– Za spotkanie dwóch interesujących facetów, którzy pasują do siebie jak kula do dziurki – oświadczył Wład. – No już, już, nie zwalniaj tempa. Regulować ruch będę ja. Tak jest, proszę, ogóreczek… Teraz jeszcze po jednej, zakąsimy i – stop. Zanim Zina zorganizuje coś na gorąco, pokażę ci twoją kwaterę.
Okazało się, że za załomem korytarza znajduje się wygodnie urządzony pokój – nie gorszy niż w pięciogwiazdkowym hotelu.
– Nie myśl tylko – mówił Sołowjow – że sprowadzamy tu dziewczyny. Widzisz, jest biurko, superkomputer, czasami nie chce mi się pruć do domu, do Żukowki, więc zostaję tutaj na parę dni. A teraz ty sobie pomieszkaj. Jutro będziemy wiedzieli, czy strażacy i gliniarze cię szukają. Neseser możesz tu zostawić, nikt go nie ruszy.
– Dlaczego strażacy? – zapytał Fandorin, puszczając mimo uszu wzmiankę na temat nesesera. Po dwukrotnej stracie cennej walizeczki nie chciał się z nią rozstawać ani na chwilę.
– Zapomniałem, żeś ty nie człowiek radziecki. – Wład machnął ręką. – Cholernie dobrze gadasz po rosyjsku. Uczyli nas w przedszkolu takiego wierszyka. Krótko mówiąc, wszyscy szukali jakiegoś szczyla. Nie pamiętam już, co on tam nabroił. Pewnie coś podpalił. Zresztą cholera z nim. No więc widziałeś swoją metę, drogę znasz. Możemy wracać. Czas poznać się bliżej.
Nicholas czuł natłok niezwykłych, ale całkiem przyjemnych wrażeń. Siedział przy stole, z głową opartą na ręce, i słuchał dobiegających z dołu, z restauracji, dźwięków akordeonu oraz silnego, lekko ochrypłego głosu, który śpiewał piękną pieśń o zakurzonych frontowych drogach, mgle, chłodach i trwodze. Blezer wisiał na oparciu krzesła, duszący krawat z szyi magistra przewędrował na szyjkę butelki. Przestrzeń wokół lekko się kołysała przed oczyma Fandorina i wydawała się jakby zamazana, ale to mu nie przeszkadzało – niech się kołysze. Nicholas zdawał sobie sprawę, że nie jest zupełnie trzeźwy, a tak precyzyjna samoocena świadczyła o tym, że także nie całkiem pijany. Sekret był dziecinnie prosty: należało zachować rozsądek i przezorność. Nie pić za każdym razem, kiedy zaprawiony w bojach Wład opróżnia kieliszek, tylko przepuszczać kolejki. Dwie przepuścić, trzecią wypić, dwie przepuścić, trzecią wypić. Co prawda, Zinuś ustawiła przed flibustierem już trzeci rząd kieliszków…
Bliższa znajomość została zawarta. Fandorin wiedział teraz o swoim nowym przyjacielu wszystko. Wład Sołowjow był dyrektorem generalnym holdingu Czarna Góra, w którego skład wchodził koncern zajmujący się wydobyciem ropy naftowej i gazu ziemnego Black Mounting, sklepy perfumeryjne Mont Noir, browar Schwarzberg, zakłady montażowe komputerów Kuroyama oraz sieć lokali rozrywkowych Montenegro (do niej właśnie należał fantastyczny lokal „Szynk”).
Również bezkresna słowiańska dusza generalnego dyrektora nie miała już dla Nicholasa tajemnic.
– W życie, Kola, trzeba się wgryzać ze smakiem, jak w chrupiące jabłko – pouczał Wład, wykonując zamaszyste gesty ręką, w której trzymał rumiane krymskie jabłuszko. – Żeby sok pryskał na wszystkie strony. Inaczej szkoda tlen marnować. Co, myślisz, że biuro na Wołchonce to szczyt marzeń Włada Sołowjowa? Gówno prawda! Und Morgen die ganze Welt [49] , kapujesz? Ostateczny cel to nic, trzeba iść do przodu, rozumiesz?
– Rozumiem. – Nicholas kiwnął głową, obserwując z zaciekawieniem, jak stół z lekka się unosi nad podłogą, po czym znów się opuszcza, unosi się i opuszcza, i tak w kółko niczym podczas seansu spirytystycznego. – I wiem jedno, Władik. Jesteś absolutnie wszechstronny. Pełen harmonii. Po prostu człowiek renesansu. Zazdroszczę ci. – Rozgoryczony magister machnął ręką. – Masz temperament, pędzisz do przodu, czujesz wiatr w uszach, jesteś wystrzałowym facetem. Rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć?
