– Słuchasz mnie? – zapytał Benci.
– Tak – odpowiedziała Lizzi.
Przez ostatnie dwa lata sędziowie Taana Berger i Pinchas Hornsztyk siedzieli w jednym pokoju. Ich wzajemne stosunki były serdeczne, przyjacielskie i ograniczały się do spraw zawodowych, jak to bywa w przypadku osób pracujących w jednym pokoju. Wyświadczali sobie drobne przysługi: wrzucali listy do skrzynki, odbierali teczki z sekretariatu, udzielali informacji przez telefon. Czasami radzili się nawzajem w kwestiach prawnych. Mniej więcej raz do roku odwiedzali się w domach. W dniu przyjęcia Hornsztyk powiedział jej, że nazajutrz może trochę się spóźnić, gdyż zobowiązał się zrealizować czeki w banku. Poprosił, żeby zrobiła to za niego i wzięła czek bankowy. Taana Berger nie przywiązywała do tego większego znaczenia. Oczywiście, dlaczego nie? Zrobiła, o co prosił, a nawet przyniosła mu czek, kiedy przyszła do niego z kondolencjami. Dopiero potem zaczęło ją coś niepokoić. Dlaczego nie dał czeku swojej żonie albo komuś z rodziny? Albo dlaczego sprawa nie mogła poczekać kilku godzin, aż sędzia będzie wolny? Przecież kiedy jej przekazywał czeki, nie wiedział jeszcze, że jego żona zostanie zamordowana. Nie istniał żaden logiczny powód, dla którego właśnie ona miała to zrobić w niedzielę rano. Chyba żeby zaszła konieczność przedstawienia jakiegoś dokumentu, a w takim wypadku fakt, że była sędzią, nie powinien zaszkodzić. Wciąż wracała myślami do tych czeków. Prośba Hornsztyka nie do końca wydawała się jej przekonująca. Niepokój sędziny wzmógł się, kiedy przeczytała w gazecie o aresztowaniu Archimedesa Lewiego i o pieniądzach, które pożyczyła Aleksandra Hornsztyk.
Podczas gdy Taana Berger zadręczała się kwestią czeków, sierżant Szoszi siedziała w swoim biurze, badając podpis kobiety, która zrealizowała czeki w niedzielę rano. Sierżant miała fotograficzną pamięć. Była pewna, że widziała już wcześniej ten podpis, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie. Dzięki niezwykłemu zbiegowi okoliczności na policję dotarły wówczas dokumenty, które podpisała sędzina Berger. Koordynator śledztwa przekazał teczkę Szoszi, a ta aż podskoczyła z wrażenia. Zamiast jednak wykrzyknąć: „Eureka!”, jak to miała w zwyczaju, gdy udawało się jej rozwiązać szaradę, zacisnęła usta i opadła na krzesło, oniemiała. Potem poszła do pokoju Benciego i opowiedziała mu, co właśnie odkryła.
Benci uznał, że to go przerasta. Stwierdził, że należy zatrudnić w śledztwie najzdolniejszych pracowników, zarówno z wydziału zabójstw, jak i z wydziału fałszerstw. Dotychczas uważał Hornsztyka za ofiarę, ale teraz zaczął coś podejrzewać. Wtajemniczył w sprawę swojego przełożonego, Eliszę Karnafula, który ostrzegł go, aby miał się na baczności. W końcu mówimy o sędziach okręgowych, na litość boską!
Kiedy Lizzi opowiedziała Benciemu o szantażu Jackiego Danziga, przesłuchał go raz jeszcze; powiadomił, że ma w kieszeni nakaz zatrzymania na piętnaście dni i że zamierza go przedłużyć. Nie umrze z rozpaczy, jeśli proces Danziga odbędzie się nawet za trzy lata.
– Bencijon, jesteś diabłem wcielonym – powiedziała mama Lizzi. Siedziała w fotelu przed lustrem i cerowała podkoszulki i majtki swoich wnuków.
– Ten diabeł uratował życie twojej córce. – Benci poczuł się urażony i Lizzi wydało się, że grzmiący głos szwagra rozbija jej słabą głowę na tysiące kawałków.
Poczekała, aż burza ucichnie, a potem położyła mu rękę na ramieniu i powiedziała mamie, żeby go przeprosiła.
– Co znowu, ja mam go przepraszać? Oszukał Jackiego czy nie?
Matka ani myślała przepraszać Benciego. Ten zaś oświadczył, że nie zamierza pozostać w jednym pokoju z kimś, kto właśnie nazwał go diabłem. Lizzi poprosiła więc mamę, aby poszła do domu, na co ona odparła, że nie zamierza zostawić jej samej z mężczyzną, i nie ruszyła się z miejsca. Kłótnia rodzinna – pomyślała Lizzi – to akurat lekarstwo na wstrząśnienie mózgu.
