Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Największa Przyjemność Świata
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Największa Przyjemność Świata: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Największa Przyjemność Świata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Największa Przyjemność Świata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Największa Przyjemność Świata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Ano pokażę – odparł łaskawie gospodarz i w ten oto prosty sposób znaleźliśmy się na poboczu szosy. Samochody jeździły tu rzadziej niż w Warszawie, co sprzyjało rozmowie. Szliśmy wzdłuż szosy, a ja zastanawiałem się, czy dziadek jest miejscowym bystrzachą, czy też nie.
– Potrzebuję pomocy – kontynuowałem. – Inaczej zginie pewna dziewczyna. Ma dopiero dwadzieścia lat – skłamałem.
– Co mam powiedzieć? – zapytał przytomniej niż przy stole.
– Wszystko, co się panu rzuciło tutaj w oczy – odpowiedziałem. – Może jacyś ludzie, samochody, może zapisał pan numery rejestracyjne… wszystko może być ważne. Nie jestem z policji i nie spisuję zeznania. Pan mi pomaga, a ja o panu zapominam. Zgoda?
– A skąd pan wie, że coś wiem? – Oj, panie Sierpiec, spryciarz z pana, pomyślałem.
– Czuję to – zażartowałem, ale chłop nawet się nie uśmiechnął. Kombinował i – powiedzmy szczerze – dobrze to o nim świadczyło. Teraz byłem już pewien, że wie dużo więcej, niż chce powiedzieć.
– Coś tam może pamiętam – zaczął ostrożnie. – Wie pan, ciężko tu się żyje. Człowiek jest stary i nie może już sobie dorobić…
Wyjąłem z kieszeni dwieście euro, nachyliłem się i wyciągnąłem do Sierpca rękę. Niech wie, że są jeszcze dobrzy ludzie na świecie.
– O, zgubił pan dwieście euro – zawołałem z radością. Staruszek dopiero teraz rozchmurzył się. Pieniądze zniknęły w jego wielkiej dłoni i obaj poczuliśmy nagle bardzo bliską więź. Minął nas jakiś turysta na rowerze i miejscowy autobus, który bił właśnie rekord świata w wydzielaniu spalin. Mogliśmy kontynuować rozmowę.
– Wie pan, człowiek na stare lata nudzi się i coś ze sobą musi robić. – Pan Sierpiec rozkręcał się. – Mam lornetkę od syna, niemiecką, to mogę sporo zobaczyć. Wychodzę sobie na stryszek, gdzie jest wybite okienko i patrzę… Tą dziewczynę też widziałem, chociaż ciemno było. No, ten samochód…
– Jaki? – wtrąciłem cicho, dla podtrzymania kontaktu.
– Czarny, duży, z drzwiami – wyjaśnił mi czarno na białym. Mógłbym przysiąc, że znalezienie tak charakterystycznego samochodu zajmie mi tylko minutkę. – Jeep – dorzucił i błysnął ślepiami z zadowoleniem.
– Na pewno? – zawahałem się, bo skąd dziadek mógł znać się na samochodach.
– Syn przywozi mi kolorowe gazety i zapłacił za prenumeratę na rok z góry – uspokoił mnie. – Znam się na tym, panie detektywie… To na pewno jeep. Amerykański „irokez”, głowę daję… Widziałem dobrze.
Po naszej pogawędce znałem już markę samochodu i kawałek numeru rejestracyjnego. Staruszek nie zanotował całego, bo padało i mimo dobrej lornetki nic więcej nie mógł dostrzec. Dobre i to. W końcu żaden horoskop nie mówił, że będę miał dzisiaj szczęście i trafię na miejscowego szpiega numer jeden. Ten mieścił się w pierwszej dziesiątce i też był powodem do radości. Pan Sierpiec zapamiętał, że widział podejrzany samochód w tej okolicy wiele razy. Raz nawet koło sklepu przyjrzał się kierowcy. Wyglądało na to, że tylko centymetry dzieliły go od schwytania poszukiwanego Jerzego Tanka. Czasami za kierownicą siedział inny mężczyzna, o którym staruszek powiedział, że „córki by mu nie oddał”. Domyśliłem się, że porywacz miał na tym terenie swoją kryjówkę i tam przetrzymywał Nanę Radwan. Pozostawało sprawdzić plan zabudowy najbliższego terenu i wskazać palcem odpowiedni budynek. Ostatnie pytanie, jakie zadałem państwu Sierpcom brzmiało:
– Kto na tym terenie kupuje najwięcej ziemi?
Dwie godziny później byłem po spotkaniu z sołtysem, który lepiej znał się na mapach niż uprawie ziemi. Pokazał mi miejsca nieodwiedzane nawet przez miejscowych, rozciągające się na bardzo rozległym terenie. Sołtys wypił przy mnie dwa kieliszki rosyjskiego koniaku, pochwalił się liczbą hektarów, jakie w ostatnim czasie kupił, i poprosił, żebym go zawiadomił o schwytaniu porywacza. Facet przypominał beczkę na kapustę – był niski, gruby i odruchowo chował głowę w barki. Wyglądało na to, że jego dziadkiem był struś. Kiedy mówił, z jego paszczy wydobywał się dźwięk podobny do zapiewania chóru kościelnego. Przy tym przeciągał głoski, jakby go podłączyli do radia. Poinformował mnie również, że o żadnym Jerzym Tanku nie słyszał. Na początek wybrałem dom, który został wybudowany w środku lasu, bo właściciel miał układy polityczne. Jego nazwisko nic mi jednak nie powiedziało.
