Potem włączyliśmy telewizor i zobaczyłem na ekranie portret pamięciowy porywacza Nany. W ten prosty sposób poranne programy udowadniały, że mogą się na coś przydać. Pomiędzy gotowaniem kapusty w studiu a ględzeniem o wszystkim i o niczym kryło się morze możliwości, w tym oczywiście prezentowanie rysopisów przestępców. Przystojna morda, nie ma co, pomyślałem z uznaniem. Teraz cię, zasrańcu, zidentyfikujemy. Susan przyglądała się mi w milczeniu i udawała, że interesuje ją program w telewizji. No, no, szykowała się jedna z tych rozstrzygających scen pomiędzy kobietą a mężczyzną.
– Wiesz dlaczego jestem na tej miłości? – szepnęła, a ja o mało nie umarłem ze szczęścia. To tylko chemia, frajerze, chemia w twoim mózgu, ostrzegała mnie mądrzejsza część ja. Za pół roku panienka przestanie cię interesować, ale może już być za późno. Spasuj, stary, daj se siana, niech spływa do siebie i znów będzie pięknie.
– Zaskoczyłaś mnie – jęknąłem potulnie jak szczeniak. – Nie mam pojęcia, dlaczego do mnie przyszłaś. Myślałem, że mnie nie lubisz…
– Mężczyzny są takie dzieci – skomentowała. – W ogóle nie rozumieć kobiety.
– Dobrze, że nie zapłaciłem ci pensji, bo pewnie byśmy się już nigdy nie spotkali – podzieliłem się z nią głęboką myślą. Susan spojrzała na mnie przeciągle, jakby chciała pokazać mi swój dyplom ukończenia podstawówki. Nie, błagam, tylko mi tu nie wyjeżdżaj z partnerstwem na całe życie. Wystarczy, że mama przypominała mi o tym od urodzenia. Susan jednak nadal patrzyła i trzeba przyznać, robiła to zbyt uparcie. Na pewno nie było to spojrzenie kobiety, która ma zamiar ugotować nam obiad lub opluć Przeminęło z wiatrem , o nie.
Uratował mnie dzwonek telefonu. Tym razem nie wstydziłem się nagości, a Susan z dziwną miną nadal patrzyła, jak stoję koło okna i rozmawiam. Tyle dobrego może sprawić jedno poranne bara-bara. Lekarze powinni zalecać taką kurację każdemu – dawkowanie: co najmniej raz dziennie. Oczywiście wszystko to na receptę i do realizacji od razu po badaniu, w aptece.
– Rozpoznała go jego nauczycielka – odezwał się Walewski, a ja prawie natychmiast wskoczyłem w spodnie. Kiedy podawał mi jej adres, zapinałem guziki od koszuli. Gdy nadmienił, że policja umówiła się z nią dopiero po południu, biegłem już po schodach, udowadniając przy okazji, że produkcja wind jest nieopłacalna. Teraz Susan mogła sobie patrzeć, ile tylko zechce, ba, mogła przeszukać moje rzeczy i zrozumieć mnie dogłębnie. A więc do roboty, mała, ryj sobie w bambetlach, dopóki mnie nie ma. Potem była wymagająca próba silnika. W takich chwilach sportowe samochody przytulały się do człowieka bardziej niż banki. Telefon od Soni dopadł mnie na zakręcie.
– Jak zawsze? – zaczęła słodziutko, ale spóźniła się, żmija. Moje libido było już zaorane, a poletko pod zasiew przygotowywał ktoś inny.
– To koniec – odpowiedziałem obojętnie.
– Nawet bez zobowiązań? – nacisnęła chyba trochę zdenerwowana.
– Jestem z kimś – wyjaśniłem. – Swoją szansę już miałaś.
– Świnia – usłyszałem w słuchawce i piękna Sonia odpłynęła do innego świata.
Daleki Mokotów nie był wcale daleko. Zanim policja się zorientowała, że w mieście pojawił się nowy talent rajdowy, zaparkowałem subaru koło kolorowego apartamentowca. Po drodze poprawiałem pasek, sznurowałem buty i zakładałem marynarkę. Musiałem wyglądać co najmniej tak dobrze, jak mój dziadek na zdjęciach. Nauczycielki starej daty widziały więcej, niż chciałem, i musiałem się z tym pogodzić. Gdybym wypadł źle, starsza pani mogłaby ograniczyć swą uprzejmość do kawy i kilku zdawkowych informacji. A ja potrzebowałem całej biografii, jeśli chodzi o ścisłość.
