Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Największa Przyjemność Świata
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Największa Przyjemność Świata: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Największa Przyjemność Świata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Największa Przyjemność Świata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Największa Przyjemność Świata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Brama otworzyła się automatycznie i wjechałem na podjazd. Przy stojącym tam maybachu mój subaru wyglądał jak opóźniony w rozwoju syn, ale i tak kochałem go nad życie. Podszedł do mnie ochroniarz z twarzą poważniejszą od księgowego. Rzuciły mi się w oczy jego czarne spodnie z kantem, biała koszula i szelki z bronią. Na buty nie spojrzałem, bo nie dano mi czasu.
– Dzień dobry panu, panie Brandt – przywitał mnie mniej więcej pięćdziesięcioletni ochroniarz. Był barczysty, wysoki i cholernie przystojny. Istny posąg grecki. Wyglądało na to, że zna mnie dobrze i razem walczyliśmy kiedyś w okopach.
– Dzień dobry…
– Pan Radwan czeka na pana. Proszę iść za mną – nie dał mi dojść do słowa. Przy okazji jego ślepia prześwietliły mnie lepiej od tomografu. Udaliśmy się żwirowaną dróżką w głąb ogrodu. Tam zobaczyłem kawałek raju za życia – prawie olimpijski basen, tuż obok trzy prysznice, kilkanaście leżaków, wielkie parasole i stoliki z napojami. Brakowało tylko rury z petrodolarami. Stefan Radwan siedział w półcieniu, popijał jakiś kolorowy koktajl i czytał gazetę. Efekt cieplarniany dogadzał mu nawet o tej porze roku. Był opalony na brązowo i wyglądał na bardzo dobrze wymasowanego. Człowiek-relaks, można by powiedzieć. Kiedy mnie zobaczył, wstał, a jakże, i podszedł z wyciągniętą dłonią. Poczułem zapach dezodorantu, za który pewnie mógłbym kupić apartament na najwyższym piętrze w Nowym Jorku. Ochroniarz zniknął tak szybko, jak się pojawił. Byliśmy sami.
– Woda, sok, cola czy coś mocniejszego? – przywitał mnie milioner i gestem wskazał na leżak.
– Woda – odpowiedziałem. Mimo iż był październik, mocno przygrzewało słońce, więc zdjąłem marynarkę i powiesiłem ją na oparciu leżaka. Radwan pozostał w samych szortach. Nalał mi wody do szklanki i dorzucił kostkę lodu z termosu. Chojny i gościnny jak mało kto.
– Zapali pan? – pokazał palcem na stolik, gdzie leżały papierosy i cygara. Chyba chciał mnie zdołować. Na szczęście nie paliłem i nie lubiłem palaczy. – Moja żona pali – wyjaśnił. – Od kiedy Nany nie ma, robi to prawie bez przerwy. Ja też zacząłem. Cóż, nerwy… Pewnie na nas teraz patrzy i zastanawia się, jakie wiadomości nam pan przynosi. Później do nas dołączy.
– Muszę pana zapytać o kilka szczegółów – zacząłem ostrożnie. – Czy zetknął się pan kiedykolwiek z człowiekiem z takim tatuażem na ramieniu? – wyjąłem kartkę i pokazałem mu rysunek. Radwan sięgnął po papierosa i zapalił. Patrzył na chińską literę i wyraźnie starał się sobie coś przypomnieć. W końcu westchnął i oddał mi kartkę.
– Nic z tego. Nie pamiętam, żebym widział u kogoś ten tatuaż – powiedział z wyraźnym żalem. – Ani wśród moich znajomych, ani wśród znajomych Nany…
– A żona? – drążyłem temat, bo tej klasy gość mógł mi w każdej chwili uciec na lunch.
– Nie sądzę…
– Czy córka uciekała kiedyś z domu? – zmieniłem temat.
– Nigdy – zaprzeczył. – Nie miała powodu. Zawsze dostawała tyle wolności, ile chciała. Proszę mi wierzyć, to jest naprawdę bystra dziewczyna. Niezmanierowana…
– A jej byli chłopcy?
– Żaden nie zasługuje na uwagę – stwierdził Radwan. – Z każdym rozstawała się w zgodzie…
– Chce mi pan powiedzieć, że taka dziewczyna rozstawała się ze swoimi chłopakami w zgodzie? Po prostu mówiła im, że koniec deseru, a oni przyjmowali to bez złości, tak? – wyjechałem mu z bara, bo próbował mi mydlić oczy. Spojrzał na mnie przytomnie, ale nie zdenerwował się, znał życie, cwaniak.
– Ma pan na myśli jej urodę – kontynuował moje przemówienie. – Tak, Nana jest wyjątkowo piękna. Pewnie chodzi panu o seks… Cóż, żaden z nich nie czuł się z pewnością szczęśliwy, kiedy go odsuwała, ale ona miała na to sposób.
– Oni? – wymownie pokazałem wzrokiem ochroniarza.
