennej celi. Dzielił go – przynajmniej oficjalnie – z Ilanem-Sergiem, jedynym człowiekiem w Beer Szewie, który gotów był przebywać z Bencim w jednym pomieszczeniu. Na szczęście dla nich obydwu Ilan chwalił sobie „pracę w terenie” i nienawidził siedzieć w biurze, Benci natomiast czuł się szczęśliwy, mogąc grzebać w papierach i słuchać nagrań.
Lizzi i Benci przesłuchali taśmę po raz trzeci. Oboje znali ją już na pamięć.
– Kto przekazał informacje Beniemu Adulamowi? – spytała Lizzi, kiedy Benci wyłączył magnetofon.
– Jackie Danzig – odpowiedział Benci. – Doszedł do wniosku, że prasa może obronić go przed policją. W końcu mowa tu o sędzi, a policję łączą bardzo delikatne stosunki z sądem okręgowym. Naturalne więc, że stanie po stronie sędziego, który w tym przypadku jest także poszkodowanym. Jedyna szansa dla kogoś takiego jak Danzig to przedstawić Aleksandrę Hornsztyk w zupełnie nowym, niepochlebnym świetle, zanim policja do niego dotrze. Całkiem niegłupi ten Danzig.
– Spotkał się ze mną i jak tylko się rozstaliśmy, umówił się z Adulamem – stwierdziła Lizzi, rozżalona. Ukradziono jej sensację sprzed nosa.
– Bał się, że cię rozdrażnił swoimi wulgarnymi aluzjami i że ze mną nie porozmawiasz.
– Miał rację.
– Powinnaś była mi o tym opowiedzieć.
– Przecież opowiedziałam.
– Nie dzisiaj. Wczoraj!
Na tle innych śmiertelników Benci odznaczał się szczególnie zdrowymi płucami i silną przeponą. Kiedy prosił o sól, jego donośny głos wprawiał w drżenie szyby w mieszkaniu. Ktoś, kto go nie znał, mógł pomyśleć, że cały czas się złości. Lizzi próbowała sobie wyobrazić, jak wyglądałoby spotkanie Benciego z Arielim.
– Coś cię śmieszy?
– Słucham?
– O czym rozmawiałaś z Hornsztykiem?
– Kiedy?
– Na taśmie Jackie mówi, że rozmawiałaś z Hornsztykiem, a potem poszliście obejrzeć willę.
– Czy to oficjalne przesłuchanie?
– W tym miejscu każde słowo jest oficjalne.
– Poszłam na to przyjęcie, bo Dahan chciał umieścić w tekście markę fortepianu, na którym grał Jackie.
– Czy to zgodne z etyką dziennikarską?
– Nie.
Benci popatrzył na nią i oboje się uśmiechnęli.
– To przyjęcie mnie zdenerwowało. Wszystko było na złoto. Sędzia okręgowy stał w drzwiach i rozdawał fajerwerki, a Miriam upiła się i zaczęła obgadywać swoją siostrę. Postanowiłam wyjść, bo o trzeciej rano musiałam wstać, żeby jechać na przejście graniczne. Gospodarz oczywiście zapytał, dlaczego wychodzę, a ja spytałam, czemu nie bierze udziału we własnym przyjęciu. Kiedy zaproponował, że pokaże mi dom, nie odmówiłam. Przechodziliśmy z pokoju do pokoju, aż znaleźliśmy się w ogrodzie na tyłach. Nie chciałam wracać do środka, bo już wcześniej pożegnałam się z gośćmi. Powiedziałam mu „do widzenia”, poszłam ścieżką w kierunku bramy i pojechałam do domu.
– Która była wtedy godzina?
– Mniej więcej jedenasta.
– Po co chciał ci pokazać dom?
– Może też go znudziło przyjęcie.
– Wiedział, kim jesteś?
– Pamiętał, że przyszłam z pianistą, a ja się od razu przedstawiłam. Zawsze tak robię. Żeby ludzie potem nie mówili, że wyciągnęłam coś od nich podstępem, i tak dalej.
– Znał Danziga?
– Wydaje mi się, że tak. Wiedział, kim on jest. Zdziwił się, że wychodzę bez niego. Danzig twierdzi, że cała rodzina o nim wiedziała.
– Sprawdzimy to. Chcesz sok albo kawę?
– Kawę.
– Eliezer! Przynieś dwie kawy.
Benci oczywiście nie musiał korzystać z interkomu. Wystarczyło, że podniósł trochę głos. Lizzi pomyślała, że warto by zabezpieczyć okna taśmą uszczelniającą. Czekając na kawę, wpatrywali się w kasetę, jakby się spodziewali, że powie im coś jeszcze.
– Aleksandra Hornsztyk została zamordowana między jedenastą a pierwszą trzydzieści pięć. Siedziała na dworze, na ławeczce przy basenie. Od tej części ogrodu, w której odbywało się przyjęcie, oddzielały ją drzewa. Fakt, że szukano jej bezskutecznie.
– Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że została zabita. Na pewno szukali w sypialniach, w kuchni.
– Myślisz, że czekała tam na kogoś?
– To możliwe.
Drzwi otworzyły się ostrożnie i do pokoju wszedł Eliezer, niosąc blaszaną tackę, na której stały dwa duże kubki. Lizzi z trudem się powstrzymała, aby nie wstać i nie zacząć mu pomagać. Zawsze chciała wstawać i pomagać ludziom. Zwłaszcza tym niepozornym, którzy boją się patrzeć prosto w oczy i wyglądają jak Eliezer.
– Bił swoją żonę do nieprzytomności – powiedział Benci, kiedy Eliezer wyszedł. – Straciła słuch w jednym uchu. Powinnaś ją zobaczyć. Wielka, gruba, można pomyśleć, że z ich dwojga to ona jest brutalna. Za każdym razem składała skargę, zatrzymywali go, wracał do domu i bił ją od nowa. Miałem tego dosyć. Wziąłem go tutaj, niech będzie pod kontrolą. Tymczasem nabrał pewności siebie i zaczął się chwalić w mieście, że pracuje w policji i znalazł sobie dziewczynę. Teraz jego żona przychodzi się skarżyć, że zburzyłem jej życie rodzinne. Zrozum coś z tego.
Читать дальше