Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop

Здесь есть возможность читать онлайн «Dorothy Sayers - Kat poszedł na urlop» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kat poszedł na urlop: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kat poszedł na urlop»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zbiór opowiadań

Kat poszedł na urlop — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kat poszedł na urlop», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Jeżeli ci to sprawia przykrość – odezwał się zakłopotany pan Egg – to możemy go raz dwa odzyskać.

– Nie, w porządku – odparła Jean. – Czy moglibyśmy jak najprędzej wsiąść i odjechać?

Kiedy podrzucało ich na nierównej drodze, pan Egg ujrzał idącego z przeciwka chłopca. W ręku niósł koszyk. Idąc głośno sobie pogwizdywał.

– Spójrz! – powiedział Monty. – Jeden z naszych nieubłaganych rywali. Ale udało się nam go wyprzedzić. „Sprzedawca, który wcześniej przybywa, sprzed nosa innym zyski porywa". Niech to diabli! – powiedział sam do siebie, przydeptując gaz. – Mam nadzieję, że wszystko w porządku. Czy na pewno?

Jakkolwiek energicznie pan Egg się przyłożył do tego, aby Maher Szalał Chaszbaz wyszedł na ludzi, nie dawało mu to jakoś spokoju. Sprawa doskwierała mu do tego stopnia, że gdy w sobotę następnego tygodnia znalazł się z powrotem w Londynie, ruszył na południowy brzeg Tamizy, aby to zbadać. A gdy Jean otwarła mu drzwi u Maitlandów, u jej boku, wyginając się w pałąk i kiwając zadartym ogonem, stał Maher Szalał Chaszbaz.

– Tak – wyjaśniła dziewczynka – znalazł drogę i wrócił, mój kochany mądrala! Dokładnie tydzień temu – okropnie wychudły i zabłocony – nie wyobrażam sobie, jak to zrobił. Ale już nie mogłyśmy go odesłać, no powiedz, Maggie?

– Nie – rzekła pani Maitland. – Ja wprawdzie nie lubię kotów, nigdy ich nie lubiłam, ale proszę! Widać one też mają jakieś uczucia. Tylko głupio wyszło z tymi pieniędzmi.

– No właśnie – zmartwiła się Jean. – Bo kiedy on wrócił i postanowiłyśmy go zatrzymać, to ja napisałam do pana Doe, wyjaśniłam mu to i dołączyłam przekaz pocztowy na dziesięć szylingów. Otóż dzisiaj rano ten list wrócił z dopiskiem: Adresat nieznany. Więc już same nie wiemy, co zrobić?

– Ja nigdy nie wierzyłem w Johna Doe – rzekł Monty. – Według mnie to był jakiś ciemny typ, panno Maitland, i ja bym radził więcej się tym nie przejmować.

Ale dziewczynce to nie wystarczało i niebawem uczynny pan Egg jechał znowu na północ, w poszukiwaniu tajemniczego pana Doe, wioząc mu przekaz.

Drzwi otworzyła mu w tej samej willi porządnie ubrana, starsza niewiasta, której nie znał. Pan Egg spytał o pana Doe. -Tu nie mieszka. Nigdy o takim nie słyszałam. Monthy wyjaśnił, że poszukuje pana, co kupił kota.

– Kota? – powtórzyła kobieta. Jej twarz się zmieniła. – Proszę wejść, George! – zawołała na kogoś w domu. – Przyszedł jakiś pan w sprawie kota. Może byś mu zechciał – dalszy ciąg zdania wyszeptany został w ucho mężczyźnie, który się wynurzył z salonu i wyglądał na jej męża, którym w istocie był.

George zmierzył pana Egga uważnym spojrzeniem od stóp do głów. – Nie znam tutaj żadnego Doe – powiedział – ale jeśli pan szuka tych, co tu mieszkali, to oni się wyprowadzili. Spakowali się i czym prędzej wyjechali, jak tylko pochowano starszego pana. Ja się opiekuję domem za właścicieli. A jeżeli brakuje panu kota, no to chodź pan popatrzeć.

Przeprowadził go przez dom i tylnym wyjściem do ogrodu. Na środku jednego z klombów wykopana była wielka dziura, jak gdyby nieregularny i płytki grób. Na trawniku zaś spoczywały, ułożone w dwa makabryczne rzędy, zwłoki mnóstwa bardzo już zdechłych kotów. W pobieżnej ocenie pan Egg stwierdził, że jest ich pewnie około pięćdziesięciu.

– Jeżeli któryś z nich jest pański – rzekł George – to proszę. Ale nie są już w za dobrym stanie.

– Boże! – przemówił pan Egg, wstrząśnięty, i przypomniał sobie z przyjemnością, jak to Maher Szalał Chaszbaz powitał go, z zadartym ogonem, na progu u Maitlandów. – Chodźmy stąd i niech mi pan opowie. To… niewiarygodne!

Okazało się, że poprzedni mieszkańcy nazywali się Proctor. Było ich troje, mianowicie stary pan Proctor, inwalida, do którego należał ten dom, z bratankiem i jego żoną.

