Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dąbała - Największa Przyjemność Świata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Największa Przyjemność Świata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Największa Przyjemność Świata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W Największej przyjemności świata Jacek Dąbała ukazuje dramatyczne losy pięknej córki polskiego multimilionera porwanej przez gang handlarzy kobietami. Poszukiwania prowadzi prywatny detektyw, Artur Brandt, były dziennikarz śledczy. Jeśli odnajdzie dziewczynę, otrzyma milion euro honorarium. Detektyw szybko odkrywa, że sytuacja jest bardziej skomplikowana niż wszyscy myślą…

Największa Przyjemność Świata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Największa Przyjemność Świata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Co się stało? – odezwał się nieznajomy zza kierownicy.

– Zasłabł pan – skłamałem.

– Naprawdę? – zapytał i widać było, że zna odpowiedź. Cwany żulik, nie ma co.

– Panie Rudy, dlaczego mnie pan śledził? – zagrałem w otwarte karty.

– Ja? – odpowiedział detektyw, rozmasowując sobie twarz i sięgając po papierosa. Szczery aż do bólu. Czy ja wyglądałem na idiotę?

– Od kogo?

– Panowie, dziękuję za pomoc, ale chyba mnie z kimś mylicie – kontynuował swoje ecie-pecie. Palił takie śmierdziele, że musiałem odsunąć się od samochodu. Sięgnął po kluczyki, włączył silnik i próbował szybko ruszyć. Rozległ się jednak syk opony i inny stosunkowo nieprzyjemny dźwięk. Nóż Borga spisał się doskonale. Rudy ujechał dziesięć metrów i zatrzymał samochód. Wyskoczył ze środka i rzucił się w moją stronę. Kurdupel był z niego, ale odważny. Jeszcze chwila i wypruje mi flaki, pomyślałem.

– Co pan sobie wyobraża? – wrzasnął na mnie detektyw Rudy. – Dzwonię po policję…

– Pogadajmy – spróbowałem go naprostować. – Dlaczego mnie pan śledził?

Rudy nie słuchał. Wystukiwał numer do policji. Wtedy ponownie wkroczył do akcji Borg. Nie wiadomo kiedy znalazł się tuż przy nas i po raz drugi potraktował detektywa paralizatorem. Jak tak dalej pójdzie, to pacjent się uzależni. Borg podtrzymał upadające ciało i spojrzał na mnie pytająco.

– Do jego samochodu – poleciłem.

Pięć minut później detektyw otworzył oczy i przeżył déjà vu. Przy tym, cholernie nieprzyzwoicie się spocił.

– Gdzie ja jestem? – zapytał, ale na szczęście nie byliśmy w telewizji. Siedziałem obok niego na przednim siedzeniu, a z tyłu asystował mi Borg. W okolicach szyi detektywa czaił się gotowy na wszystko paralizator. Poza tym dochodziła trzynasta i zaczynałem odczuwać głód.

– Albo powiesz mi, dlaczego mnie śledziłeś, albo mój przyjaciel będzie cię paraliżował, aż nam się znudzi – pogroziłem pociuchowi z ponurą miną. Niech wie, że są jeszcze na świecie prawdomówni ludzie.

– Wynajął mnie klient – odpowiedział grzecznie Rudy. I pomyśleć, co może zdziałać odpowiednio zastosowana perswazja.

– Kto?

– Stefan Radwan – odparł Rudy.

– Po co?

– Miałem mu zdawać relację z pana poszukiwań. Ten facet nie lubi płacić w ciemno…

– Co chciał wiedzieć? – nalegałem, a on coraz bardziej się przede mną otwierał.

– Wszystko. Gdzie mieszkasz? Jak długo śpisz? Gdzie chodzisz? Z kim rozmawiasz?

– Podsłuchujesz mnie? – zapytałem z udawanym obrzydzeniem. Jeszcze chwila i z mojej wykrzywionej gęby zacznie kapać piana. Z wściekłości, oczywiście.

– No… – zająknął się. – Od trzech dni dopiero.

– A wcześniej nie było łaska? – zdenerwowałem się, zupełnie jak człowiek poprawny politycznie.

– Nie mogłem się do was dostać – wyjaśnił.

Kiedy wydawało się, że dochodzimy do porozumienia i Rudy zacznie mieć poważne wyrzuty sumienia, zahamował koło nas radiowóz policyjny i wyskoczyło z niego sześciu ubranych na czarno antyterrorystów. Wszyscy w maskach, a jakże. Zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, chłopaki przystawili nam do głów giwery, a jeden z nich, chyba ich wujek, zagadnął:

– Ręce na widoku! Wychodzić! Powoli!

Proszę bardzo, możemy wyjść. W końcu Polacy to „jedna rodzina”, jak śpiewał kiedyś pewien bard. Borg schował paralizator i pierwszy opuścił samochód, ale rąk nie podniósł. Ja również zbierałem się do wyjścia, gdy usłyszałem szept:

– Poznałem cię, Jasiu. Przeszkadzasz nam w akcji…

Antyterrorysta nazwany Jasiem pochylił się do ucha Borga i odpowiedział:

– Rudy dał nam sygnał.

