– Co pan zrobi teraz?
– To już zupełne głupstwo. Po prostu tak zsunę płytkę, aby dostać się do sprężyny i wyjąć ją. Reszta nie jest bardziej groźna niż trzymane w ładownicy naboje od dubeltówki.
Po chwili kapitan spokojnie schował do swojej walizeczki sprężynę i nie przedstawiającą już niebezpieczeństwa książkę.
– Nasze „muzeum zbrodni” w Zakładzie Kryminalistyki – powiedział śmiejąc się – wzbogaci się o nowy, ciekawy i rzadki eksponat. Niezmiernie się cieszę, że porucznik ma niezwykłych przyjaciół, przysyłających mu takie urocze prezenty. Polecam się na przyszłość.
Kapitan pojechał na Ksawerów, porucznik Ciesielski z książką pod pachą wrócił do swojego pokoju.
– Tę książkę trzeba jednak posłać do Zakładu Kryminalistyki – zadecydował. – Może są na niej jakieś mikroślady?
– Masz tu i resztki opakowania – podporucznik podał skrawki papieru pakowego oraz sznurek. – Wyślij to razem.
Zatelefonowała sekretarka, panna Krysia. Zawiadomiła, że obaj oficerowie mają się natychmiast stawić u pułkownika.
Niemiroch nie ukrywał swojego złego humoru. – Doszło już do tego, że do gmachu komendy przysyłają bomby. A wy, jak słyszałem, bagatelizowaliście sprawę i chcieliście otworzyć paczkę. No, nie tak było?
– Chciałem – szczerze przyznał Ciesielski – ale Antek mi nie pozwolił.
– A ostrzegałem, żebyście się mieli na baczności. Może nie ostrzegałem?
– Ostrzegał pan pułkownik – Ciesielski znając zwierzchnika wiedział, że przyznawaniem i potakiwaniem najszybciej go rozbroi.
– Mam osłów, a nie oficerów.
– Tak jest, panie pułkowniku. – Ciesielski pomyślał sobie, że ma dzisiaj dobry dzień. Nazwano go już „eunuchem”, „kretynem”, „bałwanem”, nawet „wariatem”. Teraz do kolekcji przybył „osioł”. A do wieczora daleko.
– No, może nie całkiem osłów – zreflektował się pułkownik – ale ludzi bardzo nieostrożnych, a przede wszystkim takich, którzy nie umieją myśleć.
– Panie pułkowniku…
– Nie rozumiesz? To bardzo proste. Już raz ci mówiłem. Dlaczego przestępca usiłuje wyeliminować Ciesielskiego? Na pewno nie robi tego z czystej żądzy mordu, ale z wyrachowania. Po prostu dlatego, że Ciesielski ma w swoim ręku klucz do rozwiązania zagadki, tylko że nie umie go znaleźć. A nie umie, bo nie potrafi myśleć.
– Cały czas nad tym się zastanawiam. Ciągle szukam motywu. To samo zresztą robi Antek. Ale do niczego nie możemy dojść.
– Tylko ty, Andrzeju, możesz znaleźć zabójcę. Bo tylko ciebie przestępca chce zamordować. Szymanek i ja sam, chociaż znamy całą sprawę i czytaliśmy wielokrotnie akta, nie stanowimy dla zbrodniarza żadnego niebezpieczeństwa. Nie mamy możliwości wykrycia prawdy. To sprawa dla jednego. Dla ciebie.
– Posłałem do Zakładu Kryminalistyki opakowanie bomby i książkę. Spodziewam się, że znajdą tam jakieś mikroślady, a poza tym zdobyliśmy jedną informację o mordercy.
– Jaką?
– Facet zna się na produkcji bomb i ma dostęp do materiałów wybuchowych. Najprawdopodobniej jest myśliwym. Użył do tej piekielnej maszyny spłonki od naboi myśliwskich. Kupił ją w sklepie z przyborami myśliwskimi. A tam sprzedają wyłącznie myśliwym.
– Szukaj wiatru w polu. Mało to ludzi w Polsce poluje?
– To jednak jest pewien ślad.
– Po którym daleko nie zajdziemy. Co innego jeśli będziemy mieli przestępcę w ręku. Wtedy to może być jeden z dowodów. Wiesz Andrzeju, co ci powiem?
– ???
– Jeżeli chcesz, jedź sobie na ryby albo na wycieczkę w góry. W Zakopanem październik bywa nieraz bardzo piękny. Weź Irenkę ze sobą albo siedź w „Aidzie” i gap się na… przechodzących trotuarem.
– On jej wcale nie widuje – wyrwał się podporucznik.