– Nie mieli służby na stałe. Jako codziennie dochodząca robiła u nich stara pani Crabbe i od niej wiem, że starszy pan nie cierpiał kotów i chorował od nich; spotykałem już takich. Z nim oczywiście trzeba było jak z jajkiem, taki był wątły i serce miał słabe, w każdej chwili mogło mu wysiąść. Więc pomyśleliśmy sobie, jak znalazłem te zakopane koty, czy młody Proctor ich nie pozabijał, żeby starszy pan ich nie zobaczył, bo dla niego to mógł być szok. Tylko dziwne, że wygląda, jakby wszystkie te koty były zabite prawie w tym samym czasie i to całkiem niedawno.

Pan Egg przypomniał sobie ogłoszenie, fałszywe nazwisko, zgłaszających się, których wypuszczano tylnym wyjściem, aby żaden z nich się nie zorientował, ile kotów kupiono od ręki. Przypomniał sobie też dobitne polecenie, żeby przynieść kota punktualnie o szóstej, i pogwizdującego chłopca z koszykiem, który pojawił się w jakiś kwadrans po nich. Jeszcze coś sobie przypomniał, mianowicie to ciche pomiaukiwanie, które dobiegło jego uszu, kiedy czekał w holu, aż Jean pożegna się z Maher Szalał Chaszbazem,

i ten zatroskany wyraz twarzy pani Proctor, gdy spytała, czy Jean bardzo lubi swojego kota. Sprawiało to wrażenie, jakby młodszy pan Proctor gromadził koty w jakimś złowróżbnym celu. Zbierając je z różnych dzielnic Londynu… jak najbardziej oddalonych od siebie… po cóż by inaczej zadawał sobie trud spisywania nazwisk i adresów?

– Na co starszy pan umarł? – spytał pan Egg.

– Po prostu na serce – odpowiedziała pani George – tak powiedział lekarz. Umarł w nocy zeszłego wtorku, biedaczek, a pani Crabbe, która go ubierała do trumny, mówiła, że miał na tej biednej twarzy wyraz przerażenia, ale doktor powiedział, że przy tej chorobie, to nic dziwnego. Ale doktor nie widział, bo nie miał czasu wstąpić, taki był zajęty, jak on strasznie podrapane miał twarz i ręce. Musiał je sobie rozdrapać paznokciami w agonii, ale jak! No, ale już trudno. Wszyscy wiedzieli, że mógł byle kiedy zgasnąć, po prostu jak ta świeczka.

– To ja wiem, Sally – powiedział mąż – no, ale te zadrapania na drzwiach sypialni? Nie powiesz mi, że to także nieboszczyk. A jeżeli już on, to jak się stało, że nikt go nie usłyszał i nie przybiegł na pomoc? Może sobie gadać pan Timbs – to właściciel – że jakieś włóczęgi dostały się tu po wyjeździe Proctorów – i nas wprowadzić, żebyśmy pilnowali – ale po co włóczęgom takie bez powodu niszczenie?

– Ja mówię, że ci Proctorowie to bez serca – stwierdziła jego małżonka. – Pewnie tylko chrapali, a wuj niech sobie zdycha. A jak ten adwokat się rozgniewał! Przyszedł rano, żeby spisać ze staruszkiem testament, a ten nie żyje. A skoro już dostali po nim całe pieniądze, też mogliby go lepiej pochować. Po mojemu to podłe – ani kwiatka -jeden marny wieniec za pół gwinei – nawet nie dąb – tylko wiąz i te jakieś uchwyty, żeby błyszczało. Najgorsza tandeta! Wstydziliby się.

Pan Egg tylko milczał. Nie był on człowiekiem o bujnej wyobraźni, mimo to w myśli ujrzał dość okropny obraz. Widział chorego starca, który śpi, i czyjeś dłonie otwierające po cichu drzwi do sypialni, potem wciągające, jeden za drugim, worki, w których się coś rusza, kłębi i miauczy. Widział, jak rozwiązane worki porzucone zostają na podłodze, drzwi cichaczem zamknięte i przekręcony z zewnątrz klucz. A potem, w ledwie majaczącej poświacie lampki nocnej, zobaczył, jak niewyraźne kształty skaczą i przemykają się po sypialni – czarne i bure, i rude – tam i z powrotem, czając się na bezgłośnych łapach, głucho spadając na aksamitne stopy ze stołów i krzeseł.

A potem – w kłębek na łóżku – ogromny, rudy kot o bursztynowych ślepiach – i krzyk budzącego się – a potem ów koszmar grozy i wstrętu za bezlitośnie zamkniętymi drzwiami. Bardzo stary i schorowany człowiek potykający się, bez tchu, dławi się i tłucze rękoma po tych przeraźliwych cieniach, które dopadają go i uskakują – i wreszcie rozdzierający ból w sercu, kiedy zlitowała się nad nim śmierć. A potem już tylko miauczenie kotów i skrobanie do drzwi, a za nimi nadsłuchujący, z uchem przyciśniętym do dziurki od klucza.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kat poszedł na urlop»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kat poszedł na urlop» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dorothy Sayers - Whose Body?
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Diskrete Zeugen
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Los secretos de Oxford
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Five Red Herrings
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - The Nine Tailors
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Have His Carcass
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Murder Must Advertise
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Clouds of Witness
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Unnatural Death
Dorothy Sayers
Dorothy Sayers - Busman’s Honeymoon
Dorothy Sayers
Отзывы о книге «Kat poszedł na urlop»

Обсуждение, отзывы о книге «Kat poszedł na urlop» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x