Władik, naturalnie, rozumiał doskonale – nawet lepiej niż sam Nicholas. Człowiek renesansu położył przyjacielowi rękę na ramieniu, schrupał jabłuszko i rzekł, ostrzegawczo kiwając palcem:
– I tu, Kola, robisz błąd. Nie wolno nikomu zazdrościć, to beznadziejne podejście do sprawy. Zazdrości ten, kto nie żyje własnym życiem. Ale jeżeli żyje, jeżeli robi to, do czego Pan Bóg go stworzył – wskazał palcem gdzieś w sufit – to nikomu nie będzie zazdrościł. Rozmawiam teraz z tobą szczerze jak na spowiedzi, bez picu. Kim jesteś? Historykiem?
– Historykiem – potwierdził magister i upił łyk z kieliszka.
– No i bądź sobie na zdrowie. Dlaczego miałbyś zazdrościć Władowi Sołowjowowi? Ze mnie przecież, Kola, zły człowiek. Bandyta. Wcześniej czy później noga mi się powinie. Zginę, ale z fasonem. Z trzaskiem. Tak jak żyłem. A ty pisz swoje książki. Dokonuj odkryć. – Zrobił niepewny gest widelcem w powietrzu. – U was… u historyków dokonuje się odkryć? Tak? No to idź na całość, pokaż, co potrafisz. Inaczej na cholerę komu taki historyk?
Oto słowa prawdy! Fandorin aż pokręcił głową z wrażenia. I w jednej chwili podjął decyzję, która wydała mu się elementarnie prosta i naturalna. Owszem, był nietrzeźwy, ale to nie miało wpływu na słuszność jego postanowienia. Dokonał właściwego wyboru – a coś takiego czyni się nie mózgiem, lecz sercem. Rozum może się mylić, serce – nigdy.
Nie wolno zostawić Corneliusa samego, pozwolić, by na próżno wyciągał z mroku dziejów rękę do dalekiego potomka. Nie wolno tchórzyć i wycofywać się, trzeba brać przykład z Włada. Jak Nicholas mógłby żyć dalej, czuć się pełnowartościowym człowiekiem i zachować szacunek dla siebie, gdyby nie rozwikłał tej tajemnicy, odrzucił pierwsze prawdziwe wyzwanie, jakie otrzymał w darze od losu?
Przepełniony tymi burzliwymi uczuciami, Fandorin powiedział cicho:
– Tak, Wład, historycy też niekiedy dokonują odkryć. I to jakich! Posłuchaj, zaraz ci coś opowiem…
Pochylił się do przodu, żeby poinformować przyjaciela o testamencie Corneliusa von Dorna, Liberii i bojarze Matfiejewie, ale do gabinetu akurat zajrzała Zina, Zinula, Zinuś. Podniosła z podłogi upuszczoną serwetkę, delikatnie zdjęła z ramienia Włada zielony pęd dymki, który nie wiadomo jak się tam znalazł, i bezszelestnie się oddaliła.
– Władik, przecież ona jest w tobie zakochana – donośnym szeptem oznajmił Nicholas, kiedy urodziwa kobietka wyszła. – Jak mi Bóg miły. Widziałeś, jak ona na ciebie patrzy? O-o, nie chodzi jej wcale o pieniądze. Mówię ci, szaleje na twoim punkcie.
Sołowjow z zainteresowaniem obejrzał się w stronę drzwi.
– Kto, Zinoczka? Poważnie? Wiesz co, Kola, mam żelazną zasadę: żadnych figli-migli z personelem, bo wtedy robota leży, a ja tu burdelu nie potrzebuję. Zina jest w „Szynku” kierowniczką administracji. To mądra baba, chciałem ją nawet przerzucić na kasyno. Złoty człowiek. Co, serio myślisz, że ona?…
Nicholas położył rękę na sercu i dla większej wiarygodności jeszcze zamknął oczy.
– Na sto procent. Szczęściarz z ciebie, Władik. I forsy masz jak lodu, i piękne kobiety na ciebie lecą.
– To prawda. – Generalny dyrektor Czarnej Góry nie zaprzeczał. – A wiesz dlaczego? Dlatego, że lekko je traktuję – i pieniądze, i baby. Pardon, kobiety. Do tego, Kola, sprowadza się cała filozofia. Dużo o tym myślałem. Pieniądze to żywy organizm. I im w nas, facetach, podoba się to samo, co laskom… Pardon, kobietom. I jedne, i drugie trzeba traktować lekko, wesoło, ale z należytą dbałością i troską. Ich braku nigdy nie wybaczają, rozumiesz? Stale się słyszy: mistyka pieniędzy, tajemnica kobiecej duszy. Nie wierz w to. Nie ma żadnej tajemnicy, wszystko jest bardzo proste. Grunt to odnosić się do nich tak samo jak do dobrych kumpli. Bez chamstwa, ale i bez stawiania na piedestał. Verstehst du oder nicht? [50] Można je kochać, jak najbardziej, ale nie należy im tego zanadto okazywać. Lepiej być powściągliwym. Wtedy same się do człowieka garną.
Читать дальше