– Zajęcia będziesz miał sporo – stwierdził pułkownik.
– Dam sobie radę. Podporucznik Szymanek odwali połowę tej roboty.
– A co dalej?
– Jeżeli stwierdzimy, że nasz towar można sprzedać za dobrą cenę, sprawa stanie się zupełnie jasna. Stojanowski zginął, bo doszedł do tych samych wniosków. Zrozumiał, że kosztem budowy Trasy Toruńskiej popełnia się wielkie nadużycia. Zabili go ci, którzy te nadużycia popełniają i którzy się na nich bogacą.
– W tym co mówisz, może być dużo racji, ale także wszystko może okazać się nieprawdą. W każdym razie to było rzeczywiście błędem, że badając przeszłość Zygmunta Stojanowskiego, rozmawialiśmy z jego przyjaciółmi i zwierzchnikami, a pominęliśmy podwładnych. To trzeba koniecznie naprawić. Dlatego też pochwalam twój zamiar ponownego udania się na budowę Trasy Toruńskiej.
– Zaraz tam pojadę.
– Nie bądź w gorącej wodzie kąpany. Wystarczy i jutro. A dzisiaj porozmawiaj telefonicznie z inżynierem Adamczykiem. Wydaje mi się, że to przyzwoity chłop. Niech on ci przygotuje grunt. Jemu łatwiej będzie się dowiedzieć, z jakimi ludźmi Stojanowski miał najwięcej do czynienia. Szukając „po omacku” stracisz dużo czasu i możesz nie trafić na tych, którzy coś wniosą do sprawy.
– Słusznie – przyznał porucznik.
– Boję się jednak o rezultat.
– Słucham pana pułkownika.
– Załóżmy, że trafiłeś w sedno i zdołasz wykryć poważne nadużycia. Ale co dalej? Zlikwidujemy przestępczy gang. To nie znaczy, że wykryjemy zabójcę Stojanowskiego. Od przestępstwa gospodarczego do morderstwa droga daleka.
– To jasne, że tylko oni mogli go zabić. Tylko oni mieli motyw tej zbrodni.
– Powiedzmy, że prokurator podzieli ten pogląd. Ale nie posadzi na ławie oskarżonych kilku czy kilkunastu członków gangu, oskarżając ich o morderstwo. Nie ma u nas odpowiedzialności zbiorowej. Sprawcy trzeba dowieść jego czynu. Przecież dobrze wiemy, że zabójcą był jeden człowiek. Widziała go ta… No, jak jej tam?
– Maria Bolecka.
– Właśnie. Maria Bolecka. Być może sprawca miał obstawę, ale tego nie stwierdzono. Może także na Koszykowej czekał na niego samochód? Może ktoś wydał temu człowiekowi rozkaz dokonania zbrodni. To jest prawdopodobne, ale nawet rozszyfrowując wszystkich członków gangu, jak odnajdziesz mordercę? Każdy będzie się zapierał i zwalał winę na innego. Czy potrafisz ustalić, kto zabił? W przeciwnym razie prokurator nie podejmie się sformułowania oskarżenia…
Pamiętam taki klasyczny przypadek. To było na samym początku mojej kariery milicyjnej. Nie zajmowałem się wtedy morderstwami, ale różnymi drobnymi przestępstwami i wykroczeniami. To było w Gdyni, tam bowiem stawiałem pierwsze kroki. Otóż bodaj na ulicy Świętojańskiej skręcając w jedną z poprzecznie przewrócił się motocykl, którym jechało dwóch mężczyzn. Po upadku żaden z nich nie mógł się podnieść. Ktoś zaalarmował znajdującego się w pobliżu milicjanta. Pośpieszył na miejsce wypadku, wezwał radiowóz i karetkę pogotowia. Ale lekarz stwierdził, że obu motocyklistom nic się nie stało. Po prostu byli tak w sztok pijani, że stracili przytomność. Zabraliśmy ich do naszego aresztu. Kiedy wytrzeźwieli, wziąłem w obroty właściciela motocykla. Tłumaczył się, że wyszedł z knajpy i czując, że jest pijany, oddał kluczyki przyjacielowi. Sam zaś zajął miejsce na tylnym siodełku. Ten drugi także miał prawo jazdy. Tamten znowu stwierdził: Ja po pijanemu miałbym jechać cudzym motorem? Wykluczone! To ja siedziałem z tyłu. Nie znaleźliśmy świadków, którzy widzieliby, kto rzeczywiście prowadził motor, i trzeba było obu frantów wypuścić na wolność. W głos się z nas śmieli. Uważaj, żeby i tobie nie przydarzyło się coś takiego.