– Nie, lepiej – zaśmiał się krótko Radwan. – Dostawali ultimatum: albo zaakceptują jej decyzję i będą nadal zapraszani, będą się mogli z nią przyjaźnić, albo całkowicie ich od siebie odseparuje, wypadną z jej towarzystwa. Wszyscy bez wyjątku akceptowali drugie wyjście.
– Chciałbym porozmawiać z pana żoną – zamknąłem temat, ale nie powiem, żeby wyjaśnienia milionera mnie przekonały. Nie wyobrażałem sobie amantów Nany pogodzonych, jak zbite psy, z losem. Ktoś, kto spróbował najlepszej kuchni, nie będzie potem chwalił obiadów w stołówce. W takie cuda nie wierzyłem.
Radwan podniósł rękę, jakby chciał pokazać mi swoje pachy. Udało mu się – zauważyłem starannie wygoloną skórę bez zmian alergicznych. Z domu wyjechała kobieta na wózku inwalidzkim. Kiedy się zbliżyła, zobaczyłem duże podkrążone oczy, twarz bez makijażu, blond włosy zaczesane do tyłu w kucyk i sukienkę w szarych, smutnych barwach. Na nogach miała czarne sandały i sprawiała wrażenie zakonnicy. Nie ma co ukrywać, byłem zaskoczony. Wyłączyła silnik wózka i podała mi rękę. Gdybym nie wiedział, jak cierpiała, pomyślałbym, że nadszedł jej czas i zaraz kopnie w kalendarz.
– Pan Brandt, detektyw, o którym ci mówiłem. Chciałby cię o coś zapytać – odezwał się Radwan. Odniosłem wrażenie, że był trochę spięty. Kobieta spojrzała na mnie i od razu poczułem do niej sympatię. Ślady dawnej urody jeszcze były widoczne, choć choroba zrobiła już swoje. Zasuszone i pomarszczone ciało nie broniło się już – wyraźnie gasło.
– Arieta Sosnowska-Radwanowa – przedstawiła się cichym głosem i zapaliła papierosa. Przy okazji zachwyciła mnie znajomością form gramatycznych. – Co chciałby pan wiedzieć?
Gdyby nie powaga chwili, pochwaliłbym jej imię.
– Czy pamięta pani taki tatuaż? – Kiedy trzeba, też nie byłem w ciemię bity. Spojrzała na kartkę, zawahała się i odparła:
– Być może już gdzieś coś takiego widziałam. Nie pamiętam kiedy, ale na pewno zwróciłam na to uwagę… Czy to ważne?
– Bardzo – potwierdziłem i schowałem rysunek. Zaczynał mi przeszkadzać papierosowy dym. – Być może ten człowiek porwał państwa córkę. Barman, który widział Nanę w dyskotece, miał mi go narysować, ale nie zdążył. Ktoś go udusił. Gdyby pani sobie coś przypomniała, byłoby dobrze.
– Czy ona żyje? – wyszeptała kobieta.
– Myślę, że tak – odpowiedziałem szczerze, ale głowy bym za to nie dał. Radwan patrzył przed siebie i widać było, że myślami jest bardzo daleko. Boże, jak to dobrze, że nie mam jeszcze potomstwa, które ktoś mógłby porwać, pomyślałem z ulgą. Założyłem marynarkę, wyjąłem z kieszeni wizytówkę i podałem pani Radwanowej, pardon, pani Sosnowskiej-Radwanowej.
– Im szybciej pani sobie przypomni, u kogo widziała taki tatuaż, tym lepiej – podkreśliłem z naciskiem i skierowałem się do bramy. – Do widzenia. Czekam na telefon. Portret pamięciowy tego człowieka mógłby dużo zmienić. Proszę być dobrej myśli.
Tym razem odprowadził mnie Stefan Radwan. Był zamyślony i sprawiał wrażenie materaca, z którego uszło powietrze. Kątem oka zauważyłem, że dyskretnie towarzyszy nam ochroniarz. Oj, wyraźnie korciło gnoja, żeby wypruć w kogoś cały magazynek, korciło. Jednak nie ze mną te numery. Milioner uścisnął mi rękę, jakbyśmy od tej pory co wieczór mieli spotykać się na bankietach.
– Proszę ją znaleźć – pożegnał mnie smutno. – To nasza jedyna córka. Moja żona i tak ma dość zmartwień…
Wyjechałem z posesji milionera i skierowałem się do najbliższego sklepu. Jako były dziennikarz śledczy wiedziałem, że pewne informacje przechodziły z ust do ust tylko wśród prostego ludu. Z tego zresztą żyli redaktorzy plotkarskiej prasy. Wystarczyło wejść do miejscowego sklepiku albo knajpy i człowiek już w progu dowiadywał się, na którym boku śpi żona komendanta miejscowego posterunku. Coś mi w tym wszystkim śmierdziało i musiałem sprawę zbadać dogłębnie. Radwan nie obiecywał mi przecież miliona euro za poznawanie jego ochroniarzy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Największa Przyjemność Świata»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Największa Przyjemność Świata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Największa Przyjemność Świata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.