Nana nie zdążyła obudzić się w porę. Kiedy zrozumiała, co się dzieje, było już za późno. W półmroku podłogowej lampki dostrzegła tylko wielką sylwetkę Oziego, który zwalił się na nią i dwoma szarpnięciami zdarł z niej koszulę i majtki. Był pijany i bełkotał. Dziewczyna próbowała się wyrwać, ale nie miała żadnych szans. Kiedy wydawało się, że dojdzie do najgorszego, nagle napastnik zwiotczał i po prostu usnął. Był zbyt pijany, aby kontrolować własne ciało. Nana z wysiłkiem wydostała się spod Oziego i przez chwilę zastanawiała się, co robić. Drzwi do jej pokoju były otwarte, a w zamku tkwił pęk kluczy. Zdecydowała się działać. Błyskawicznie założyła spodnie, sweter i adidasy. Wyjrzała na korytarz. Nie zobaczyła niczego niepokojącego. Wszędzie panowała cisza. Przekręciła klucz w zamku i zabrała ze sobą. Ostrożnie przekradła się wzdłuż zamkniętych drzwi, aż dotarła do pokoju Oziego. Na stole stało kilka opróżnionych butelek wódki, bochenek chleba i talerz z wiejską kiełbasą. Zauważyła telefon komórkowy, który szybko schowała do kieszeni. Pod ścianą znajdował się stos filmów pornograficznych, a na podłodze poniewierały się zdjęcia nagich dziewcząt. W kącie grał telewizor, a obok na kilku ekranach widać było jakieś pomieszczenia. Na jednym z obrazów Nana rozpoznała swój pokój. Porywacze mieli swoje ofiary na oku przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Olbrzymi ochroniarz spał na jej łóżku, a z głośników dobiegało chrapanie. Gdyby wiedziała, że Ozi wychowywał się wśród alkoholików, złodziei i morderców, może poczułaby do niego odrobinę sympatii, ale nie miała o tym pojęcia i teraz zwyczajnie go nienawidziła. W pozostałych pokojach znajdowały się trzy dziewczyny. Wszystkie spały i były bardzo ładne.
Nana rozejrzała się i podeszła do regału z kilkoma szufladami. W najwyższej z nich znalazła pistolet. Bez zastanowienia wsunęła go za pasek do spodni. Otworzyła pozostałe szuflady i znalazła rolkę grubej taśmy klejącej. Zabrała ją i pobiegła z powrotem do swojego pokoju. Przestała odczuwać paraliżujący strach, za wszelką cenę chciała się wydostać z tego miejsca. Ozi nawet nie poczuł, że przywiązała mu do łóżka ręce i nogi. Owijała taśmę jak najmocniej. Mimo olbrzymiej siły Ozi nie miał szans się uwolnić. Kiedy zaklejała mu usta, obudził się i próbował wstać, jednak szybko zrezygnował i ponownie usnął.
Nana założyła kurtkę i ruszyła korytarzem. Otwierała mijane drzwi i głośnym krzykiem budziła śpiące dziewczęta. Nigdzie nie było Magdy Ryś. Wyglądało na to, że została przewieziona w inne miejsce. Dwie dziewczyny biegły za Naną, inna została w pokoju, przykryła się kołdrą po szyję i niezrozumiale coś do siebie szeptała. Wyglądała na przerażoną i niezdolną do ucieczki. Nana podbiegła do wielkich drzwi z czterema potężnymi zasuwami. Odsunęła je jedną po drugiej i wybiegła przed dom. Wokoło panowały ciemności. W świetle księżyca widać było tylko zarys żwirowej drogi i wszechobecny las. Dziewczęta stały przez chwilę jak sparaliżowane. Myślały o swoich prześladowcach, o karze za ucieczkę i ewentualnym pościgu. Bały się zemsty Toniego i jego chorych pomysłów na kolejne fabuły filmów pornograficznych. Ofiary oddychały głęboko i z trudem podejmowały decyzje. W końcu dwie uwolnione Ukrainki złapały się za ręce i rzuciły biegiem w stronę najbliższych krzaków. Nie ufały drodze, wolały przedzierać się przez las. Nana zdecydowała się uciekać w stronę najbliższej szosy. Kiedy z wnętrza budynku doleciało do niej szczekanie psa, przestraszyła się i zaczęła biec.
Po pięciu minutach zatrzymała się, wyjęła z kieszeni telefon Oziego. Wystukała numer ojca. Czekała, aż odbierze.
– Halo, kto mówi? – usłyszała zaspany głos.
Читать дальше