Jerzy Edigey - Sprawa dla jednego
Здесь есть возможность читать онлайн «Jerzy Edigey - Sprawa dla jednego» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Sprawa dla jednego
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Sprawa dla jednego: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sprawa dla jednego»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Sprawa dla jednego — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sprawa dla jednego», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Taki piękny dzisiaj dzień! – Podporucznik Szymanek przychodził teraz pierwszy do pracy. Co prawda zawsze po mniejszej lub większej wojnie z żoną, uroczą panią Hanką. – Chyba nawet cieplejszy niż ten upał w drugiej połowie września, kiedy to na Pradze udawałeś „białą damę”.
– „Białą damę”? – Porucznik tak był ostatnio przytłoczony niepowodzeniami, że nie od razu zrozumiał, o co chodzi przyjacielowi. Dopiero po chwili przypomniał sobie podwórze fabryczne w spółdzielni na Ziemowita, trzask pękającego worka i biały obłok, który ich wszystkich natychmiast okrył.
I nagle oficer milicji uzmysłowił sobie zupełnie drobny wycinek jednego z dokumentów dochodzenia. Ten wycinek, który na początku wydawał się porucznikowi zupełnie bez znaczenia. Teraz urósł do rangi klucza rozwiązującego zagadkę. Ciesielski zerwał się zza biurka, wrzucił akta do szuflady i skierował do drzwi.
– Co cię ukąsiło? – zapytał przyjaciel zdziwiony, że porucznik nie zainteresował się rezultatami wczorajszych działań podporucznika.
Ciesielski zatrzymał się w progu.
– Wiem już – powiedział – kto zabił Stojanowskiego, a przynajmniej jaki jest motyw zbrodni i w jakim kręgu należy szukać mordercy.
– Kto?!
– Nie powiem ci.
– Dlaczego???
– Bo nazwiesz mnie wariatem i będziesz miał rację.
– Tyś chyba już zwariował.
– Być może. Wiem, kto zabił, ale nie mam przeciwko temu człowiekowi najmniejszego dowodu. Wszyscy byście mnie wyśmiali, gdybym wam powiedział, jak do tego doszedłem.
– Dokąd lecisz?
– Najpierw do domu, a potem do Zakładu Kryminalistyki. Po dowód.
– Uważaj na siebie. Pamiętaj o rozkazie pułkownika.
– Łazi za mną ten cerber. Mam go powyżej dziurek od nosa.
– Tym bardziej, kiedy ci coś świta pod sufitem, powinieneś się pilnować.
Porucznik już tych przestróg nie słyszał. Wybiegł z pokoju i za chwilę gnał samochodem do mieszkania. Tam swój „dowód” zawinął w gazetę i pojechał do Zakładu Kryminalistyki.
– Muszę to mieć natychmiast – przekonywał majora, specjalistę od mikrośladów. – Jest wskazany jak największy pośpiech.
– Pośpiech jest dobry przy łapaniu pcheł. – Major nie wzruszył się wzburzeniem młodego człowieka. – Dostaniecie swoją analizę nie wcześniej i nie później, aż będzie zrobiona. Zrobimy ją, jak przyjdzie kolej.
– To naprawdę, majorze, bardzo pilne.
– U nas wszystkie analizy są „na wczoraj”. Innych w ogóle nam nie przysyłają. Każdemu z was się zdaje, że my tu nic nie robimy. Ktoś spojrzy w mikroskop, inny coś naświetli promieniami pod – czy nadczerwonymi i analiza gotowa. Nie zdajecie sobie sprawy, że od naszych ustaleń zależy wolność czy nawet życie człowieka. – Major dosiadł swojego ulubionego konika. – Coś tam liznęliście w szkole oficerskiej w Szczytnie i teraz każdy z was przylatuje tutaj jak po ogień.
– Kiedy, panie majorze, to naprawdę bardzo ważne. Sprawa o morderstwo. Inaczej nigdy bym się nie ośmielił tak nastawać na pośpiech…
– No, już dobrze. – Majora wyraźnie ułagodziła pokora młodszego oficera. – Zrobię dla was wyjątek, puszczę te badania poza kolejką. Dostaniecie je pojutrze po południu. Gdzieś około godziny czternastej. Sami się zgłosicie czy przysłać do Pałacu Mostowskich?
– Dopiero pojutrze o drugiej? – jęknął Ciesielski.
– No, powiedzmy o dziesiątej. Wcześniej nie da rady, kolego. To nie piekarnia.
– Bardzo dziękuję, panie majorze. Sam przyjdę po odbiór orzeczenia.
Te półtora dnia dłużyło się Ciesielskiemu jak nigdy. Przeglądał akta sprawy i coraz więcej różnych szczegółów zaczynało pasować do początkowo mało prawdopodobnej hipotezy. Ktoś kiedyś porównywał dochodzenie do układania łamigłówki obrazkowej. Przez tak długi czas poszczególne kostki z obrazkami nie pasowały Ciesielskiemu do niczego. Teraz zaś zaczął się z nich układać coraz bardziej logiczny rysunek. Portret mordercy.
