– Tato, to ja, Nana – zawołała i nagle zachciało jej się płakać. – Ratuj mnie… Uciekłam im. Nie wiem, gdzie jestem…
– Kochanie, uspokój się – Stefan Radwan starał się opanować sytuację. – Gdzie jesteś?
– W jakimś strasznym lesie – odpowiedziała i z lękiem rozejrzała wokoło. – Nikogo tu nie ma. Nie widzę żadnych świateł, pada deszcz i zbliża się burza… Tato, co mam robić? Oni mogą mnie szukać…
– Wiedzą, że uciekłaś?
– Jeszcze nie – odpowiedziała i spojrzała za siebie. – Jestem na jakiejś żwirowej drodze. Nie wiem, dokąd prowadzi…
– Idź tą drogą i postaraj się dotrzeć do szosy. – Ojciec najwyraźniej starał się nie okazywać zdenerwowania. – Na szosie na pewno złapiesz jakiś samochód. Najważniejsze, żebyś dawała wyraźne znaki… Gdyby nikt nie chciał się zatrzymać, idź tą szosą do najbliższych zabudowań. Wejdź do pierwszego z brzegu domu i zadzwoń na policję. Słyszysz mnie?
– Słyszę, ale boję się – wyszeptała. – Oni mają psy i mogą mnie znaleźć.
– Nie bój się. Już uruchamiam, kogo trzeba – uspokoił ją ojciec. – Pilnuj tylko komórki i daj znać, jak będziesz wiedziała, gdzie jesteś…
– Dobrze, tato. Rozłączam się i idę, bo mi się telefon rozładuje. Zabierz mnie stąd, błagam.
Po godzinie marszu Nana zaczęła odczuwać zmęczenie. Na żwirowej drodze nie pojawił się żaden pojazd, a wokoło znajdował się tylko las. Dziewczyna nigdzie nie zauważyła nawet jednego światła. Wyglądało na to, że porywacze wywieźli ją na całkowite odludzie. Dopiero teraz Nana zrozumiała, że ucieczka z tego miejsca była niemalże niemożliwa. Pomyślała o dwóch Ukrainkach. Miała nadzieję, że zdołają uciec.
Powietrze było chłodne. Uciekinierka usłyszała w oddali nasilające się odgłosy burzy. Jesień pokazywała, na co ją stać. Nana wyrzucała sobie, że nie zapytała ojca, która jest godzina. W tym momencie do głowy jej nawet nie wpadło, że mogła to sprawdzić w komórce. Była zła, że nie zabrała Oziemu zegarka i nie poszukała żadnej mapy. Nie miała najmniejszego pojęcia, gdzie ją przetrzymywano i co powie policji.
Burza rozszalała się na dobre. Deszcz siekł dziewczynę po twarzy, a spodnie i buty przesiąkły. Czuła, że zaczyna trząść się z zimna. Nagle zobaczyła w oddali światła samochodu. Zeskoczyła z drogi do lasu i przykucnęła. Nie miała wątpliwości. Tędy mógł jechać tylko jeden z porywaczy. Może Ozi uwolnił się jakimś cudem i wezwał Toniego? Na samą myśl o spotkaniu z Tonim robiło jej się słabo. Czarny jeep przejechał obok z dużą prędkością, a kałuża wody ochlapała twarz dziewczyny. Kierowca nie zauważył jej. Nana odczekała chwilę i rzuciła się biegiem przed siebie. Wierzyła, że po tak długim marszu za chwilę musi dotrzeć do szosy, gdzie może uda jej się zatrzymać jakiś samochód. W błysku pioruna zobaczyła przed sobą dwie sylwetki. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ci ludzie mieli ze sobą latarki. Byli jeszcze daleko, ale Nana wolała już teraz schować się głębiej w lesie. Snopy światła omiatały gęstwinę. Kogoś szukano. Domyśliła się, że Toni nie dodzwonił się o umówionej godzinie do Oziego i od razu kazał swoim ludziom zablokować cały teren. Wiedziała, że jeśli zabiorą ze sobą psy, to mimo deszczu szanse jej ucieczki zmaleją.