– Naprawdę?
– Tak jest.
– Cymbał jesteś. Taka dziewczyna. Gdybym był młodszy…
Jest i „cymbał” – prawie z radością pomyślał Ciesielski, a głośno powiedział: – Nie zapominam, panie pułkowniku, że na razie Irena Stojanowska jest jedyną podejrzaną. Jedynie ona miała motywy popełnienia zbrodni.
Niemiroch popatrzył na porucznika i uśmiechnął się. – Porządny z ciebie chłopak. Nie przypuszczałem, że do tego stopnia. Przepraszam cię. Nie gniewaj się na starego.
– Kiedy ja, panie pułkowniku…
– Od dzisiaj będziesz miał obstawę. W dzień i w nocy. Jak największa ostrożność. Nie wolno ci samemu otwierać drzwi do własnego mieszkania. Zawsze wychodząc z domu zostawiaj jakiś sekretny znak. Na przykład zalepiaj drzwi włosem, żebyś wiedział, czy ktoś nie próbował dostać się do środka. Żadnego, bywania po lokalach. Żadnych interwencji. Nawet kiedy usłyszysz wołanie o ratunek albo zobaczysz, że jakiś chuligan bije staruszka. Twoja obstawa będzie interweniować. Ty nigdy. Zrozumiano?
– Tak jest, panie pułkowniku.
– I naturalnie ani kroku bez broni.
– Tak jest.
– Nie chodzi mi o ciebie. Chodzi o tamtą zbrodnię. Powtarzam: tylko ty możesz ją rozwiązać. W twoim ręku są wszystkie atuty. Rób, co chcesz, ale nieustannie analizuj swoje postępowanie. Bo jestem przekonany, że to najważniejsze nie znajduje się w aktach. To coś, koło czego przeszedłeś, nie zwracając na to najmniejszej uwagi. A tymczasem właśnie tego obawia się zabójca Stojanowskiego.
– Nie przypuszczam, panie pułkowniku, aby ten facet znowu zaryzykował.
– Do trzech razy sztuka, mówi przysłowie. Wolę, żeby nie było tego trzeciego razu. Dlatego i sam musisz się pilnować i my cię musimy strzec.
Porucznik nie skorzystał z danej mu wolnej ręki. Nie pojechał na ryby ani nie podziwiał złotej polskiej jesieni w Tatrach. Codziennie przychodził do swojego pokoju i codziennie studiował akta. Bez rezultatu.
Niewielkie rezultaty przyniosły także badania Zakładu Kryminalistyki. Znaleziono na książce mikroślady – włoski ze sztucznej wełny koloru popielatego. Na pewno materiał na damskie okrycie. Inne ślady – to elanowełna. Kolor: ciemny granat. Najprawdopodobniej materiał, z którego szyje się męskie marynarki.
Poza tym kapitan Laskowski zawiadomił porucznika, że bombę wypełniono zwykłym prochem, który jest w sprzedaży w sklepach ze sprzętem myśliwskim. Ładunek wybuchowy był jednak dostatecznie silny, aby w razie wybuchu zabić lub w każdym razie ciężko zranić człowieka, który otworzyłby książkę. Wybuch nastąpiłby na pewno. Próby techniczne wykonane po usunięciu prochu zawsze powodowały odpalenie spłonki. Zarówno metalowy pojemnik na proch, jak i cała książka-pułapka były bardzo dokładnie wytarte i nie nosiły żadnych śladów.
Nastała „złota polska jesień”. W Warszawie było tak ciepło, że panie włożyły letnie sukienki, a mężczyźni chodzili w lekkich garniturach, w południe w samych koszulach, bez marynarek.
Sprawa zabójstwa Zygmunta Stojanowskiego niestety nie ruszyła z miejsca. Prokurator stracił nadzieję na ujęcie mordercy i coraz częściej wspominał, że po upływie przewidzianego kodeksem terminu trzeba będzie śledztwo umorzyć. Pułkownik Niemiroch wprawdzie nic nie mówił, ale takim wzrokiem spoglądał na swojego oficera, że porucznik Andrzej Ciesielski wolałby się raczej zapaść pod ziemię niż pokazywać na oczy swojemu zwierzchnikowi. Zaś pewna piękna kelnerka coraz bardziej się martwiła, że ten telefon, na który tak czekała, jakoś się nie odzywa.
Ciesielski nauczył się już na pamięć akt sprawy, ale nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego to tylko on jest taki groźny dla mordercy i dlaczego naczelnik wydziału zabójstw twierdzi, że nikt inny tego dochodzenia nie popchnie, bo jest to „sprawa dla jednego”.
Читать дальше