– Chodźmy, zrobimy kawę. – Niezapomniany bas Zilhy zabrzmiał z rogu pokoju. Lizzi nie zauważyła go do tej pory, ponieważ usiłowała nie poruszać głową. A może zauważyła, tylko o tym zapomniała? Zaczęła się zastanawiać, czy ma na sobie ładną koszulę nocną, czy meble nie są zakurzone i czy nie powiedziała czegoś, czego mogłaby żałować.
Mama Lizzi zawahała się przez moment, potem zgarnęła stos majtek i koszulek i położyła go na toaletce. Następnie wstała z obrażoną miną i udała się do kuchni w towarzystwie Zilhy.
– Przyznaj sama, że staram się nad sobą panować.
Lizzi pogładziła Benciego po ręku i przymknęła oczy.
– Powiedz Georgette, że to ona zaczęła. Zawsze mnie oskarża, a tak naprawdę to właśnie ona atakuje pierwsza. Na czym skończyliśmy?
– Benci! – szepnęła Lizzi.
– Co takiego?
– Moje kasety!
– Przesłuchałem je. Schowałem w twojej szafie. Jeżeli się uda, nie zostaną wykorzystane w sądzie. Oj, Lizzi, Lizzi.
– Nie mów o tym nikomu.
– Ilan też je przesłuchał.
– Powiedz mu, żeby milczał.
– Ilan nic nie powie. Skurwysyn z tego sędziego. Należy mu się dożywocie.
– On mnie nie zgwałcił.
– Ale dlaczego? Dlaczego?! Jesteś świetną dziewczyną, Lizzi. Po co ci był ten gnojek?
– To skomplikowane.
– Zacząłem podejrzewać, że stało się coś takiego, kiedy przyszłaś z kondolencjami i pozwolił ci zostać. Czemu on jej nagle pozwala tam zostać, zastanawiałem się. A sposób, w jaki do niego podeszłaś i z nim rozmawiałaś… Widać było, że jesteś pewna, że cię nie wyrzuci z domu. Kto, jeśli nie ja, wie najlepiej, że w takich sytuacjach ludzie wyrzucają dziennikarzy. Była w tym jakaś intymność. Ale powiedziałem sobie: daj spokój, to bzdura. Upadłeś na głowę, Benci? Co tylko dowodzi, że w mojej profesji człowiek powinien zawierzyć intuicji.
– On będzie chciał mnie wykorzystać jako alibi. Jestem dowodem na to, że nie mógł zamordować swojej żony między jedenastą a dwunastą w nocy.
– Sprawdziłem dokładnie, ile czasu potrzeba na przejście z pokoju służącej do sypialni, żeby zabrać broń, i z sypialni do ławki przy basenie. Dokładnie dwie minuty.
– Ale dlaczego chciał mnie zabić, skoro według planu powinnam być jego alibi?
– Hornsztyk to bardzo doświadczony sędzia. Widocznie wyczuł, że prowadzi się śledztwo w jego sprawie, i postanowił zmienić plan. Z waszej rozmowy miało wynikać, że to ty zamordowałaś Aleksandrę. Przespał się z tobą, a ty zemściłaś się na jego żonie. Potem żałowałaś, miałaś wyrzuty sumienia, przyszłaś do niego, aby się przyznać do winy, i popełniłaś samobójstwo, a on oczywiście usiłował cię powstrzymać.
– Kto mógł uwierzyć w te brednie?
– Wszyscy. W sprawach sercowych nikt nie doszukuje się logiki.
– Kto wyważył drzwi?
– Ja, Zilha i jeden policjant, którego przysłała Taana Berger.
Benci popatrzył na nią z troską.
– Lizzi, zadajesz to pytanie po raz trzeci.
– Przepraszam, mój drogi. Czy można zeznawać przy zamkniętych drzwiach?
– Tak.
– Nie chcę, żeby się o tym dowiedziano. Matka umrze ze wstydu. Ja zresztą też.
– Dosyć. Nie mów już o tym.
Lizzi zamknęła oczy, a Benci położył dłoń na jej dłoni i powtórzył:
– Dosyć, dosyć…
– Przysięgasz?
– Przysięgam. Wróćmy do Jackiego.
Teraz, gdy w pokoju nie było ani matki, ani Zilhy, Benci poczuł się swobodniej. Przyznał, że wywierał nacisk na Jackiego Danziga. Duży nacisk. Dało to zaskakujące wyniki.
Читать дальше