Już od ósmej rano porucznik warował w gmachu Zakładu Kryminalistyki. Major zbył go krótko: – Powiedziałem, że o dziesiątej, to dostaniecie analizę o dziesiątej. Ani minuty wcześniej.
Wreszcie wskazówki zegarka dowlokły się do tej upragnionej dziesiątej. Miła sekretarka wyszła do poczekalni, gdzie kręcił się niecierpliwie na krześle i podała mu badany przedmiot oraz żółtą kopertę.
– To dla was – powiedziała – proszę pokwitować odbiór.
Porucznik podpisał i niecierpliwie rozdarł papier.
Analiza była taka, jakiej właśnie oczekiwał. Zdobył pierwszy, jeszcze niewiele znaczący dowód. Ale ten papierek z kilkoma wierszami maszynowego tekstu miał rozstrzygające znaczenie. Wskazywał, że śledztwo po długiej serii niepowodzeń ruszyło z miejsca.
Pełen entuzjazmu młody oficer wpadł jak bomba do pokoju zwierzchnika. Nawet się nie zapytał panny Krysi, czy „stary” jest sam. Pułkownik Niemiroch widząc minę młodego człowieka odgadł natychmiast: – Przypomniałeś sobie nareszcie – powiedział. – Mów!
– Od dwóch dni noszę się z tą myślą. Ale bałem się wyjawić nie tylko panu pułkownikowi, lecz nawet Antkowi. Teraz wracam z Zakładu Kryminalistyki. Oto ich orzeczenie.
Niemiroch przeczytał podany mu dokument. – Nie bardzo rozumiem – powiedział – O co ci chodzi? ‹- Przecież – wyjaśniał Ciesielski – pył z moich spodni jest identyczny z mikrośladami znalezionymi na odważ niku, którym został zamordowany Zygmunt Stojanowski, a spodnie zabrudziłem w spółdzielni „Pomoc Budowlanym”.
– Tak – zgodził się pułkownik – to może być poważną poszlaką.
– Na pewno jest. – Dla porucznika prawie wszystko było jasne.
– Ale jaki związek miał z tym Stojanowski?
– To muszę ustalić.
– Jak to zrobisz?
– Popełniłem duży błąd. Rozmawiałem na budowie z inżynierem kierującym wielkim odcinkiem Trasy Toruńskiej. Muszę znaleźć robotników, których szefem był Stojanowski. Oni mi na pewno będą mogli wyjaśnić tajemniczy spadek wydajności i powiedzieć, jakie o tym zdanie miał inżynier. Wiemy, że początkowo podejrzewał betoniarnię, że kradną cement i dają gorszy beton. Ale, jak to ustaliliśmy, nie wystąpił z takim oskarżeniem ani do kierownika wytwórni betonu, ani do naczelnego dyrektora robót, chociaż odgrażał się Adamczykowi, że to zrobi, jak tylko zdobędzie dowody. Widocznie przekonał się, co także zrobiła milicja, że betoniarze są bez winy.
– Cementownie mogły rzeczywiście dostarczyć cement gorszego gatunku, który dłużej schnie – zauważył Niemiroch.
– W razie potrzeby damy próbki tego cementu do analizy Instytutowi Naukowemu Budownictwa, a także naszym specom z Zakładu Kryminalistyki;
– Oni ciebie chyba i tak zamordują – roześmiał się pułkownik. – Jesteś ich najlepszym klientem. Stale zasypujesz zakład nowymi zamówieniami.
– Od tego są – krótko skwitował porucznik. – Sądzę jednak, że obejdzie się bez analizy cementu. Natomiast pobierzemy próbki czegoś innego.
– Jesteś bardzo pewny siebie.
– Pan pułkownik sam powiedział, że to „sprawa dla jednego”. Dlatego chciano mnie zabić. To jasne. Długo jednak nie rozumiałem dlaczego tylko mnie. Teraz wiem, że tylko ja, zresztą najzupełniej przypadkowo, zetknąłem się z mordercą w dość dziwnych okolicznościach. Obawiał się, że go rozszyfruję. I właśnie to nastąpiło.
– Co chcesz robić?
– Znaleźć motyw zabójstwa.
– Chyba go już masz.
– Niezupełnie. Fakt, że inżynier Stojanowski zrozumiał, dlaczego beton musi dłużej pozostawać w formach, nie był powodem morderstwa. Powód musi być inny. Wymierny w złotówkach. Wydaje mi się, że produkt pochodzący z importu z krajów kapitalistycznych, którego urzędowa cena za kilogram jest tak wysoka, musi mieć także i innych amatorów. Nie wiem, do czego jeszcze można go używać. Zakład Kryminalistyki orzekł, jak pan pułkownik sam przeczytał: „jeden z ważniejszych składników pudru kosmetycznego”. To już jest jakiś punkt wyjścia… Trudno od Zakładu Kryminalistyki wymagać, aby się znał na kosmetykach. Ale są fachowcy, którzy się na tym znają. Być może, że ten importowany towar ma także i inne zastosowania. To muszę zbadać. A także czy istnieje na niego zapotrzebowanie na czarnym rynku.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Sprawa dla jednego»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sprawa dla jednego» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Sprawa dla jednego» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.