Dick Francis - Ryzyko

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Ryzyko» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ryzyko: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ryzyko»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pierwszy z serii „końskich kryminałów” Dicka Francisa.
Roland Britten był utalentowanym dżokejem-amatorem. Był również nieustępliwym księgowym. Zdawał sobie sprawę, że kilku oszustów ostrzy sobie na niego zęby. Nie przypuszczał jednak, że ktoś mógłby porwać go, tym bardziej z toru, tuż po zwycięstwie w Cheltenham Gold Cup! Gdy to się stało, długo nikt nie miał pojęcia, kto i dlaczego uprowadził Brittena. Porwanemu jednak udało się wyrwać ze szponów prześladowców, w czym wydatnie pomogła mu Hilary Pinlock, emerytowana dyrektorka szkoły. I teraz Brittenowi pozostaje wysilić swój logiczny umysł księgowego, by wytropić swoich porywaczy. Nie wie jednak, co oni mają w zanadrzu.

Ryzyko — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ryzyko», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Tłumaczyliśmy im, że nie wyjechałbyś na tak długo – rzekł Peter. – Ale nie byli specjalnie zainteresowani.

– Chcieliśmy, żeby skontaktowali się z panem Kingiem, przez Interpol – wtórowała mu Debbie. – Ale po prostu nas wyśmiali.

– Spodziewałbym się tego – odparłem. – Więc Trevor jest ciągle na wakacjach?

– Ma wrócić w poniedziałek – powiedział Peter, zdziwiony, że mogłem zapomnieć coś tak oczywistego.

– Atak…

Spędziłem cały ranek ponownie ustalając sobie rozkład zajęć i poprosiłem Petera, żeby umówił mnie na spotkania w miejsce tych, na które nie mogłem się stawić. Popołudnie strawiłem na przekonaniu się, że moje kłopoty niezbyt interesują policję. Wróciłem do domu, prawda? Cały i zdrowy. Nie musiałem płacić okupu? Czy próbowano ze mnie w jakikolwiek sposób wymusić pieniądze? Nie. Czy mnie głodzono? Nie. Bito? Nie. Skrępowano sznurem, paskami czy kajdankami? Nie. Czy jestem pewien, że to nie był dowcip? Zajmą się tą sprawą, powiedzieli: ale jeden z nich zauważył, że on nie wzgardziłby darmową, dwutygodniową wycieczką nad Morze Śródziemne, na co jego koledzy wybuchnęli śmiechem. Zrozumiałem, że jeśli naprawdę chcę się dowiedzieć, będę musiał poprowadzić dochodzenie na własną rękę.

A bardzo chciałem się dowiedzieć. Niewiedza wydawała mi się bardzo niebezpieczna, czułbym się tak, jakbym stał za narowistym koniem. Nie wiedząc, dlaczego porwano mnie za pierwszym razem, jak mógłbym zapobiec ponownym takim próbom?

W czwartek wieczorem odebrałem swojego dolomite’a, którego przetransportowano na parking przed domem kierownika wyścigów konnych w Cheltenham. („Gdzie ty się, do diabła, podziewałeś? Ustaliliśmy, że to twój samochód, przy pomocy policji”). Potem pojechałem do domu dozorcy sali ważeń po portfel, klucze i siodło. („Gdzie ty się, do diabła, podziewałeś? Dałem kierownikowi wyścigów kluczyki od twojego samochodu, mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe”). Potem pojechałem do domu (poprzednią noc spędziwszy w hotelu na lotnisku) i bojaźliwie wszedłem do środka.

Nikt nie czekał na mnie w ciemnościach, z pałkami, eterem czy biletami w jedną stronę na kajutę w forpiku. Włączyłem wszystkie światła i nalałem sobie mocnego Scotcha, tłumacząc przy tym, że trzeba się uspokoić i wziąć w garść.

Zadzwoniłem do trenera, u którego codziennie rano trenowałem („Gdzie ty się, do diabła, podziewałeś?”), i umówiłem się, że od poniedziałku wznawiamy treningi. Zadzwoniłem także do człowieka, który chciał, abym wziął udział w jakimś wyścigu, żeby przeprosić za nieobecność. Nie widziałem powodu, dla którego nie miałbym im odpowiedzieć na pytanie, gdzie byłem, więc oznajmiłem im wszystkim: zostałem porwany i zabrany łodzią na Minorkę, nie wiem dlaczego. Myślałem, że może chociaż ktoś znajdzie jakieś prawdopodobne wyjaśnienie, ale sądząc po głosach, wszyscy byli tak speszeni jak ja.

W domu nie było zbyt dużo jedzenia, a stek w lodówce zdążył już zapuścić bokobrody. Zdecydowałem się na spaghetti posypane pokrojonym serem, ale nim zacząłem je przyrządzać, poszedłem na górę, żeby przebrać się z nowej marynarki w stary sweter i zahaczyć o łazienkę.

Rzuciłem okiem przez okno w łazience i na krótką chwilę zastygłem, ogarnięty dziką paniką.

W ogrodzie był mężczyzna, który patrzył w stronę pokojów znajdujących się na parterze domu. Światło z dużego pokoju rozjaśniało jego twarz.