Jechaliśmy żwirowaną drogą, by sprawdzić moje podejrzenia. Tym razem Susan siedziała z tyłu, a Walewski obok mnie. Policyjny emeryt szykował się chyba na trzecią wojnę światową, bo wyciągnął spluwę i dokładnie sprawdził magazynek. O aktualne badanie wzroku wolałem go nie pytać. Żwirowa droga ciągnęła się w nieskończoność. Szukałem na niej jakichś śladów, ale bezskutecznie. Wreszcie wyłonił się przed nami olbrzymi, parterowy dom. Na powitanie nikt nie wyszedł, nie zaszczekał nawet pies. Wokół było pusto i cicho. Doskonałe warunki, żeby leczyć ludzi chorych na nerwicę. Susan westchnęła z podziwem na widok posiadłości, a Walewski zareagował w typowy dla byłych komunistów sposób – wyciągnął i przeładował broń.
– Idziemy razem – przejął dowodzenie. – Trzymajcie się z tyłu. Jakby co, to na ziemię…
Ciekawe, co ten cwaniak miał na myśli? Ruszyliśmy jednak grzecznie za nim, bo zapowiadało się, że po drodze będzie kuchnia i coś do zjedzenia. Najpierw obejrzeliśmy dom z zewnątrz. Obeszliśmy go naokoło. Trzeba przyznać, że wysiłek był porównywalny z wejściem na urodziny prezydenta. Wszędzie było przestronnie i ładnie, poza fragmentem muru, który ogradzał całkiem sporą część domu. Trzymetrowe ogrodzenie było co prawda schowane wśród drzew i krzewów, ale mimo to człowiek zaczynał tęsknić za co najmniej jednym czołgiem. Wróciliśmy pod drzwi i zapragnęliśmy zwiedzić wnętrze. Dopiero teraz zauważyłem kamery ukryte w specjalnych wnękach w murze budynku. Powiedzmy otwarcie, wszystko było tu przygotowane do pilnowania dzieci. Ktoś w środku miał możliwość obserwowania całego terenu wokół domu.
– Wchodzimy? – Nie miałem pojęcia, że Susan aż tak bardzo interesowała się architekturą.
– Zamknięte, a drzwi wyglądają na mocne – stwierdził Walewski.
– Okna? – poddałem myśl, w którą sam nie wierzyłem.
– No i alarm… – kontynuował pesymistycznie. – Na pewno podłączony, bo inaczej byłyby tu tylko cegły…
– To jest klucz – zawołała nagle Susan. Przez chwilę myślałem, że kręcimy kolejny odcinek Mody na sukces . Moja kochanka rzeczywiście trzymała w ręce klucz i nic nie wskazywało na to, że ktoś rzucił go jej z okna.
– Żartujesz, prawda? – upewniłem się na wszelki wypadek. Lanca jedna roześmiała się i zanim zdołałem ją powstrzymać, otworzyła drzwi i wbiegła do środka. Już słyszałem wycie alarmu i przygotowywałem się na kopniaka w krocze, ale jak się okazało, system był wyłączony. Po chwili Susan wyjrzała ze środka, jakby chciała nas skaptować do sekty.
– Nie chcecie wizyty? – zapytała zdziwiona.
Nie odpowiedzieliśmy, bo nie spodobało się nam pytanie. Weszliśmy do środka i od razu wszystko stało się jasne. Po zwiedzeniu całego domu mogliśmy stwierdzić, że porywacze ulotnili się stąd ostatniej nocy, a cały przybytek był po prostu ekskluzywnym burdelem. Najważniejsze pokoje zostały wyposażone w wygodne i drogie meble, łazienki mogły konkurować z tymi w Kuwejcie, a sprzęt audio i video zachęciłby do współpracy nawet Hollywood. Na pierwszy rzut oka wnętrze i wyposażenie zatykało dech w piersiach. Korytarz przypominał rurkę z kremem. Innymi słowy, miękko tu było, puszyście, słodko, intymnie, cicho i bezpiecznie. Goście mogli ocierać się o siebie aż do pierwszej krwi i nikt nie miał prawa się o tym dowiedzieć. Gdybym lobbował za jakąś ustawą, to właśnie tutaj przywoziłbym wycieczki z parlamentu, fundował panom grzańca, wkładał termofor do łóżka i okładał dziewczynami gorącymi jak lawa. Spodobał mi się też system potajemnego nagrywania rozmów i obrazu. Dzięki temu w każdej chwili jakiś obcy wywiad mógł od nas zażądać oddania połowy stolicy, połowy kraju i połowy mieszkania, dajmy na to, na dziesiątym piętrze w Gdańsku.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Największa Przyjemność Świata»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Największa Przyjemność Świata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Największa Przyjemność Świata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.