Ludzie z latarkami zbliżali się. Jednak widać było, że nie mają zamiaru wchodzić głęboko w las. Oni także klęli na pogodę i chcieli jak najszybciej znaleźć się w suchym pomieszczeniu. Nana przeczekała, aż się oddalą i ponownie wyszła na drogę. Zaczęła jak najszybciej biec przed siebie. Kiedy wydawało jej się, że widzi przed sobą zarys szosy, z krzaków wyskoczyła jakaś postać i złapała ją za kurtkę. Na szczęście materiał był mokry i śliski, więc ręka napastnika omsknęła się. Rozpoczął się pościg. Nana zapomniała o zmęczeniu i z całej siły usiłowała oddalić się od potężnego mężczyzny w skórzanej kurtce. Tamten jednak nie rezygnował i próbował ją podciąć. W końcu mu się to udało i dziewczyna poturlała się po drodze na trawiaste pobocze. Gdy mężczyzna przydepnął jej nogę i pochylił się nad nią z latarką, namacała pistolet wetknięty za pasek od spodni, wyszarpnęła go i nacisnęła spust. Huk wystrzału zlał się z piorunem, który uderzył gdzieś w pobliżu. Napastnik zachwiał się i lekko cofnął. Nana zamarła z przerażenia. Nie opuszczała ręki z pistoletem. Po chwili wielkie umięśnione ciało zwaliło się na trawę tuż obok niej. Bez charczenia, widoku krwi i innych filmowych atrakcji. Wszystko ukryła burzowa noc.
Nana wstała i z pistoletem w dłoni wybiegła na szosę. Ani z jednej, ani z drugiej strony nie jechał żaden samochód. Zatrzymała się, schowała pistolet i wyciągnęła komórkę.
– Tato, ja musiałam go zabić – zawołała z płaczem do słuchawki. – On chciał mnie złapać…
– Kogo musiałaś zabić? – zapytał ojciec z niepokojem w głosie. Sytuacja robiła się coraz bardziej skomplikowana. – Kochanie, nic się nie bój. Zabiłaś kogoś w obronie własnej – uspokajał ją, jak najlepiej potrafił. – Kto to był?
– Jakiś mięśniak z latarką – wysapała z trudem. – Oni mnie szukają. Już wszystko wiedzą…
– Spróbuj się dowiedzieć, gdzie jesteś. – Tym razem jego głos brzmiał spokojnie. Stefan Radwan znów był jej kochającym ojcem i twardym biznesowym graczem, który przejmował inicjatywę. – Przylecę po ciebie helikopterem…
– Dobrze, tato. Jak znajdę tablicę z nazwą miejscowości, zadzwonię – odpowiedziała i ruszyła wzdłuż leśnej szosy. Znów zapomniała zapytać, która godzina. Obejrzała się i w oddali zobaczyła w ciemnościach światła latarek. Dwaj koledzy zabitego usłyszeli strzał i wracali w pośpiechu. Ona także zaczęła biec, modląc się o ocalenie. Na szczęście dla niej, na razie nie mogli jej zobaczyć. Kolejna błyskawica przecięła niebo, a deszcz zaczął padać z jeszcze większą intensywnością. W tym momencie obejrzała się i zobaczyła za sobą światła samochodu. Wyskoczyła na środek szosy i zaczęła machać rękami. Po chwili zatrzymała się przed nią rozklekotana ciężarówka. Nana otworzyła drzwi i bez pytania wskoczyła do środka. Kierowca, łysy mężczyzna około sześćdziesiątki, popatrzył na nią jak na zjawę i pokręcił głową.
– Co to, panienko, życie ci niemiłe? – zapytał z charakterystycznym wschodnim akcentem. – Po nocy, sama, w taką burzę…
– Proszę mnie zawieźć na policję – odpowiedziała, dygocząc z zimna. – Zostałam porwana i uciekałam… Szybko, niech pan jedzie.
Kierowca spojrzał w lusterko. Widocznie nie spodobały mu się światła latarek, bo mocniej nacisnął pedał gazu i gwałtownie ruszył. W kabinie ciężarówki było ciepło. Nana poczuła zapach swojskiej kiełbasy.
– Się pani częstuje. – Do jej uszu jak przez mgłę doleciał głos kierowcy. Ze zmęczenia omal nie usnęła. – W schowku są kanapki z kiełbasą i termos z herbatą.
Nana pokiwała głową i otworzyła schowek. Kanapki znajdowały się w foliowej torbie rzuconej na śrubokręt, zapasową żarówkę i starą gąbkę do wycierania szyb. Wyjęła termos i nalała sobie herbaty do zakrętki. Do tej pory nie miała pojęcia, że gorąca herbata może człowieka aż tak bardzo uszczęśliwić. Każdy łyk wydawał jej się czymś równie radosnym jak zabawa w chowanego z koleżankami w dzieciństwie. Sięgnęła po kanapkę i zaczęła jeść. Nie miała nawet czasu pomyśleć, że jeszcze niedawno brzydziłaby się wziąć ją do ręki.
– Dziękuję – odezwała się po zaspokojeniu głodu. – Która godzina?
Читать дальше