– Nie ma obawy, panie pułkowniku – odpowiedział porucznik. – Nie będzie większej trudności z ustaleniem osoby mordercy.
– Dlaczego?
– Przede wszystkim dlatego, że jest to człowiek, którego Stojanowski nie znał. Pani Bolecka wyraźnie widzia ła, że inżynier wysiadając z samochodu nie witał się z nieznajomym, który go później uderzył odważnikiem. A więc nie pracował w spółdzielni za czasów Stojanowskiego. Poza tym plama, którą zauważyła Bolecka na spodniach mordercy.
– Sądzisz, że ten człowiek do tej pory przechowuje owe poplamione spodnie?
– Przypuszczam, że oddał je do pralni.
– Albo po prostu spalił.
– Gdyby tak było – odpowiedział porucznik – to rzeczywiście straciłbym jeden z koronnych dowodów. Ale zaledwie jeden. Nie przypuszczam jednak, żeby przestępca tak postąpił. Po pierwsze to były zupełnie nowe dżinsy. Takie, których się lekko nie wyrzuca. Na „ciuchach” śpiewają za nie od trzech do czterech tysięcy złotych. Ostatni krzyk mody. Poza tym ten człowiek nie wie, że feralną plamę dostrzegł jedyny świadek zbrodni. Nie przypuszczam także, aby przestępca był aż tak biegły w kryminalistyce i wiedział, że każda, nawet najlepiej sprana plama wyraźnie wystąpi w promieniach podczerwonych. Zwłaszcza zaś plama tłusta. Jestem przekonany, że zbrodniarz po prostu oddał spodnie do pralni chemicznej i może nawet dzisiaj ma je na sobie?
– Trzeba zawsze – przypuszczać najgorsze. A jeśli spalił?
– To mnie wprawdzie pozbawia jednego dowodu, lecz pozostaje następny. Na przysłanej mi książce Zakład Kryminalistyki ustalił mikroślady męskiej wełny granatowego koloru. Trudno przypuszczać, żeby wszyscy członkowie gangu umundurowani byli w jednakowe marynarki, szyte z tej samej beli materiału…
– Bombę mógł preparować jeden członek gangu, a zabić Stojanowskiego zupełnie kto inny. – Pułkownik z przesadną ostrożnością podważał wywody porucznika.
– Teoretycznie mogło być i tak. Sądzę jednak, że człowiek który już raz zabił, a drugi raz omal w ten sam sposób nie pozbawił życia innej osoby, mówię o sobie, podjął się także i trzeciego zamachu. Ten, kto robił bombę, na pewno jest myśliwym. Skoro więc będzie do niego pasowała i marynarka, postawimy mu zarzut popełnienia trzech zbrodni. Jeżeli nie zabił Stojanowskiego, od razu nam wskaże mordercę. To duża różnica być oskarżonym o dwa nieudane zamachy czy o dokonane zabójstwo. Solidarność gangu pryska w więzieniu. Mniejsze płotki zaczną śpiewać, chcąc się wykręcić paru latami więzienia, a nie dożywociem czy „czapą”. Grunt żebyśmy położyli rękę na całości. Potem już wyłuskamy właściwego sprawcę. O to jestem zupełnie spokojny.
– Co dziś robi Szymanek?
– Posłałem go do centrali handlowej importującej do Polski chemikalia. Muszę przede wszystkim ustalić, ile tego zeosilu sprowadzamy do kraju, kto i w jakich ilościach go kupuje oraz do czego się tego produktu używa. A także czy jest on w powszechnej sprzedaży. Bez takiego rozeznania rynku nie dowiemy się, dokąd ten biały proszek przecieka.
– No, dobrze – zgodził się pułkownik. – Prowadźcie śledztwo nadal w tym kierunku. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Bądźcie nadal ostrożni i nie spłoszcie przestępcy przed czasem. A uważaj na siebie.
– Teraz to już nie ma znaczenia – uśmiechnął się porucznik. – Przecież w tej chwili sprawą może się zajmować ktoś inny. Decydujące było skojarzenie rozsypanego worka zeosilu z zabiciem Stojanowskiego.
– Ale morderca nie wie o tym, że już powiązałeś te dwa zdarzenia. Jemu ciągle może się zdawać, że jeszcze nie dokonałeś swojego odkrycia, względnie nie podzieliłeś się z nami – tą tajemnicą. Nie mam zbyt wielu oficerów do pracy i nie chcę w głupi sposób tracić jednego z nich
Читать дальше