Nie pamiętałem go świadomie, ale natychmiast go rozpoznałem dzięki szóstemu zmysłowi i zastygłem. Był to fałszywy sanitariusz z wyścigów w Cheltenham.

Za nim, na drodze, stał samochód, którego dach i okna lśniły odbitym światłem. Drugi mężczyzna opuszczał fotel z przodu auta po stronie pasażera, trzymając w rękach coś, co wyglądało jak reklamówka wypchana watą. Trzecia sylwetka, słabo widoczna, przemieszczała się przez ogród w stronę tylnego wyjścia.

Nie mogli, pomyślałem: z pewnością nie mogli przypuszczać, że po raz drugi uda im się mnie przechytrzyć. Ale skoro było ich trzech, właściwie nie musieli próbować mnie przechytrzać.

Sanitariusz machnął ręką do mężczyzny przy samochodzie i wskazał im, gdzie mają pójść, co też robili – stanęli po obu stronach drzwi wejściowych tak, żeby otwierający je od środka nie mógł ich zauważyć. Sanitariusz wyciągnął ramię i zadzwonił.

Otrząsnąłem się z letargu.

Niesamowite, jak przerażenie wyostrza intelekt. Było tylko jedno miejsce, w którym mogłem się ukryć, a była nim moja sypialnia. Prędkość, z jaką wyskoczyłem za burtę lodzi, była niczym w porównaniu z tym, jak szybko uwijałem się teraz.

Na parterze, w dużym pokoju stary, ogromny piec wchłonął kiedyś piec do chleba, który ludzie mieszkający w tym domu przede mną usunęli tworząc w jego miejscu wysoką alkowę z półkami. Chcąc mieć kryjówkę na kosztowności, przebili otwór w górnej części pieca do chleba prowadzący do znajdującej się nad nim sypialni, gdzie w ten sposób powstało swego rodzaju pudło pod podłogą wbudowanej w ścianę szafy. Nie mając zbyt wiele kosztowności, trzymałem tam zamiast tego swoje dwie walizki.

Otworzyłem drzwi do szafy i uniosłem umocowaną na zawiasach klapę w podłodze, i wyciągnąłem walizki.

Ponownie rozległo się natarczywe dzwonienie.

Spuszczenie się do kryjówki zajęło mi kilka sekund, a kiedy wtargnęli do domu przez drzwi wejściowe, zdążyłem już zamknąć drzwi od szafy i prawie zamknąć klapę w podłodze.

Gwałtownie biegali po domu, otwierając i trzaskając drzwiami, krzycząc, aż w końcu zebrali się wszyscy na dole.

– Do cholery, on musi tu być.

– Britten! Britten, wyłaź, wiemy, że tu jesteś.

– Pieprzony sukinsyn się ulotnił.

Słyszałem wszystkie głośne słowa przez dyktę oddzielającą moją kryjówkę od dużego pokoju. Czułem się straszliwie niepewnie, siedząc tam, będąc na tym samym poziomie co zdjęcie nad gzymsem kominka, właściwie byłem w tym samym pokoju, co oni, ukryty tylko za cienką ścianką.

– Nie mógł nas widzieć, jak przyszliśmy.

– Nie wyszedł tylnymi drzwiami, jestem tego pewien.

– To w takim razie, gdzie on, do diaska, jest?

– Może w tych walizkach na górze?

– Nie. Nie ma go w nich. Są za małe. Poza tym zajrzałem do nich.

– Na pewno chce się, cholera, ulotnić.

– No.

– Rozejrzę się jeszcze raz na górze. Musi gdzieś tu być. Ponownie przeszukali cały dom, zewsząd dobiegało dudnienie ich ciężkich butów.

Jeden z nich na chwilkę otworzył znajdującą się nade mną szafę i nie zobaczył nic poza ubraniami, tak jak wcześniej. Siedziałem teraz pod ich nogami, pociłem się i czułem, że serce wali mi jak młotem.

– Sprawdź pod łóżkiem – powiedział.

– Nie mogę. Łóżko przylega do podłogi.

– To może w takim razie sprawdzimy w drugiej sypialni?

– Patrzyłem. Nie ma go tam.

– No to, do cholery, sprawdź jeszcze raz.

Drzwi szafy zamknęły się nade mną. Wytarłem sobie pot z oczu i spróbowałem nieco rozprostować bezszelestnie moje nogi, nie pocierając nimi o ściankę. Byłem w pozycji półsiedzącej i półleżącej we wnęce o długości mniej więcej trzech stóp, głębokości dwóch, a szerokości z trudem starczającej na moje ramiona. Kolana miałem boleśnie zgięte, podeszwy stóp stykały się z tyłem moich ud. Była to zła pozycja dla wszystkich możliwych mięśni.

Dwóch przyszło do dużego pokoju, jeden po drugim.

– Co tam masz? No, pozwól mi zobaczyć.

– Nie twój zafajdany interes.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ryzyko»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ryzyko» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rat Race
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Ryzyko»

Обсуждение, отзывы о книге «Ryzyko» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x