– To nasz?

– Glina. Pracował w Krakowie…

– Znacie się? – Rudy najwyraźniej miał dobry słuch. Włączył się do rozmowy, jakbyśmy stali w kolejce po bilety.

– Dogadajcie się – zdecydował nagle poirytowany policjant i dał sygnał do odwrotu. Zanim zdołaliśmy im podziękować, odjechali. Co za ludzie, nawet nie przeczytali nam naszych praw.

Staliśmy koło samochodu na chodniku i musiałem przyznać, że było to bardzo budujące. Równie dobrze mogliśmy leżeć z przestrzelonymi kolanami i obserwować chmury na niebie.

– Co robimy? – Pytanie Rudego przypomniało mi wakacje w szkole podstawowej.

– A więc masz chodzić za mną i opowiadać o tym Radwanowi – stwierdziłem, drapiąc się w czoło. – Rób to dalej, bracie – dodałem, poklepując go po plecach.

– Powiesz mu, że mnie namierzyliście? – zaniepokoił się.

– A zależy ci na tym? – odpowiedziałem tak samo głupio.

– Jak się dowie, to stracę dużo forsy – wyjaśnił. Gość parł do dobrobytu niczym mąż pod kołdrę.

– Rób swoje – uspokoiłem go. – Nic mu nie powiem. Może się na coś przydasz.

Odjechałem stamtąd z poczuciem niedosytu. Zostawiłem Borga i Rudego na ulicy, zastanawiając się, co jeszcze można zrobić, żeby odnaleźć Nanę. Ani policja, ani jej znajomi nie potrafili nam dać jakiegokolwiek punktu zaczepienia. Panienka rozpłynęła się po prostu w powietrzu. Szukano jej tyloma sposobami, że można było o tym nakręcić serial. Różnica polegała na tym, że w serialu co chwila ci dobrzy wygrywali, a ci źli trafiali do więzienia lub ginęli. Scenarzyści najpierw doprowadzali widzów do obłędu, straszyli ich, wywoływali wściekłość i chęć zemsty, a potem nagle robili fikumiku i ofiara uchodziła z życiem. Właściwie za każdym razem chodziło o to, żeby widz miał pełno w gaciach, a potem szedł lulu, wierząc w sprawiedliwość. W serialach nawet zakompleksiony kurdupel mógł pozować na macho, strzelać z dokładnością do milimetra i kochać się co godzinę z najładniejszymi panienkami. Miliony frajerów przed telewizorami wierzyło w te bajki i gotowi byli całować serialowych detektywów w sygnet, byle tylko poczuć się lepiej. W realnym życiu takie numery zdarzały się rzadko albo co najwyżej po północy, kiedy ten sprawiedliwy wracał do żony i dzieci, aby postraszyć ich swoim widokiem.

Na obiad poszedłem do indyjskiej restauracji na Żurawiej. W środku było cicho, przy stolikach zauważyłem tylko kilka osób, a obsługa powitała mnie dyskretnym uśmiechem. Przyzwyczaili się, że zamawiałem ich najostrzejsze dania i na swój sposób okazywali mi szacunek. Przeciętny Europejczyk nie miał szans w starciu z przyprawami, które tu serwowano. Zająłem stolik w kącie sali i pokazałem kelnerowi, że zamawiam to, co zwykle. Dziewczyna przy sąsiednim stoliku obrzuciła mnie spojrzeniem, w którym kryła się ciekawość, a zarazem znudzenie. Widocznie jej partner, wysoki blondyn w biurowym garniturze, nie powiedział jeszcze niczego wesołego. Wiadomo, praca, praca, praca i jeszcze raz praca. Mogły to znieść kobiety o wyglądzie foki albo młode matki w parku. Ta dziewczyna nie była żadną z nich. Mówiąc krótko – nadawała się.

Moja komórka zadzwoniła dokładnie w chwili, gdy pojawiło się jedzenie. Za taki numer ludzie powinni być karani brakiem dostępu do telewizora. Spojrzałem ze złością na nieznany mi numer i odezwałem się uprzejmie:

– Halo, słucham?

– Mówi Magda Ryś. Jestem kelnerką w klubie i chciałam się z panem spotkać. – Ładny głos, konkretna i do tego stęskniona za rozmową dziewczyna. Cuda się zdarzały.

– Artur Brandt – przedstawiłem się. – W jakiej sprawie pani dzwoni?

– Pamiętam człowieka, o którego pan pytał. No, tego z tatuażem…

– Gdzie możemy się zobaczyć? – Nie muszę chyba mówić, że nagle poczułem się udziałowcem w firmach Stefana Radwana.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Największa Przyjemność Świata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Największa Przyjemność Świata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Największa Przyjemność Świata»

Обсуждение, отзывы о книге «Największa Przyjemność Świata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x